Rozdział 10

4.3K 342 100
                                    

Dumbledore przeklinał w myślach. Doświadczony marynarz zarumieniłby się, słysząc co poniektóre barwniejsze epitety, ale kto mógł go winić za jego obecny stan? Jego ostatni plan się nie powiódł. Lilian Snape chodził sobie jak gdyby nigdy nic na zajęcia i cieszył się spędzaniem czasu ze swoimi przyjaciółmi. Po chłopcu nawet nie było widać śladu, że został mu podany eliksir miłosny. Gdy dyrektor o tym myślał, dochodził do wniosku, że powinien się tego spodziewać. Severus przez swój tryb życia był bardziej niż paranoikiem, najprawdopodobniej zabezpieczył syna przed niektórymi potencjalnymi niebezpieczeństwami. Albus dowiedział się, dlaczego jego plan nie zadziałał, co nie znaczyło, że był zadowolony. Wolałby znaleźć rozwiązanie swojego problemu, ale zamiast się tym zajmować, utknął teraz na spotkaniu personelu.

W najgorszym możliwym momencie Minerwa postanowiła, że muszą się spotkać. Termin wydawał się rozsądny. Wystarczająco dużo czasu minęło od rozpoczęcia roku, aby było o czym mówić, a do przerwy świątecznej pozostawała jeszcze chwila, dzięki czemu profesorowie mogli na spokojnie rozplanować swoje materiały. Z powodu tak logicznych argumentów, widocznego nacisku ze strony personelu i braku wymówek starzec musiał się zgodzić na spotkanie. Siedział więc na jedynym z krzeseł i udawał, że słucha wywodu Pomony na temat jej borsuków. Mężczyzna szanował kobietę, ale miała ona tendencje do wyolbrzymiania problemów swoich podopiecznych. Z jej opowiadań wynikało, że prawie każdy w Hufflepuffie był bliski załamania nerwowego z powodu obciążenia lekcjami i całorocznej separacji od rodziny. Starając się, aby jego znudzenie i zniecierpliwienie nie odbiły się na jego twarzy, Dumbledore próbował skupić się na czymkolwiek, co uratowałoby go od kolejnego wywodu o płaczliwej jedenastolatce. Zauważył, że Severus najwyraźniej omawia coś z Minerwą.

- Nie mogę uwierzyć, że nie powiedziałeś nikomu z nas, że masz syna. - Powiedziała gniewnym tonem profesor transmutacji.

Miała na twarz wyraz dezaprobaty, prawie identyczny z tym, który używała, gdy wyrażała naganę w stosunku do działań uczniów. Zaciśnięte usta i gniewne zmarszczenie brwi mogło zastraszyć niektórych z jej gryfonów, ale najwyraźniej na czarnowłosym nie zrobiło to żadnego wrażenia. Prychnął tylko gniewnie.

- Kobieto, dręczysz mnie tym od początku roku szkolnego, odpuść to w końcu.

Severus niezaprzeczalnie wyglądał jakby był dziś w wyjątkowo złym nastroju. Oczywiście nigdy nie tryskał on radosną energią, ale zwykle nadawał się on do interakcji z innymi ludźmi. Teraz nawet nie spojrzał on w stronę swojego rozmówcy, tylko uparcie wpatrywał się w ścianę przed sobą. Jego stan wydawał się o wiele mniej zadbany niż na co dzień. Jego skóra miała niezdrową barwę, a szata była pomięta, często też sięgał dłońmi do skroni, jakby próbował pozbyć się bólu głowy. Gdyby nie wiedza Albusa na temat dzieciństwa Mistrza Eliksirów, uznałby, że ten cierpi na kaca, ale to wydawało się bardzo mało prawdopodobne. Przeżycia z ojcem alkoholikiem skutecznie zniechęciły byłego ślizgona do trunków wysokoprocentowych, poza tym był środek tygodnia w czasie semestru szkolnego. Byłoby to bardzo nieodpowiedzialne, zwłaszcza przy tak niebezpiecznym przedmiocie, jakim były Eliksiry. Dlatego właśnie Dumbledore odrzucił tę teorię.

- I będę dalej dręczyć. - Ciągnęła dalej Minerwa, nie zwracając uwagi na stan swojego współpracownika. - Szesnaście lat ukrywałeś przed nami swoje dziecko. Mam prawo męczyć cię dłużej niż kilka miesięcy.

- Nie, po prostu chcesz się na mnie wyżyć z to, że Gryffindor stracił w tym roku szansę na wygranie pucharu Quidditcha.

McGonagall spojrzała na niego gniewnie.

- Moje Lwy mogą to jeszcze nadrobić. - Powiedziała, choć w jej głosie nie było słychać jej zwykłej pewności.

Albus patrzył na to wszystko z pobłażliwym uśmiechem. Zachowywali się niemal jak starzy przyjaciele. Aż miło było posłuchać ich przekomarzań. Uśmiech mężczyzny zmniejszył się jednak, gdy jego wzrok padł na Remusa. Coś było nie tak z brunetem. Nawet teraz, zamiast dać się wciągnąć Filiusowi w rozmowę, ten ignorował wszystko wokół siebie, wpatrując się tępo w stół. Zachowywał się tak od chwili przybycia do Hogwartu. Zatrudniając go, Dumbledore miał nadzieję, że wyciągnie wilkołaka z jego żałoby. W końcu w przeciągu kilku dni stracił on dwójkę ważnych dla siebie osób. Nauczanie miało być dla niego motywacją do nieporzucania życia, dostrzeżenia jasności w zwykłej codzienności. Zamiast tego jego pionek zawał się coraz bardziej oddalać. I do tego jego dziwne zachowania na lekcjach z szóstym rocznikiem. Starzec nie miał jednak teraz czasu się nas tym rozwodzić.

Genialny plan uratowania świata rozpadał się. Tom zyskiwał przewagę, jego siły rosły, a jeśli doniesienia były poprawne, stawał się coraz bardziej śmiały w swoich atakach. Pajęcza sieć, którą była tkana przez lata, rozpadała się. Sojusznicy jasnej strony rozchodzili się, każdy w swoją stronę. Biały król pozostawał już prawie całkowicie samotnie, po swojej stronie szachownicy. Jeśli i ten pionek upadnie, jasność przegra. Lupin za niedługo wrócić do swojego domu. Po przerwie świątecznej miał przybyć nowy nauczyciel. Minerwa choć pozostawała w Zakonie, wolała zajmować się szkołą. Nawet Severus teraz bardziej skupiał się na swoim synu niż na roli szpiega.

W swojej arogancji Albus założył, że cała partia opierała się o jego działania. Zapomniał, że to królowa kontroluje partię, a jej utrata najczęściej oznacza przegraną. Wybraniec odszedł, pozostawiając za sobą połamane figury i to jeszcze w tak kluczowym momencie. Po tylu latach poświęceń wszystko poszło na marne. Znalezienie nowego przewodnika, punktu zaczepienia było kluczowe. Dumbledore próbował, ale jego plan się nie powiódł. Niestety to była jego jedyna opcja.

Lilian Snape - dzika karta.

Nie było to idealne, ale niestety jedyne wyjście. Ślizgon nie miał żadnych powiązań z Albusem, nawet do tej pory nie rozmawiali dłużej niż wymienienie się powitaniem lub pożegnaniem. A z powodu przynależności do domu i głoszonej tam propagandy, mogło być nawet gorzej. Przekonanie dziecka do swojej racji mogło być trudne lub nawet niemożliwe. Prawdopodobnie musiał najpierw złamać dumny kark, aby uzyskać to, czego będzie potrzebować. Dzięki chłopakowi dyrektor byłby w stanie związać kilka luźnych końców i znaleźć czas na rozwiązanie kilku problemów. Może Dumbledore zdąży zbudować nowe sojusze, zanim Tom postanowi ostatecznie uderzyć. Pozostało się o pobłażliwość losu.

W swojej ograniczonej świadomości Albus nawet nie rozważał, że coraz bardziej zbliża się ku upadkowi. Lilian przysiągł już lojalność ciemnej stronie. I choć nikt nie był tego świadomy, zajmował już należne sobie miejsce. Był królową, ale wykutą w czarnym marmurze. Miał przesądzić o losach wojny.

---

Jakby na to nie patrzeć intencje Albusa są dobre..., a droga do piekła jest nimi wybrukowana (choć w tym przypadku, to chyba już autostrada).

Z 500 słów powstało 1000 słów

W uścisku węża - Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz