Rozdział 15

9 0 0
                                    


*perspektywa Sylv*

Poruszyłam się na łóżku, powoli wracając do świadomości. Jednak coś mi tu nie pasowało. Od czego by zacząć, zbyt wygodnego i dużego łóżka czy mieszanki męskich perfum. Bałam się otworzyć oczy, żeby nie zobaczyć czegoś, a właściwie kogoś obok siebie. No myśl Sylv, byłaś za klubem, później gadałaś z palantem, wracałaś do domu. Weszłam do tego mieszkania, nawet gadałam z Alex, a później źle się poczułam. Idiotko panikujesz, a pewnie Simon zaniósł mnie do ich pokoju, żeby blondynka miała na mnie oko i nie musiała latać między pokojami. Genialna ze mnie przyjaciółka, no po prostu jebnę sobie order na czole.

Otwarłam powoli oczy. Dobra to nie jest to mieszkanie, chyba że Alex zrobiła remont przez noc. Podniosłam się do siadu. Chyba wylądowałam w innej rzeczywistości, albo czasoprzestrzeni. Byłam w ogromnym pokoju koloru bordowego. Meble były z czarnego drewna, tak samo jak łóżko, choć poprawniejsze było by stwierdzenie łoże. Tylko baldachimu brakuje. Całość nadawała jakiegoś mrocznego klimatu. Patrząc na to wszystko łącznie z czarną pościelą, mogę sobie rękę uciąć, że to właśnie ulubiony kolor właściciela. Nim zdążyłam postawić pierwszy krok na ziemi, usłyszałam jak ktoś puka w futrynę wielkich przeszklonych drzwi. Stał oparty o nią ten sam brunet co wczoraj. Miał na sobie czarne jeansy i koszulę tego samego koloru. Jej rękawy były podwinięte do łokci. Jednak największą uwagę przyciągały mokre włosy i czarne oczy, które właśnie przewiercały mnie na wylot. Ha, mówiłam, że ktoś tu ma problem z innymi kolorami.

- Co tu robię? – jakoś nie spieszył się z odpowiedzią - Byłam w mieszkaniu, więc jak tu trafiłam. Słucham. Może krasnoludki mnie przeniosły, co? – chłopak parskną śmiechem. – Dla mnie to nie jest zabawne.

- Sylvia uspokój się. – powiedział roześmiany. – Źle się czułaś, Alex się o ciebie martwiła, więc po ciebie przyjechałem.

- Skoro tak, panie nieznajomy, to dlaczego nie jesteśmy w tamtym mieszkaniu?

- Powiedzmy, że tu miałem większe możliwości, by ci pomóc. – sarkastyczny uśmieszek wpłynął na jego twarz

- Dobra to teraz, panie „ nie znamy się", wyjaśnij mi jaki miałeś w tym interes.

- Jace – powiedział i wskazał na siebie. Patrzyłam przez chwilę w osłupieniu.

Kiedy spałam, przypomniała mi się pewna sytuacja. Ktoś napadł na mnie i Alca, nie mieliśmy szans żeby obydwoje z tego wyjść cało. Brat kazał mi biec ile sił w nogach. Nie myślałam nawet o przeciwstawianiu się, lecz nie mogłam go zostawić na pastwę losu. Wbiegłam na werandę jakiegoś domu i zaczęłam walić do drzwi, wołając „ Jace". Po chwili drzwi się otworzyły, a w nich stał wysoki chłopak, starszy ode mnie. Miał czarne włosy i ubranie w tym samym kolorze z wyjątkiem czerwonej koszuli w kratę. Uśmiechał się, jednak kiedy spojrzał na moją twarz mina mu zrzedła.

- Co się stało? –spytał przerażony, aksamitny głos.

- Jace ... Alec... ratuj... - dyszałam zmęczona po biegu.

- Gdzie? – z jego oczu biła wściekłość i wielki mrok. Zupełnie jakby tęczówki stały się wielkimi czarnymi dziurami. Po tym wspomnienie się urwało i powróciło poprzednie z mężczyzną stojącym do mnie tyłem i przekonującym, o pozostaniu w domu.

- Alex mnie poprosiła, więc ze względu na dzieciństwo ... - jego słowa przywróciły mnie do normalności. Jeżeli można to tak nazwać.

- Chwila... - przerwałam mu - Czyli ty byłeś tym trzecim chłopakiem w naszej paczce?

- Raczej pierwszym, bo jestem najstarszy. – uśmiechnął się cynicznie

- To rzeczywiście wcale się nie znamy... - teraz to się wściekłam – Spędziłam z tobą połowę dzieciństwa, ale ni chuja mnie nie znasz, co?

- Uważaj na słownictwo! Tymi ustami całowałaś swoją mamę. – jeżeli wtedy byłam wściekła to teraz moje wkurwienie wyszło poza skalę.

- Jak śmiesz wspominać moją matkę, po tym co zrobiłeś?

- Chodzi ci o uratowanie życia, podwójnie- jego oczy tryskały piorunami, podszedł bliżej

- Oj przepraszam, że wczoraj się wrąbałam w te twoje szemrane interesy. Skoro jestem takim utrapieniem, to dlaczego nie dasz mi spokoju, co? Po co się mną zajmujesz. Jace wielki król Nowego Jorku. – na te słowa lekko zesztywniał – Rozumiem, ze chcesz zapomnieć o przeszłości, bo tak mniej boli. Jednak wspomnienia to wielki skarb, docenia się o dopiero jak się go straci. Dlatego nie cierpię, jak ktoś wmawia mi, że mnie nie zna, to doprowadza mnie do paranoi. Jeżeli nie chcesz mnie widzieć, bo za bardzo przypominam ci mojego brata rozumiem, sama wolałabym, żeby to go pierwszego wyciągnęli i by to on żył...

- Teraz posłuchasz mnie uważnie – przerwał mi, przyciskając do ściany. Nie wiem jak, w tak krótkim czasie pokonał tą odległość i mnie przyparł, ale dam sobie rękę uciąć, że kiedyś zrobił mi to samo. Był tak blisko, że jedno pasemko jego mokrych włosów powędrowało na moje czoło – powiesz jeszcze jedno słowo, że nie chcesz żyć, a nie ręczę za siebie. Twoi rodzice i brat nie żyją, możesz płakać ile chcesz, ale to nic nie zmieni. Wiem jak to jest stracić rodziców, nawet najgorszemu wrogowi tego nie życzę. Jeżeli nie chcesz znieważać pamięci po twoich rodzicach, nawet nie myśl o zrobieniu sobie czegoś. Wystarczy, że się ciełaś.

- Puszczaj !- próbowałam wyrwać mu się, ten jednak nie drgnął.

- Pamiętasz więcej niż przypuszczasz. – powiedział patrząc mi w oczy, po czym gwałtownie się odsunął

- Nic o mnie nie wiesz.

- Masz, kurwa stu procentową rację. Nie mam bladego pojęcia o skrzywdzonej przez los, bezbronnej Sylv. Natomiast wiem wszystko o Rosalindzie. – znowu to imię. Najpierw Sebastian tak do mnie mówi i oświadcza, że właśnie tak mam na imię, później to wspomnienie i teraz ten palant.

- Jeśli jaśnie wielmożny król pozwoli... - mówiłam prześmiewczo – wrócę do przyjaciół.

Odwróciłam się i ruszyłam do drzwi, którymi brunet wszedł do pokoju. Znalazłam się na korytarzu i myślałam, ze jestem w jakimś pierdzielonym horrorze, a ten cały Jace zaraz okaże się seryjnym mordercą. Patrząc na to w jakich dziwnych okolicznościach zniknęli wczoraj tamci faceci, to chyba nawet się nie mylę. Niby jeden mnie prawie pociął, ale przecież są różni ludzie i tylko, że ktoś nam się nie podoba to nie znaczy, ze powinien zniknąć. Nie mówię, że nie należał mu się wpierdol, bo sama bym mu go spuściła. Kolejne drzwi i kuchnia, co za rąbany labirynt. Jak ten facet może się tu połapać. To mieszkanie jest jak jakaś pułapka.

- Pomóc ci? – usłyszałam za sobą

- Dam sobie radę. – powiedziałam zła i ruszyłam ku następnym drzwiom - Składzik na miotły – jak powiedział tak było. Otwierając drzwi musiałam coś ruszyć, bo w moją stronę właśnie leciała miotła. Nie poczułam jednak uderzenia, bo ręka Jace'a chwyciła ja tuż przed moją głową.

- Właśnie widzę. – stwierdził z przekąsem i jednoczesnym rozbawieniem – Chodź, odwiozę cię. – wystawił w moją stronę dłoń. Po dłuższym wahaniu i biciu się ze swoją dumą, doszłam do wniosku, że sama stąd nie wyjdę, więc chwyciłam ją. Może to zabrzmieć jak z jakiegoś tandetnego romansidła, ale pasowały do siebie idealnie. Nie mówiąc już o tym, że ten chłopak przyciąga mnie nie mam pojęcia dlaczego. No dobra jest zabójczo przystojny, ale to dupek.





Rozdziały we wtorki i soboty

KJ



Księżniczka Mroku: Przebudzenie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz