Rozdział 4

6K 382 152
                                    

Świadomość powoli przebijała się do ospałego umysłu Liliana. Coś wyrwało go z błogiego i tak potrzebnego snu. Uświadomił sobie, że to przez mocniejszy nacisk umiejscowiony na styku jego głowy z resztą ciała. Było to na tyle przyjemne, że aż syknął zadowolony. Przyjemność ta wyłączyła go na tyle, że znów zapadł w sen. Przez to nie usłyszał ani śmiechu, ani nie zobaczył miękkości w tych czerwonych oczach uważnie śledzących jego reakcję.

Czarny Pan z czułością patrzył na węża rozłożonego w pełni na jego łóżku. Lilian, jego diament wśród węgla. Mężczyzna sam nie wiedział, kiedy dostał obsesji na punkcie tego nastolatka. Widział jednak, że z każdą kolejną chwilą przywiązanie coraz bardziej się w nim zakorzeniało. Nie miał jednak nic przeciwko. W swojej ludzkiej formie Snape był bardzo przystojny, ale nie to było najważniejsze. Był fascynujący, nie do przewidzenia i posiadał gamę talentów, które stale rozwijał. Gdyby mógł, Lord już w pierwszych tygodniach, gdy odzyskał swój dawny wygląd, oznaczyłby go jako swojego. Niestety historia między nimi sprawiała, że nastolatek cały czas w jego obecności zachowywał ochronną postawę. Voldemort próbował być dla niego miły, bardziej się otworzyć, ale zadziałało to w drugą stronę. Lilian jeszcze bardziej się zamknął i zaczął unikać jego obecności. Starszy na razie nie znał przyczyny tego zachowania, więc nie mając wyjścia, musiał wypróbować inne metody. Teraz więc próbował przyzwyczaić chłopca do swojej obecności. Nie był znany z cierpliwości, ale na razie powstrzymywał się od dobitniejszych działań. Takie chwile jak te pomagały mu, gdy mógł po prostu rozluźnić się w czyjejś obecności i bezkarnie obserwować obiekt swojej obsesji. Niestety ta sielanka za chwilę zostanie przerwana. Na dziś miał zaplanowane jeszcze jedno spotkanie i nie mógł go odwołać. Miał nadzieję, że gdy wróci, zastanie jeszcze dodatkową osobę, w swoich komnatach.

O.o.O.o.O

Lilian przebudził się w pełni dopiero kilka godzin później. Przeciągnął się leniwie, przy okazji odkrywając, że nadal znajduje się w swojej formie węża. Lekko zdziwił się, ponieważ ostatnim co kojarzył, było patrzenie na swoje na pewno bardzo ludzkie nogi. Uznał to jednak za winę swojego skołowanego umysłu. Chłopak nie mógł jednak wiedzieć, że został przemieniony w węża przez swojego pana. Mężczyzna ten, gdy położył nieprzytomnego szesnastolatka na łóżku, miał przed sobą zbyt kuszący widok i zbyt słabą wolę. Aby nie ulec pokusie i nie zrobić nic głupiego, dokonał na nim transformacji, uwalniając umysł od bardzo przyjemnych, ale zwodniczych myśli.

Snape podniósł głowę, ciekawy gdzie się znajduje. Jego mięśnie lekko protestowały przy ruchu i były nieprzyjemnie sztywne. Bynajmniej takie były skutki magicznego wyczerpania. Za dzień czy dwa powinien wrócić do pełnej normy, ale do tego czasu musiał przyzwyczaić się do poruszania z czymś, co można porównać do zakwasów po treningu. Czerwone szparkowate oczy rozejrzały się po pomieszczeniu. Najwyraźniej był to ten sam pokój, do którego został wysłany po strój śmierciożercy, a on sam leżał na najwygodniejszym łóżku na świecie. Było mu przyjemnie ciepło, a prawdopodobnie satynowa pościel dawała przyjemne wrażenie na jego łuskach. Nie chciał stąd się ruszyć, ale chyba niestety musiał. Przez wielkie okno znajdujące się z prawej strony widział, jak horyzont zostaje powoli rozjaśniony przez wschodzące słońce. Dziś poniedziałek, a przynajmniej tak zakładał. Jeśli nie pójdzie na zajęcia, wyda się to bardzo podejrzane. I mimo że były to rozsądne argumenty, nadal nie drgnął. Zwężone oczy wpatrywały się w dal, śledząc wzrokiem coś, co mógł uznać za najpiękniejszy wschód słońca w swoim życiu.

Był tak skupiony na tym widoku, że nie usłyszał ani delikatnego skrzypnięcia drzwi, ani kroków wyciszonych przez gruby dywan. Dopiero uginające się łóżko i palce, które zaczęły gładzić jego kark, uświadomiły go o dodatkowej obecności obok niego. Spiął się i odwrócił głowę, chcąc zobaczyć, kto wszedł do pomieszczenia. Voldemort siedział wygodnie na łóżku, tuż obok niego, ale patrzył w jego kierunku. Jego wzrok był skupiony, podobnie jak jeszcze chwilę temu Liliana, na widoku za oknem. Głaskanie wydawało się bardziej automatyczną reakcją niż świadomą decyzją. Może teraz Snape leży na miejscu, które zwykle zajmowała Nagini? Chłopiec pozostał więc czujny, od czasu do czasu patrząc ukradkiem na Czarnego Pana, ale nie odsuwał głowy spod głaszczących go palców. We wspólnej ciszy obaj mężczyźni obserwowali, jak słońce powoli wstaje nad widnokręgiem. Wbrew swojemu postanowieniu z czasem nastolatek zaczął powoli rozluźniać się, gdy palce trafiały w najbardziej przyjemne punkty. Niewiele brakowało, a zacząłby syczeć z przyjemności. Jego chwilę zapomnienia przerwał jednak Voldemort.

W uścisku węża - Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz