Leżała na pościeli, z której wciąż nie potrafiła pozbyć się ostrego zapachu chemikaliów. Przez szpary w białych roletach do sypialni wpadało blado granatowe światło poranka, lampy uliczne gasły, a na chodniki w półśnie zaczynali wypełzać ludzie w puchowych kurtkach i płaszczach. Nastia była zmęczona. Stanęła na łóżku i otworzyła okno, wpuszczając do mieszkania zimne, wilgotne powietrze pachnące jeszcze jesienną burzą. Wzięła parę głębokich oddechów, dreszcz przechodził ją na samo wspomnienie obrzydliwej gęby Baktina, tych bagnistych oczek i krzywo obciętych paznokci stukających o zimną broń. Wiedziała, że brakowało mu jaj, żeby ją skrzywdzić. Poza tym, Yahontov tak by się nim zajął, że wszyscy rezydenci w centrali unikaliby jej, odsuwaliby się jak od trędowatego. Przecież nikt nie chciał nagrabić sobie u Pana Dyrektora, przebiegłego buraka. Zabrała z komody świeżo wyprane ubrania i weszła pod prysznic, chcąc zmyć z siebie ohydny wzrok oficera. To równie dobrze mogłaby być jej ostatnia kąpiel w życiu, biorąc pod uwagę, jak wkurwiony był Baktin. Jeśli jeszcze nie wysłał kogoś, żeby upewnić się, że zniknie z własnej woli, albo wyniesiona w plastikowym worku, chociaż Baktin na pewno wolałby drugą opcję, wkrótce przyjedzie po nią ktoś z Moskwy. Wsadzą ją do Łubianki, przesłucha ją SWR, FSB, a później pewnie nawet paru starych kagiebistów. Tortury Czerwonej Komnaty były porównywalne do sesji masarzu zestawione z tymi, jakie zafundowali by jej żądni wrażeń, uśpieni agenci, z których zdecydowana większość nie miała okazji nikogo pociąć od przynajmniej dwudziestu lat. Przejechała palcami po nadgarstku, na którym wciąż wyczuwała zgrubienie od kajdanek. Nie była pewna, kiedy i jak udało się jej pozbyć nawyku i nie była też pewna, czy nie chciałaby kiedyś do niego powrócić. W końcu po Madame zostało jej tak niewiele, jeśli zamknęła oczy czując zimny metal oplatający jej rękę, mogła wyobrazić sobie, że cały czas jest w piwnicy białego pałacu. Ale tym razem była sama, nikt nie spał obok, nikt też nie przychodził, żeby zdjąć jej kajdanki. Zaczęła uświadamiać dobie, że większym więzieniem od Komnaty był świat poza nią.
Ubrana i z mokrymi włosami zaczęła przygotowywać śniadanie. Dwie kromki chleba wrzuciła do tostera, a w międzyczasie rozgrzała masło na patelni i rozbiła dwa, duże jajka. Miała wrażenie, że porusza się we śnie. Rozejrzała się po małym mieszkaniu. Coś było nie tak. Nie potrafiła powiedzieć, co ale powietrze wibrowało dziwacznie, nawet ulica zdawała się cicha. Był to ten typ ciszy, jaki panował, gdy Barnes zaszedł ją zarówno w Rumunii, jak Sofii. Paranoja poniosła ją w kierunku sypialni, wyjrzała zza rogu, obadała wciśnięte między ściany łóżko, komodę, okno, ale nic nie było w innym stanie, niż być powinno. Jednak niepokój dzwonił w powietrzu, napierał na nią coraz mocniej, aż rozbolał ją brzuch. Podłoga za nią zaskrzypiała tak cicho, że gdyby nie spodziewała się nieprzyjemnych niespodzianek, nie usłyszałaby tego. Ktoś nagle objął ją od tyłu, zamknął ją w ciasnej dźwigni, docisnął do tętnicy, później mocniej, do krtani, aż nie potrafiła nabrać powietrza. Poczuła gorący oddech na skroni.
- Towarzysz Baktin przesyła pozdrowienia.- Mężczyzna miał ciepły, miękki głos. Nie był ogromny, czuła, że nie jest o wiele wyższy od niej, gdy plecami naparł na drzwi, które cudem utrzymały się w zawiasach. Metalowa klamka wbiła jej się w bok, wymacała ją i postarała się obluzować. W pokoju robiło się coraz ciemniej, czuła, jak ciało coraz bardziej jej ciąży. Jednak czując chłód wyrwanej klamki w dłoni, poczuła taki przypływ adrenaliny, jak jeszcze nigdy dotąd. Sięgnęła do twarzy napastnika, palcami wymacała jego oczy i nos. Drapała i szarpała tak długo, dopóki chociaż odrobinę nie rozluźnił uścisku, wtedy zacisnęła dłoń na klamce i zamachnęła się. Mężczyzna wrzasnął i upuścił ją na podłogę. Nastia żarłocznie połykała powietrze, zaczynała widzieć poprawnie. Klamka upadła metr od niej, mogła szybko spojrzeć na mężczyznę, zanim podniósł się i rzucił w jej stronę. Był szczupły, miał trójkątną twarz, małe, niebieskie oczy i rzadkie włosy w kolorze jasnego blondu. Patrzył na nią z takim obłędem, jakby czekał na ten moment całe życie. Tak, jak wygłodzony tygrys spojrzałby na antylopę. Wyciągnął zza paska długi, półmetrowy nóż na rzeźbionej rękojeści, o ostrzu cienkim, jak kartka papieru. Nastia zasłoniła twarz przedramionami, poczuła, jak gibki metal przecina jej skórę, ciepło krwi, spływającej jej po łokciach na podłogę. Krzyknęła krótko, widziała, jak mężczyzna uśmiecha się przed wzięciem kolejnego zamachu. Wiedziała, że w małym pomieszczeniu musi być sprytna, nie dać się zagonić w kąt. Nóż zabłysnął przed jej twarzą, wtedy chwyciła rękę napastnika, brzeg ostrza dotykał jej policzka, ręce trzęsły jej się i powili słabły. Wtedy ostrze coraz pewniej przywarło do jej skóry. Czuła się jak w klatce, oczy mężczyzny błysnęły lodowatym błękitem. W takiej sytuacji nie miała zbyt wielu opcji, przysunęła głowę do nadgarstka Rosjanina, nóż przesunął się gładko po jej policzku, poczuła pieczenie, później ciepło, ale nie mogła teraz rezygnować. Zacisnęła zęby, najmocniej jak pozwoliła jej szczęka, wokół jego dłoni i nadgarstka, ręka zaczynała mu się trząść, a gdy przegryzła skórę, wypuścił nóż. Ostrze zadźwięczało przy zderzeniu z podłogą. Splunęła mężczyźnie w twarz lepką mieszaniną śliny z krwią i rzuciła się w stronę łóżka, gdzie między ścianą i materacem trzymała małego glocka. Napastnik chwycił ją za włosy i rzucił nią o drzwi. Nastia wypadła z sypialni, w której śmierdziało spalenizną. Złapała za rączkę patelni, zwęglone jajka spadły, a gdy mężczyzna z długim nożem wyłonił się z pokoju, przywaliła mu w głowę tak mocno, że śrubka w rączce złamała się i patelnia rozpadła się na dwie części. Stopą oparła się o jego kolano i wspięła się na ramiona. Udało jej się przewrócić mężczyznę, którego zaraz potem przygwoździła do podłogi i zaczęła walić jego głową o drewno, dopóki nie przestał się ruszać, potem oddychać. Jakby za zawołanie sama opadła obok niego, dyszała ciężko, przed oczami tańczyły jej kolory i czarne ziarenka. Zakaszlała, wszystko ją bolało, krew wciąż spływała po przedramionach i policzku. Wykręciła numer do gabinetu Yahontova, zanim w oddali zadźwięczały syreny. Szybko podłączono ją do zielonej linii i usłyszała głos dyrektora przy uchu.
![](https://img.wattpad.com/cover/216573988-288-k96706.jpg)
CZYTASZ
~Russia's Monster~
Fiksi PenggemarTrzecia cześć „The Room is Pain" "what is more unfair than having to choose between being a monster or being a hero? (-when you have to be both.) when you learn that the road to hell is paved with more than just good intentions." -you are not head...