Rozdział 23

3.6K 277 120
                                    

Umbridge półleżała oparta o ścianę celi. Wokół siebie miała owinięty cienki koc, który nie zapewniał jej odpowiedniego ciepła. Ale mimo że kobieta trzęsła się z zimna, jej umysł zaprzątały inne sprawy. Zastanawiała się, jak inni zebrani na Wizengamocie mogli jej to zrobić. Była przecież starszym podsekretarzem, była kimś! A teraz gniła w Azkabanie, za atak na jakąś marną kreaturę. Jak Izba Lordów mogła do tego dopuścić? To niewybaczalne, aby ktoś innego gatunku niż ludzie sprawował tak dużą władzę. Ale najwyraźniej wokół niej byli sami głupcy. Gdy wyjdzie stąd, pokaże wszystkim, z kim zadarli.

Znajomy chłód przeszył powietrze, a Dolores przerwała swoje rozmyślania. Zamiast tego oblał ją strach. Z każdą kolejną sekundą zimno stawało się coraz dotkliwsze, a podłoga pokrywała się pajęczynami szronu. Szkieletowate stworzenie okryte w szaty wyłoniło się zza rogu korytarza. Dementor przystanął przed kratami kobiety, sprawiaj, że ta powoli zaczynała odczuwać coraz większe przerażenie. Wydawało jej się, że znowu słyszy stukot kopyt, odbijających się o ściółkę lasu. Następnym wrażeniem były ręce, które zdawały się być wszędzie i ciągnąć ją każda w swoim kierunku. Wyrywała się, szarpała, próbując się wydostać, ale była uwięziona. Wrzeszczała o pomoc, ale wokół niej było zupełnie ciemno i pusto. A mimo to ręce nadal pojawiały się znikąd. Umbridge nie wiedziała, jak długo znajdowała się w takim stanie, ale gdy wracała do rzeczywistości, czuł pod plecami wilgotną podłogę celi. Po jej policzkach płynęły łzy, a umysł nadal płynął, rozpamiętując przerażające urywki.

- Przeklęte kreatury! - Wrzasnęła kobieta na całe gardło, a następnie zaczęła się śmiać, przez płacz.

Gdzie skończyła i to przez jednego głupiego wampira, który musiał poznać swoje miejsce.

- Wymordować ten brud! - Niespodziewanie, nadeszło wołanie z najbliższej celi.

To z pewnością było ciekawe. Dolores mogła przysiąc, że dziś rano ta cela była pusta, ale nie zamierzała narzekać. Jakikolwiek towarzysz do rozmowy był dobry, a jej nowa sąsiadka najwyraźniej podzielała jej poglądy i to z dużym entuzjazmem. Gdyby dawna pani podsekretarz mogła zobaczyć, do kogo mówi, najpewniej nie byłaby już z siebie taka zadowolona.

- Nie mają prawa żyć obok nas! - Wrzasnęła ponownie sąsiadka, wydając z siebie szalony śmiech.

W przeciwieństwie do Umbridge krzycząca kobieta była w radosnym humorze. Jej umysł płynął pięknymi myślami, jak zamorduje pewną kreaturę. Wyobrażała sobie, jak powoli tańczy nożem po jego skórze, jak wiele krzyków wyciągnie i jak szybko uda jej się zmienić błagania w żałosne łkanie. Bellatrix obiecała sobie, że się zemści i to bardzo boleśnie. Za odebranie jej magi, za porzucenie w jakiejś mugolskiej wiosce i co najważniejsze za omamienie jej Pana. Wyjdzie stąd i sprawi, że wszystko będzie jak dawniej. Zabije aurorów, którzy znaleźli ją w wiosce, zamorduje śmierciożeców, którzy tylko patrzeli, jak ich Pan poddaje się podstępnemu czarowi. Znowu będzie ze swoim mistrzem razem oczyszczać świat z brudu.

- Gińcie! Zdychajcie! - Krzyczała do zdarcia gardła, znów się śmiejąc.

Umbridge, ze swojej celi wtórowała jej w okrzykach.

Szkoda, że obie kobiety nie były świadome, że nigdy nie opuszczą tego miejsca.

O.o.O.o.O

Dumbledore siedział w swoim gabinecie za biurkiem. Jego postawa pokazywała całkowite załamanie. Podbródek spoczywał na splecionych dłoniach, a tępe oczy patrzyły w przestrzeń. Na jego twarzy nie było nawet zwykłego dziadkowego uśmiechu. Pierwszy raz od czasów Grindelwalda nie miał pomysłu co robić. Sprawa wydawała się być całkowicie beznadziejna, a wszystkie plany zawiodły. Nie miał swojego Zbawiciela, a bez niego ludzie nie mieli woli walki. Zakon był na skraju rozpadu. Minerwa nie chciała nawet przychodzić na spotkania, mówiąc, że to starta czasu. Rebeus, choć bardzo się starał i był bardzo oddany, nie mógł walczyć, a jego negocjacje z olbrzymami nie poszły zbyt dobrze. Remus Lupin, Mundugus Fletcher i Hestia Jones, to członkowie, z którymi nie było kontaktu już od dłuższego czasu. Stan został zabity, a Severus zniknął wraz ze swoim synem. Nie, żeby Albus nie próbował ich wyśledzić, ale wszystkie sposoby zawodziły. Weasley'owie już nie mieli nic, co trzymałoby ich wraz z Albusem. W zakonie pozostała więc tylko Arabella, Alastor, Kingsley i młoda Nimfadora. Z nich wszystkich jedynie dwaj mężczyźni mieli doświadczenie w walce. Wyglądało to tragicznie.

W uścisku węża - Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz