- Ja i twoja mama - spojrzał na Liama. - Pobieramy się.
- O Chryste - wymsknęło mi się, patrząc na Liama, którego twarz ukazywała czystą złość. Liam spojrzał na mnie, po czym poszedł do kuchni po klucze do swojego auta.
- Czekaj - podbiegłam do niego. - Załatwię to - szepnęłam do cioci, która wyglądała jakby miała zacząć płakać.
Wybiegłam z domu, a wiatr nieprzyjemnie owiał moje gołe nogi.
- Poczekaj na mnie - powiedziałam.
- Nie musisz tego robić - spojrzał na mnie, w jego zaczerwienionych oczach widziałam smutek. Ale nie płakał, bo Liam Levis nigdy nie płacze.
Ostatnim razem, gdy widziałam go jak płacze było wtedy gdy..
Gdy jego ojciec opuścił go i jego rodzinę. I nagle wszystko stało się jasne.
- Nie muszę, ale chcę - odpowiedziałam.
- Przeziębisz się - spojrzał na moje nogi.
- A od kiedy ty się martwisz czy będę chora? - zaśmiałam się, aby rozluźnić atmosferę, a on tylko wzruszył ramionami uśmiechając się. I moje serce podskoczyło, bo on tak pięknie się uśmiechał. I nie chodziło mi o ten zadziorny uśmieszek, na który laskom miękły nogi, a o ten prawdziwy. O ten szczery uśmiech, który tak pięknie na nim wyglądał.
- Wsiadaj, pyskata - prychnęłam, nie odpowiadając na to określenie.
Usiadłam na miejscu pasażera, a po chwili ruszyliśmy. Było już całkiem późno, podejrzewam, że zbliżała się północ. A ja w tym czasie jeździłam bez celu z Liamem. Z Liamem, i owszem, to było ostro popieprzone.
Mimo późnej godziny obrzeża Seattle nadal tętniły życiem, a na chodnikach spotykaliśmy wielu nastolatków.
- Chcesz o tym pogadać? - zapytałam delikatnie.
- Chyba nie ma o czym, minęło tyle lat. Chyba czas się pogodzić z tym że już nie wróci, co nie? - zacisnął usta. I mimo, że w jego głosie nie było słychać ani krzty smutku, ja wiedziałam, że nie jest najlepiej.
- Twoja mama wygląda na naprawdę szczęśliwą przy nim.
- Wiem to. Naprawdę to kurwa wiem. Ale najwidoczniej jestem jebanym egoistą - powiedział z goryczą.
- Nie, nie jesteś - powiedziałam z naciskem na słowo "nie".
- Jestem, nie znasz mnie - ała, to trochę zabolało.
- Tak się składa, że znam. Bardziej, niż myślisz - spojrzał mi na chwilę w oczy, uważając przy okazji na drodze.
- Nie rozmawiajmy już o tym, okej?
- Okej.
- Okej - zaśmiałam się. - McDonald's?
- Jestem w piżamie - zmrużyłam oczy.
- McDrive? - zapytał.
- Idealnie - odpowiedziałam.
Dziesięć minut drogi później byliśmy na miejscu.
- Słucham - usłyszeliśmy głos w małym głośniku.
- Czego Pani sobie życzy? - Liam spojrzał na mnie z szarmanckim uśmiechem.
- Lody poproszę - również się uśmiechnęłam.
Liam zamówił sobie jakiegoś burgera, a po chwili czekania otrzymaliśmy swoje zamówienia. Podczas jedzenia panowała cisza. Ale nie była ona niezręczna, wydaje mi się, że była ona nam obojgu potrzebna.