Rozdział 18

12 1 0
                                    


- Spokojnie wszystko będzie dobrze. – zaczęła znowu się zbliżać

- Stój! – Alex stała jak wryta – Nie chce cię skrzywdzić.

- Nic mi się nie stanie. Musisz się uspokoić, rozumiesz. Wszystko będzie dobrze, tylko musisz być spokojna. Widzisz jestem cała. – stwierdziła łapiąc mnie za rękę. Rzuciłam jej się na szyję i poczułam jak łzy mi spływają po policzkach. Nie wiedziałam co się ze mną dzieję. – Powiedz mi co tu się stało.

- Wyszłam z klubu się przewietrzyć. Po kilku minutach przyszli ci – wskazałam na nieprzytomnych mężczyzn – i zaciągnęli mnie tutaj. Kilka razy mną rzucili i mnie walnęli. Kiedy pojawiły mi się mroczki przed oczami, przypomniałam sobie ten symbol. – wskazałam na ziemię. Moje dzieło zaczęło się zmywać i w końcu zniknęło. – Proszę powiedz, że ty też to widziałaś, a ja wcale nie zaczynam wariować.

- Hej Sylv co ja mówiłam, wszystko będzie w porządku. Wydaje mi się, że najwyższy czas na szczerą rozmowę naszej czwórki, ale najpierw trzeba cię opatrzeć, ta rana nie jest zbyt ładna. – powiedziała i zaczęliśmy kierować się w stronę klubu.

- Jak to naszej czwórki, przecież jest nas piątka?

- Nie mówiłam o Simonie, Meg czy Jackobie. Chodzi o nas, Sebastiana i napuszonego buca, który jeżeli nie ma apteczki w tym zarąbistym klubie, to go własnymi rękami uduszę.

- Wiesz co, nie za bardzo pomogłaś, w zrozumieniu czegokolwiek. – zaśmiałam się

Przechodziłyśmy jakimiś bocznymi korytarzami klubu, dochodząc do schodów, po których weszłyśmy. Widok stąd na parkiet był niesamowity. Nawet nie wiedziałam, że w tym klubie są loże vip. Alex ciągnęła mnie wzdłuż nich dochodząc do dużych mahoniowych drzwi, przed którymi stał facet. O ile to nie majak spowodowany wstrząsem mózgu i małą ilością krwi, to chyba ten sam wgonił mnie do środka za pierwszym razem. Gdzie byłeś teraz, co? Alex coś do niego powiedziała, a ten tak po prostu ją przepuścił. Naprawdę, cokolwiek blondynka mu powiedziała mogła to zrobić jakakolwiek inna dziewczyna. Beznadziejną mają tu ochronę. Niby jaka mogłaby być skoro sprzedają drinki siedemnastolatce.

Pomieszczenie do którego weszłyśmy było przestronne. Umeblowane jak jakieś miejsce, w którym już byłam, ale za Chiny nie przypomnę sobie o co mi chodzi. Granatowo –szare ściany na których wisiały jakieś obrazy, które też skądś kojarzyłam. Czarne meble i wielkie biurko w tym samym kolorze zasłane papierami. Największe wrażenie robiła całkowicie przeszklona ściana, ukazująca klub. Właśnie przed nią stał mężczyzna. Był cały ubrany w szafirową koszulę i czarne spodnie. Choć widziałam wyłącznie jego plecy mogłam wywnioskować, że jest umięśniony, ale nie za bardzo. Popijał bursztynową ciecz, nie przejmując się tym, że ktoś zaszczycił go swoją obecnością.

- Proszę powiedz, że masz w tym pierdzielonym klubie apteczkę – mężczyzna natychmiast odwrócił się po usłyszeniu głosu Alex. Wydawało mi się, że to Jace, jednak kiedy podszedł bliżej przestało mi się wydawać, to był on. Położył dłonie na moich policzkach, oglądając moją głowę. Dopiero wtedy zorientowałam się jak bardzo jestem słaba i jak mało już kontaktuje. Chłopak obejrzał moją skaleczoną rękę, co wywołało grymas na mojej twarzy

- Apteczka to nie za dużo tu pomoże. Co się stało?

- Jakiś czterech gości ją zaatakowało...

- Przecież miałaś ją pilnować – warknął na Alex

- Poszłam zaraz za nią. Zamiast drzeć się na mnie, byś mi dał dokończyć bo reszta historii powinna być dla ciebie bardziej interesująca. – zaczęli zabijać się spojrzeniem

- Oboje przestańcie się wydzierać, głowa mi pęka. – kiedy to powiedziałam, zaczęłam kasłać. Ciągle się dusząc, spojrzałam na moje ręce. Były we krwi. Czyli spokojne dni oficjalnie uważam za zakończone. Po dłuższej chwili mogłam już normalnie złapać oddech, jednak skutkiem niedotlenienia było to, że osunęłam się na podłogę. Rąbnęłabym łbem o ziemię z wysokości mojego metra siedemdziesiąt, gdyby nie to, że objęły mnie czyjeś silne ramiona. Do moich nozdrzy dotarł bardzo przyjemny zapach wody kolońskiej, którą skądś znałam. Niech pomyślę, pewnie z łóżka Jace'a.

- Co się stało?!- czy on nie może obniżyć choć trochę głośności

- Użyła zaklęcia obronnego. – nie rozumiałam co Alex właśnie powiedziała, ale dobrze widziałam wymalowany szok i zaskoczenie w oczach Jace'a, który latał wzrokiem między mną i blondynką.

- Żartujesz, prawda? Proszę cię powiedz, ze żartujesz.

- Nie, znalazłam ją roztrzęsioną za klubem. Na ziemi jeszcze widniał znak wymalowany krwią. Możesz jej w końcu jakoś pomóc, ona się wykrwawia! – to prawda, słabłam coraz bardziej

- Nie rozumiesz, ona nie powinna być w stanie wykrztusić z siebie choćby iskry. Musiałem zablokować jej moc, żeby nie przebudziła się zbyt wcześnie. W ogóle w jaki sposób pamiętała znak? – wypluwał z siebie słowa , a ja słyszałam je coraz ciszej. – Sylv! Rosa! Nie zasypiaj, nie możesz!

- Nie będziesz mi mówił co mogę, a czego nie. – i na złość wszystkim odpłynęłam





Znacie to przysłowie " Na złość babci odmrożę sobie uszy", tak to fajnie, nie to już znacie. Sylv chyba za bardzo wzięła je do siebie.

KJ

Księżniczka Mroku: Przebudzenie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz