Draco pluł sobie w twarz. Jak mógł być tak głupi? Posłusznie szedł za rodzicami drogą do wyjścia. Między nimi panowała krępująca i niezwiastująca niczego dobrego cisza. Ojciec szedł nienaturalnie wyprostowany, patrząc ciągle przed siebie. Jego szczęka cały czas pozostawała sztywno zaciśnięta od czasu rozmowy. Za to matka co kilka kroków spoglądała nerwowo na boki. Widać było, że chce jakoś załagodzić sytuację, ale nie mogła nic zrobić. Nikt nie mógł naprawić tego, co blondyn spowodował swoją głupotą i to na własne życzenie.
Dlaczego nie mógł trzymać języka za zębami? W tamtej chwili nie panował nad sobą. Był zirytowany faktem, że nikt z dorosłych go nie słuchał i traktowali go, jakby był powietrzem. Jego duma nie pozwalała mu pozostać niezauważonym. Chyba tylko dlatego jego umysł podsunął mu najgorszą możliwą myśl. Publicznie powiedział, że kocha Neville'a Longbottoma. Nawet nie tolerował tego tchórzliwego gryfona! Sam jego wygląd sprawiał, że Draco miał ochotę z niego kpić. Oceny i zachowanie także pozostawiały wiele do życzenia. Przynajmniej Longbottom był czystej krwi, ale to tak samo, jak prawie każdy członek domu Slytherina. Każdego z nich mógł użyć jako wymówki, a oni z chęcią by się zgodzili, w zamian za przysługę od przyszłej głowy rodziny Malfoy. Zachował się po prostu jak idiotyczny Lew i bez chwili namysłu palnął pierwsze, co przyszło mu do głowy.
Teraz czekała go kara, za to, że wprost sprzeciwił się ojcu i zbrukał honor rodziny. Przynajmniej miał na tyle szczęścia, że wujek Severus i Lilian byli traktowani prawie jak członkowie rodziny, a przynajmniej ich grupy - wszyscy przecież byli ślizgonami. Gdyby to był ktoś bardziej postronny, wtedy nie byłoby pewności czy Draco zdoła wrócić do jutra rana na zajęcia. W końcu przyznał się do miłości do Longbottoma, całkowicie projasnego czarodzieja, bez krztyny talentu magicznego i ambicji. To oznacza hańbę, a Malfoy'owie nie znają tego słowa. Zamiast tego woleli niszczyć wszystko, co może ich zniesławić. Lepiej przecież ściąć coś u źródła, zanim problem postanowi wrócić i wbić się w nieosłonięte plecy.
Właśnie dlatego, gdy drzwi ostatecznie zamknęły się za dziedzicem rodziny, w pomieszczeniu rozległ się głośny plask. Głowa Draco pod wpływem uderzenia odchyliła się w lewą stron. Chłopiec czuł, jak cały jego skóra pulsowała i najpewniej miał właśnie czerwony odcisk dłoni idealnie odbity na policzku. Mimo to blondyn nie próbował w żaden sposób pozbyć się piekącego bólu. Gdyby to zrobił, kara byłaby jeszcze gorsza. Dlatego po prostu czekał na ciąg dalszy. Jego matka stała tylko z boku z bladą twarzą i zaciśniętymi wargami. Chciała coś zrobić, ale nie mogła, nie miała prawa się wtrącać. Od ósmego roku życia oficjalnie, według kodeksu czystej krwi, Draco znalazł się pod opieką Lucjusza Malfoy'a i to on miał prawo decydować w pełni o losie syna. Narcyza była matką tylko na papierze.
Więc w myślach kobieta błagała o łaskę, ale to było zbędne. Ta nigdy nie przychodziła na wezwania. Draco wiedział o tym zbyt dobrze, idąc za ojcem w głąb dworu. Szedł w stronę osobistego piekła.
- Drogi Lisie, dlaczego miłość do ciebie tak boli? - Pytał sam siebie Draco.
Próbował powstrzymywać łzy, które chciały naznaczyć jego policzki, gdy myślał o tym, co czeka go za drzwiami gabinetu. Malfoy nigdy nie da się upokorzyć łzami.
Ciekawe ile razy złamie dziś to postanowienie?
O.o.O.o.O
Severus był w całkowitej rozsypce. Nie był w stanie przyjąć do siebie, że jego pan zainteresował się Lilianem. Ze wszystkich ludzi na ziemi, to musiał być akurat najokrutniejszy Czarny Pan. Wydawało się to całkowicie surrealistyczne, po wspólnej historii, jaką mieli, ale najwyraźniej właśnie tak było. Istniało jeszcze pytanie, jak bardzo trwały będzie ten związek. I w tej kwestii Mistrz Eliksirów nie był pewien, którą z opcji powinien bardziej popierać.
CZYTASZ
W uścisku węża - Harry Potter
FanficŚmierć Harry'ego Pottera niszczy całą nadzieję, ale czy warto wierzyć we wszystko co widzimy? --- Poprawiona wersja "Harry Potter i wężowy naszyjnik". Napisałam to, ponieważ nie byłam zadowolona ze swojego stylu pisania w tamtej książce. Niektóre sc...