Poranek był ciemny i deszczowy, ciężkie chmury w kolorze ołowiu przykryły niebo, a po niedużej szybie okna nad łóżkiem kaskadą spływała deszczówka. W mieszkaniu było zimno, co Nastii akurat nie przeszkadzało, szczególnie po pamiętnym poranku w Łubiance. Czuła drapanie w gardle i pulsowanie w lewej kostce, którą zaraz po powrocie do domu obłożyła workiem mrożonych warzyw i posmarowała grubą warstwą maści przeciwbólowej. Dużą, wojskową torbę położyła na podłodze w salonie, a na kanapie czekały wyłożone bojówki w woodland, beżowa, bezkształtna koszulka, kurtka pasująca do spodni z przyczepionym do piersi nazwiskiem i świeża bielizna. Cyfrowy zegarek ustawiony na szafce nocnej pokazał godzinę szóstą piętnaście, a zza uchylonych okien do mieszkania wpływały pierwsze odgłosy budzącej się Moskwy; obcasy stukające o szare płytki chodników, szum pojedynczych samochodów przejeżdżających ulicą między rzędami kamienic i ćwierkanie wróbli na skwerze. Leżała przez dwie minuty, zupełnie nieruchomo wpatrując się w sufit pomalowany na biało, przygotowując się na kolejną, długą misję i kolejne obskurne mieszkanie w jakiejś podejrzanej dzielnicy Mediolanu. Nastia westchnęła pościeliwszy łóżko i już w pełni przytomna poczłapała do kuchni, gdzie zagotowała wodę w metalowym czajniku i na szybko ulepiła sobie kanapkę z resztek z lodówki. Cały czas towarzyszyło jej dziwne uczucie, które mogła porównać tylko do tego towarzyszącego człowiekowi tuż przed wyjazdem na urlop. Od niechcenia opłukała naczynia i przetarła je drucianym zmywakiem i dziesięć minut po przebudzeniu była już przebrana i właściwie gotowa do wyjścia. Włosy zebrała w kok podobny do tego, jaki robiła na treningach baletu, przy okazji badając niepokojąco ciemny jak na nią kolor odrostu. Blond Vasilieva, jak lubiła nazywać ten kolor mieszał się z kolorem odrostów prawie niezauważalnie, podczas gdy po dawnej bieli nie było śladu. Zgłupiała, bo w końcu trafiła na coś, czego nie potrafiła w żaden sposób racjonalnie wytłumaczyć. Frustracja ustąpiła miejsca obojętności, gdy naciągnęła na głowę patrolówkę, zawiązała mocno wojskowe glany i narzuciła na ramię torbę z przyczepionym na rzep nazwiskiem ojca.
Palce skostniały jej od mrozu, a powietrze pachniało wilgotną ziemią po deszczu. Nastia przemierzała ulice Moskwy na piechotę, skręcając co jakiś czas i zmieniając trasę. Uważnie wypatrywała śledzących ją ludzi i pojazdów, a gdy po godzinie plątania się po mieście z ciężką torbą na ramieniu uznała, że jest czysta skierowała kroki w kierunku Kremla, skąd miał odebrać ją samochód jadący na port lotniczy Moskwa-Wnukowo, skąd samolotem z resztą oddziału miała udać się do Turynu, stamtąd już pod przykrywką do Mediolanu. Pod Kremlem przywitał ją starszy generał o okrągłych, czarnych oczach i haczykowatym nosie, zasalutowała mu wedle instrukcji.
- Generał Danił Sorokin, będę Pani przełożonym stąd do lądowania w Turynie- Uścisnął jej dłoń, a ponieważ jego była ciepła skostniałe Palce Nastii zapiekły nieprzyjemnie- Z tego, co mi wiadomo nie przeszła Pani naszego...wojskowego szkolenia Pani Kapral, więc dla własnego dobra proszę zachować skromność.
- Oczywiście, Generale Sorokin- Odpowiedziała bezpłciowo, mężczyzna zmierzył ją wzrokiem, skinął powoli głową i machnięciem ręki kazał wsiąść do pancernego GAZ Tigr'a. W środku było tylko odrobinę cieplej, niż na dworze, a to pewnie ze względu na pięciu mężczyzn siedzących cicho w rozkładanych fotelach obitych cienkim, zielonym materiałem i pachnących czymś, co przywodziło na myśl chłodną, wilgotną woń piwnicy. Wszyscy mieli twarze szare ze zmęczenia, dwóch nawet przysypiało z brodą opartą o klatkę piersiową i nie zwrócili szczególnej uwagi na kolejnego pasażera. Nikt się nie odezwał, nie zasalutował, jeden z żołnierzy, pewnie tylko trochę od niej starszy zmierzył ją szybko wzrokiem bystrych, błękitnych oczu. Na jego mundorze zobaczyła nazwisko Zupkov, a przed oczami migneła jej z niechęcią wspominana twarz tego pierdolonego zdrajcy, Ivana. Zanim zdążyła zapiąć pas samochodem bujnęło, silnik zawarczał krótko i ruszyli.
Nastia nie zdjęła czapki ani nie rozpięła kurtki, a nogi oparła delikatnie na torbie leżącej pod jej siedzeniem. Okna były na tyle wąskie i na tyle wysoko, że widziała przez nie tylko niebo zasnute szarymi chmurami zwiastującymi kolejną falę ulewy, było cicho, za co była wdzięczna bo wcale nie miała szczególnej ochoty na niezręczne łamanie lodów z towarzyszami podróży, a do tego mogła co jakiś czas przymknąć oczy i chociaż udawać, że przysnęła. Kostka znów zapulsowała nieprzyjemnie i Nastia poluzowałaby sznurówki, gdyby nie paląca chęć pozostania w cieniu, nie zwracania na siebie uwagi. Przypomniała sobie, że w boczne kieszeni torby śmiała się z niej tubka maści przeciwbólowej i miała ochotę zdjąć glana i cisnąć nim o ścianę.
Myślała o Jelenovej, o tym jak będzie wyglądało jej nowe lokum i jak często będzie musiała robić piesze rundki po Mediolanie. Czy amerykanie się jej spodziewają? Wyślą za nią ogon? Wiedziała, że nie powinna była cieszyć się na taką możliwość, ale coś co siedziało w niej bardzo głęboko zatliło się delikatnie i wymusiło uśmiech. Może znów zobaczy się z Natalią? Usiądą przy kawie jak dwie stare znajome, będą plotkować o znajomych z pracy i nawet nie tkną tematu polityki, a wieczorem pójdą na drinki do jakiejś drogiej knajpy w centrum miasta. I nagle nawiedziły ją dwie, smutne konkluzje; Po pierwsze bardziej prawdopodobnym było, że ona i Romanova spotkają się w jakimś obskurnym hotelu, albo wilgotnej piwnicy niż przy barze Crudite Milano, a po drugie jeśli amerykanie rzeczywiście się jej spodziewają to wyślą raczej CIA, albo Tarczę i aresztują ją zanim zdąży powiedzieć buongiorno.
***
Dzisiaj trochę krócej :)

CZYTASZ
~Russia's Monster~
FanfictionTrzecia cześć „The Room is Pain" "what is more unfair than having to choose between being a monster or being a hero? (-when you have to be both.) when you learn that the road to hell is paved with more than just good intentions." -you are not head...