14

167 9 0
                                        

Obudziła się spocona, przewracając się na skrzypiącym materacu. Na tarczy plastikowego zegara wiszącego na ścianie, pochodzącego przynajmniej z lat osiemdziesiątych wybiła piąta trzydzieści pięć, a Nastia stwierdziła, że szczególnie dzisiaj nie da rady spać ani chwili dłużej. Gapiła się tępo na pożółkłą tarczę i ledwo zipiące, cienkie wskazówki. W mieszkaniu było cicho, dochodził do niej stłumiony przez zamknięte okna szum ulicy i wydawało jej się, że cały czas słyszy dźwięczny brzdęk wąskiego ostrza. Pogładziła palcami zraniony policzek, lepki od maści i cuchnących cebulą, wojskowych specyfików, które hojnie zafundowało jej szefostwo. Po ranie prawie nic nie zostało, a jednak skóra szczypała za każdym razem, gdy Nastia przypomniała sobie twarz chuderlawego skrytobójcy. Jeszcze raz przeklęła w myślach Baktina, tego sukinsyna i nie zasławszy łóżka podreptała do łazienki, by zmyć z siebie kwaśną woń potu zmieszaną ze wstydem.

Do Włoch miała wyjechać zaraz po wystawieniu Bajadery, w której ku jej wielkiemu szczęściu miała zatańczyć u boku Dimitrija. Uśmiechnęła się na wspomnienie tych bajkowych oczu i twarzy jak z greckiego dramatu. Miała zatańczyć rolę Nikiji, tytułowej bohaterki. Wierzyła w prawdziwą miłość, bogów, dla których tańczyła w świątyni, w sprawiedliwość. Zakochana w Solarze, w którego idealnie potrafił wcielić się Dimitri, odtrąca Bramina. Jednak jej ukochany nie potrafi sprzeciwić się woli władcy, Radży, który przeznaczył mu już swoją córkę i poślubią Gamazatti, czym może nie bezpośrednio, ale przyczynia się do śmierci Nikiji. W balecie, Solar miał symbolizować pokorę wobec woli innych, brak sprzeciwu. Nastia uwielbiała tę sztukę, a jeszcze bardziej cieszyła się na myśl, że może pierwszy raz w życiu będzie miała szansę zatańczyć z kimś, kogo zna i mogłaby uznać za przyjaciela. Ubrana w szary sweter z golfem i czarne, dżinsowe spodnie i z włosami zawiniętymi w szorstki ręcznik nastawiła wodę na herbatę. Czuła się, jakby dostała silnego ataku choroby lokomocyjnej, skręcało ją w żołądku, czuła kwaśny smak w ustach, który momentami przyprawiał ją o dreszcze. Wypicie gorącego earl greya tylko pogorszyło sytuację. Czy na prawdę aż tak się denerwowała? Myśląc o generale, wyobrażając sobie, jak wreszcie się z nim rozprawia nie czuła obrzydzenia, czy strachu. Jeśli w ogóle coś czuła to niesłychaną ulgę, jakby za chwile miała wypełnić swoje przeznaczenie. Ale dziwne mdłości nie odpuszczały, dopóki nie zagoniły jej do łazienki, gdzie zawisła nad muszlą z łzawiącymi oczami, wypluwając ciepłą jeszcze herbatę wymieszaną z sokami żołądkowymi drażniącymi przełyk. Wymiotowała przez przynajmniej minutę, ręce jej się trzęsły, a z nosa ciekła słona woda. Splunęła ostatni raz i znów umyła zęby. Co do czorta? Zapytała własne odbicie, jednak było równie nieświadome, jak Nastia. Ciążę mogła wykluczyć, z wielu powodów. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była chora, a karki mogła skręcać cały dzień i nie poczuć nawet subtelnego łaskotania w żołądku. Zdążyła już zapomnieć o fenomenie, jakim stały się jej odrosty, machnęła tylko ręką. Mogła kontemplować, jak Kaprova rzucą wilkom w kawałkach. Nic nie zjadła, zrobiła tylko makijaż, zakrywając ślad po ranie i cienie pod oczami. Teraz to dopiero była dumą Rosji, do prawdy. Rzygająca baletnica.

Wyszła z mieszkania o siódmej trzydzieści i złapała metro w okolice siedziby FSB. Nie mogła usiedzieć, cały czas miała ochotę tupać nogą ze zniecierpliwienia. Była jak dziecko, które za chwilę miało dostać wymarzony prezent i sama przed sobą tego nie ukrywała. Gdy wyszła na Plac Łubiański, mroźne powietrze zaszczypało ją w policzki, patrzyła chwilę na potężny, pomarańczowo żółty budynek z niewielką wieżą zegarową i rzeźbionymi okiennicami na najwyższym piętrze. Pomyślała, ilu ludzi zabito tam podczas Zimnej Wojny, nawet dla niej taka masakra była hańbą. Postanowiła jednak nie wspominać o tym szefowi i grzecznie, nie zadzierając zbytnio nosa poszła w stronę budynku. Przed bramą już czekał na nią wysoki, szczupły mężczyzna, wyglądał na najwięcej trzydzieści lat i miał na sobie prosty, beżowy płaszcz. Uśmiechnął się do niej, błyskając ciemnymi oczami.

- Towariszcz Yahontov czeka na Panią w swoim gabinecie.- Oznajmił melodyjnym głosem, po czym gestem wskazał wysokie, drewniane drzwi.- Pozwoli Pani, że ją zaprowadzę.- Nastia skinęła tylko głową i posłała mu przelotny uśmiech. Miała wrażenie, że kompletnie odebrało jej mowę, nogi miała niesamowicie ciężkie i sztywne. Im szybciej wejdziesz, tym szybciej wyjdziesz.

Weszli do przestronnego holu. Podłoga była z beżowego marmury, tak lśniącego, że Nastia widziała w niej własne, niewyraźne co prawda odbicie. Ściany były wysokie, sklepienie pomalowane piękniej, niż niektóre kościoły, Nastia zadrżała. Strzeliste, eleganckie sale po strop wypełnione były zakłamaniem, nieokiełzaną chciwością i okrucieństwem. Mijający ich pracownicy obrzucali ją mglistym wzrokiem, wlepiali wilgotne gały w zgrabna figurę i ładną buzię, aż Nastii zachciało się zrzygać któremuś na wypolerowane lakierki. Cicho podążała za wysokim oficerem, który też najwyraźniej nie był skłonny do rozmów, albo nie chciał się narażać szefostwu. Chociaż przypuszczała, że chodziło o jedno i drugie, sądząc po kwaśnej minie i wykrzywionych wargach. Zatrzymali się przed mocnymi, mahoniowymi drzwiami, mężczyzna kazał jej zaczekać, po czym zapukał i jak gad wślizgnął się do gabinetu. Nastia poczuła, jak powietrze wokół niej gęstnieje, oblepia ją całą. Czuła się, jakby dobrowolnie wmaszerowała do gniazda szerszeni i to jeszcze do tego z bananem na twarzy. Korytarz był długi, po obu stronach były drzwi gabinetów ważnych osobistości, przynajmniej w środowisku wywiadowczym. Modliła się w duchu, żeby nie spotkać dziś żadnego z tych nowych carów. Mahoniowe drzwi otworzyły się mniej, niż minutę później, chociaż dla niej czekanie trwało całą wieczność. Yahontov uśmiechnął się ze skórzanego fotela, jak zwykle cuchnął cygarem i bufornerią. Drzwi zamknęły się za nią i nastała cisza. Usiadła w fotelu na przeciwko szefa, ten nalał jej whisky do kryształowej szklanki i rozsiadł się wygodnie. Chciała coś powiedzieć, upomnieć się o długo wyczekiwaną zemstę, jednak mężczyzna uciszył ją gestem.

- Cierpliwości.- Powiedział i miała ochotę urwać mu głowę. Dziś jednak postanowiła się powstrzymać, oparła się o miękki podłokietnik i wzięła łyk ze szklanki. Płyn pachniał mokrym drewnem, żywicą. Przyjemne ciepło wypełniło ją od środka, postarała się zapamiętać to uczucie. Gabinet był mniejszy od tego w siedzibie SWR, ale bynajmniej ani trochę mniej królewski. Podłoga była wyłożona ciemnym, lakierowanym drewnem i okryta dużym, czerwono złotym, wydeptanym dywanem. Ściany zdobiły oprawione w złote ramy obrazy, wśród nich znalazł się portret Piotra Wielkiego, zajmujący honorowe miejsce nad zdobionym kominkiem. Siedzieli w fotelach na przeciwko drzwi, a tuż za plecami Nastii znajdowało się antyczne biurko i dwie, odnowione komody zastawione kwiatami i malowanymi figurkami z delikatnej porcelany.

Zdążyła dopić drinka, zanim z korytarza nie dobiegły ich kroki, a później stłumione rozmowy. Wstrzymała oddech, co jeśli okaże się za miękka? Po tylu latach, ciężko było uwierzyć, gdzie była, kogo za moment miała zobaczyć. Jasnowłosa kobieta położyła jej dłoń na ramieniu, zapach perfum Madame zdawał się wypełnić pomieszczenie. Tyle już znała duchów, jak w ogóle zdołała spamiętać je wszystkie? Pomyślała o Ivanie Zupce, czy on też nie żył? Nie słyszała od niego od czasu, gdy skurwiel wydał ją Hydrze. Ciekawe, co u jego bratanicy. Drzwi w końcu się otworzyły, serce zabiło jej mocniej, po czym stanęło, gdy zobaczyła blade oczy i nowiutki mundur. I Kaprov chyba poczuł się podobnie, bo zaniemówił i wlepił w nią oczy bestii. Syurpriz, mudak. Niespodzianka.

...

Kupiłam rosyjskiego szampana. Smakuje jak szampan, niespodzianka.




~Russia's Monster~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz