Rozdział 11

4.6K 319 225
                                    

W dusznej sali śmierciożercy stali przerażeni, wpatrując się w ich Pana. Lord wyglądał, jakby był gotowy w każdej chwili zamordować wszystkich obecnych. Na zwykle stoickiej twarzy malował się gniewny wyraz, a w oczach błyszczały iskry cichej furii. Dodatkowo w powietrzu od czasu do czasu rozlewały się pasma mrocznej magii, która utrudniała oddychanie. Kilka osób, które miały nieszczęście znaleźć się dzisiaj bliżej tronu, zdążyło już zemdleć z niedotlenienia. Inni wyznawcy nie wykonali nawet ruchu, aby podnieść tych nieszczęśników z podłogi. Byli zbyt przerażeni, aby się ruszyć. Strach potęgował fakt, że nie wiedzieli, co tak bardzo zdenerwowało ich Pana, że ten teraz otwarcie ukazywał swoje emocje. Pozostawało tylko czekać im w napiętej ciszy na zwolnienie lub zbiorowe crucio.

Voldemort był świadomy, jakie myśli krążyły w głowach śmierciożerców, ale nie obchodziło go w tym momencie, jakie wrażenie wywiera. Może nie było to widoczne, ale mężczyzna z całych sił starał się nie wybuchnąć i nie wyżyć na pierwszej lepszej osobie. Pieprzona godzina... Dokładnie tyle minęło, od kiedy przyzwał do siebie Liliana. Pierwszy raz w życiu chłopak nie odpowiedział na wezwanie. Oczywiście, zdarzały się wcześniej spóźnienia. Z tym przeklętym starcem w Hogwarcie, nawet Severusowi zdarzało się wejść z poślizgiem, a był on bardziej doświadczony w sztuce skradania się pod nosem Dumbledore'a. Ale nigdy nie podróż ze szkoły do jego dworu nie powinna trwać, aż tak długo. Było to coś, czego Lord nie tolerował u zwykłych wyznawców, a co dopiero u jego... kochanka? Oblubieńca? Nie miał teraz ochoty zastanawiać się nad poprawnym tytułem, gdy jego ręka świerzbiła, aby złapał za różdżkę. Jego umysł podsuwał mu niebezpieczne pomysły. Lilian powinien zginąć, jeśli ośmieli się teraz przekroczyć próg sali. To uwolniłoby głowę czerwonookiego od uciążliwych emocji, które dręczą go od dłuższego czasu. Wiedział jednak, że nawet gdyby miał w tej chwili okazję nie zrobiłby tego. Za bardzo zależało mu, aby usłyszeć wyjaśnienie tej sytuacji. Oby tylko chłopak miał dobrą wymówkę.

W swojej niecierpliwości, gdy z początku spóźnienie wynosiło tylko piętnaście minut, wezwał do siebie Snape'a. Voldemort był wtedy tylko lekko poirytowany, ponieważ chciał jak zawsze wejść do sali z czarnym wężem wokół ramion, niestety ten był nieobecny już zbyt długo. Śmierciożercy nie mogli być pozostawieni zbyt długo samotnie, ponieważ często dochodziło między nimi do walk o hierarchię. Najczęściej walczyli najwięksi głupcy, doprowadzając do bezsensownych strat w ludziach. Mając nadzieję na szybkie wyjaśnienie i załatwienie sprawy, zapytał on o tę kwestię Mistrz Eliksirów. Czarnowłosy był, delikatnie mówiąc w nie najlepszym stanie, ale zdarzało się to w przeszłości. Niektóre eliksiry były bardzo niestabilne i odejście od nich był niemożliwe, co utrudniało sen czy zwykłą higienę. Dodatkowo mikstury te często same w sobie generowały straszny zapach i jeszcze gorzej smakowały. Dlatego też Lord uprzejmie przemilczał kwestię niezbyt przyjemnego zapachu oraz zaniedbanego wyglądu. Wieści, które usłyszał, nie brzmiały zachęcająco. Wyglądało na to, że Lilian ciągle gdzieś znikał. Uczestniczył w lekcjach, ale to była jego jedyna obecność. Nie przychodził do Wielkiej Sali na posiłki ani na spotkania z ojcem. Trwało to od dłuższego czasu i nie wiadomo było, gdzie znajduje się jego kryjówka.

To wszystko prowadziło do raczej pesymistycznych wniosków. Czarny Pan tworzył w głowie mentalną listę czarnych scenariuszy. Zachowanie Liliana pokrywało się z niektórymi niebezpiecznymi skłonnościami. Osoby w depresji najczęściej powoli odcinali się od swoich bliskich i rodziny. Stawały się coraz bardziej odległe, jednocześnie wykonując swoje obowiązki, aby nie martwić swojego otoczenia. Bez odpowiedniego wsparcia, w samotności powoli dojrzewali do decyzji odebrania sobie życia, aby uwolnić świat od ciężaru, jakim według nich byli oni sami. To najczarniejszy scenariusz, ale jeszcze na szczęście nie miał miejsca, ponieważ Lord skupiał się teraz na pewnym konkretnym znaku róży i odczuwał płynące z połączenia sygnały. Gdyby chłopak nie żył, nie byłoby tam nic. Kolejną opcją był romans, który sprawił, że ślizgon stracił poczucie czasu. To wydawało się mniej prawdopodobne, po niedawnym fisku z eliksirem miłosnym i pamiętnej nocy. Pozostawała więc ostatnia i najbardziej szarpiąca nerwy myśl. Lilian próbował uciec. Może Voldemort postępował z nim zbyt pochopnie, może przestraszył się przyszłości, jaka czekałaby go w Wielkiej Brytania, a może po prostu chciał się odizolować od innych. Żaden z tych powodów nie był blachy i dla kogoś innego odejście, byłoby w pełni uzasadnione, ale myśl, że nigdy nie zobaczy małej zmory, sprawiała, że we wnętrzu Czarnego Pana coś gwałtownie drgało.

W uścisku węża - Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz