Rozdział 1

662 67 10
                                    


Dwa i pół tygodnia. Dokładnie tyle czasu Kuba spędził w Bostonie, oczekując na jakąkolwiek informację od Anastazji. Siedział w jej mieszkaniu i nie opuszczał go na krok, licząc... Każdego dnia liczył, że jednak wróci. Chciał usłyszeć jej głos, poczuć ciepły oddech na karku i miękkie wargi na skórze. Oczekiwał uśmiechu, wyjaśnień i rozpoczęcia nowego działu w życiu, który mieli zapoczątkować w dniu ich wylotu do Polski. Tak bardzo cieszył się na myśl wspólnego mieszkania w Warszawie, powrotu do tej dawnej rzeczywistości. Chciał wprowadzić nieco spokoju w ich życie, stabilizacji, której zażyć nie mogli z uwagi na ich ciągłe podróże między kontynentami. Zapowiadał się cudowny, wspólny czas.

W głowie pojawił mu się pomysł na nowy projekt i miał zamiar się do niego przyłożyć, by wszystko poszło po jego myśli, a świat mógł ponownie usłyszeć o Quebonafide. Wierzył, że wróci na dobre, a narzeczona przy jego boku da mu wiele satysfakcji i radości, pozwalając spełniać się w swojej pasji, pracy. Pragnął powrotu na scenę, ale też połączenia tego z dotychczasowym życiem. Miał nadzieję, że po zejściu ze sceny będzie mógł odnaleźć swoje magiczne sacrum w ramionach Anastazji. 

Wszystko prysło, niczym bańka mydlana. Nastawiony pozytywnie mężczyzna, spotkał się ze ścianą, a jego puszka pandory ponownie rozsypała się na podłogę. Tym razem nie miał przy swoim boku kojącego uśmiechu Kondrackiej, której delikatne dłonie i słodki uśmiech zaleczyłby wszystkie blizny powstałe w sercu rapera. 
Odeszła i nikt nie miał pojęcia co się z nią działo. Nie dawała znaku życia, zapadła się pod ziemię, jakby zupełnie nigdy nie postawiła na niej kroku. Zaginął o niej ślad, słuch i powoli przygasały wspomnienia. 

Spokoju nie dawało mu zdjęcie USG i dwa smoczki znalezione w mieszkaniu, była w ciąży? To dlaczego uciekła, przecież nie zostawiłby jej. Doskonale wiedziała, że chciał dziecka i był gotowy ponieść ciężar ojcostwa na swoich plecach. Uciekła usunąć ciążę? To dlaczego przekazała mu o niej informację? W głowie miał więcej pytań i niejasnych domysłów, niż faktów i informacji o jej stanie zdrowia. 

Był bezradny, nie mógł w żaden sposób zaalarmować i działać. Policja również rozkładała ręce, bo nikt nie miał pojęcia co się z nią stało. Nie pozostawiła żadnych śladów. Nie mogli zgłosić porwania, bo nie mieli dowodów. Obdzwonili najbliższe szpitale, ale w żadnym nie znalazła się brunetka. Kuba odchodził od zmysłów i z każdym dniem coraz bardziej utwierdzał się w teorii, że dziewczyna po prostu miała dość i uciekła od niego. 

Nie byli perfekcyjnym związkiem. Ciągle się sprzeczali i kłócili o pierdoły. Potrafili podkładać sobie bomby pod stopy i z uśmiechem obserwować jak wybuchają. Mieli podobnie ciężkie charaktery, co wcale nie działało na plus ich relacji. Ale trwali w niej we dwoje. Wierzył, że w miłości, przecież inaczej nie przyjęłaby tego cholernego pierścionka i nie zgodziła na wyprowadzkę do Polski. 

Wzajemnie się zmieniali. Ona stała się otwarta na świat. Zaczęła rozumieć, że życie może toczyć się poza pracą i pozwoliła sobie na wyprowadzkę z kraju, w którym kiedyś zaszyła się przed otaczającą ją rzeczywistością. Kuba zezwolił wejść komuś do swojego serca, otworzył się na obcą kobietę i zakochał się jak szczeniak. Poświęcił poniekąd relację z rodziną, która wyraźnie nie polubiła Any. Porwał się na głęboką wodę, wchodząc w znajomość z siostrą przyjaciela, ale nigdy nie przeszło mu przez myśl by żałować. 

Dla niej był gotów skoczyć w lawę, przepłynąć ocean na wpław, a nawet rzucić karierę. Obca kobieta, w tak krótki czas, stała się dla niego najważniejszą. Przepadł i nie miał zamiaru leczyć się z uzależnienia od Anastazji. Pragnął wręcz więcej. Chciał ją mieć na własność, chociaż dawno zrozumiał, że nie jest osobą, która pozwoli na okręcenie się wkoło palca. 
Oddał swoje serce w ręce dziewczyny i liczył, że dostał to samo od niej. Ale z każdym upływającym dniem bez niej, przekonywał się, że to było tylko omamienie i cholerne zauroczenie wspaniałością Kondrackiej. 

- Nie wiem czy to jest dobry pomysł. - mruknął pod nosem Kuba, gdy razem z Krzyśkiem kończyli dopakowywanie ostatnich walizek. 

Hypeman przyleciał do przyjaciela kilka dni temu, miał być posyłką z Polski, swoistym wsparciem i osobą, która zmusi Grabowskiego do powrotu. Rodzina bardzo nalegała, żeby zabrać rzeczy Any do kraju i to tam na nią oczekiwać, z czym Kuba nie chciał się zgodzić. Wychodził z założenia, że jeśli wyjechała z Bostonu, to też tam będzie chciała wrócić. W końcu to Ameryka była dla niej takim miejscem, w którym odpoczywała i pozyskiwała energię do życia. 

- To jest dobry pomysł. Zabierzemy jej rzeczy i nawet jeśli przyleci do Bostonu, to nie będzie miała już tutaj niczego i prawdopodobnie skieruje się do Polski. - odparł przyjaciel, przysiadając na zamkniętej walizce i zerknął w kierunku zmizerniałego Kuby. Jemu było równie ciężko, w końcu dziewczyna nie pełniła tylko roli partnerki kumpla, a przede wszystkim była jego rodzoną siostrą. Można powiedzieć, że w życiu nie miał bliższej osoby, niż jego siostra bliźniaczka. Denerwował się i chciał wiedzieć, że Ana jest cała i zdrowa, ale przy tym musiał też zachować racjonalne myślenie, Kuba był nieco bardziej potrzebujący w tamtej chwili. 

- Ty i te Twoje prawdopodobnie. Na dupę mi się ono nada. - prychnął i kopnął poduszkę, która spadła pod jego nogi. Nie chciał spekulować, żyć w niepewności. Wolał czekać w miejscu gdzie widział Anę po raz ostatni i liczyć, że to właśnie do Bostonu wróci. Jednak z dnia na dzień, sam utwierdzał się w przekonaniu, że jest to coraz bardziej niemożliwe. Nie dała żadnego znaku życia, zapadła się pod ziemię. Przestała go kochać?

- Mi też jest kurwa ciężko. - warknął Krzysiek, podążając za Kubą, który udał się w kierunku kuchni. Pękł wreszcie, bo przez ostatnie dni próbował znosić wszystkie humorki swojego przyjaciela i grać dobrą minę do złej gry, ale nic nie trwa wiecznie, a on nie miał stalowych nerw. - To jest moja siostra i uwierz, że również się martwię. Kocham ją może nawet dwa razy bardziej od Ciebie. Ale do cholery! Przyleciałem tutaj do Ciebie, bo wiem, że potrzebujesz mojego wsparcia i obecności.  - powiedział nieco głośniej, wymachując rękoma na prawo i lewo. Mocno pociągnął się za włosy, odwracając w stronę opartego o szafkę Grabowskiego. 

- Nie potrzebuję. - usłyszał pomruk z ust przyjaciela i mógł przysięgnąć, że gdyby nie fakt, że na ogół go lubił, przywaliłby w ten jego pusty łeb. Kuba ponownie osiągał ten stan psychiczny, który już kiedyś przechodził, ale nigdy nie potrafił sobie z nim poradzić. Zawsze pękał. 

- Okej, uznajmy, że nie potrzebujesz. - westchnął, odchodząc o kilka kroków od Grabowskiego. - Po prostu dostajesz jako prezent, a prezentów się nie oddaje. - dodał, kucając przy otwartych kartonach, do których próbował zapakować ostatnie rzeczy znalezione w mieszkaniu. Nie miał sił na kolejne wymiany zdań z Grabowskim. Był i tak na przegranej pozycji, bo przecież Kuba wiedział więcej i lepiej.

Raper spojrzał z wyrzutem w stronę Krzyśka i pokręcił głową. Doceniał starania przyjaciela, cieszył się, że ma w swoim kręgu osoby, które nie zostawią go w potrzebie i nie znikną od tak z jego życia. Krzysztof był zawsze, gdy Kubie omsknęła się noga i też w momencie szczytów jego kariery. Nigdy nie miał wątpliwości, że łączy ich prawdziwa przyjaźń, bo nawet niepielęgnowana, była nieskazitelna. Kochał hypemana jak brata i nigdy nie chciał dla niego źle, ale w takich momentach jak ten, miał go po prostu dość.  Potrzebował pobyć sam, ale w swojej osobistej przestrzeni ciągle miał Krzycha, który nie dawał za wygraną i próbował porozumieć się z Kubą. 

- Tęsknię, okej? - jęknął bezradnie, siadając na podłodze obok przyjaciela i spojrzał na niego zamglonym wzrokiem. - Tęsknię, bo przyzwyczaiłem się do niej. Była każdego dnia, jak nie obecna, to chociaż ją słyszałem. Mówiła czasem od rzeczy, powtarzała głupoty i tak śmiesznie się zacinała, bo brakowało jej słowa. - zatrzymał się, odchylając głowę w tył, byleby nie uronić łzy. - Często milczała, ale jak już pociągnąłem ją za język, mówiła jak najęta. Mogła opowiadać mi o wszystkim, a najpiękniejsze uczucie było, gdy po dobrym seksie kładła się na mojej klatce i przyglądała tatuażom, dzieląc swoimi uwagami. - westchnął, przecierając twarz - Wiesz co? - zapytał, zwracając uwagę przyjaciela, który z bladym uśmiechem i załzawionymi oczami spojrzał na niego. - Nigdy nie próbowała mi współczuć, zawsze rozśmieszała, albo drwiła ze mnie, powtarzając, że robię z siebie ofiarę losu. Bałem się samotności i o tym mówiłem głośno. Często obawiałem się, że zniknie, ucieknie. Zaprzeczała, była... - zaciął się, łapiąc maskotkę leżącą na kartonie obok. 

- Wróci... - wtrącił się Krzysiek, ale beznamiętne spojrzenie Kuby skutecznie go uciszyło. 

- Chciałbym chociaż usłyszeć jej śmiech. Ten, który kiedyś rzadko przychodziło mi słyszeć, ale z biegiem czasu był moją ulubioną melodią. Śmiała się głośno, szczerze i nawet samym śmiechem sprawiała, że drugi człowiek się uśmiechał. - przyznał, ocierając małą łez, która wypłynęła z jego powieki i zagubiła się w gęstym zaroście. - Nawet odtworzona poczta głosowa czy wiadomości z przeszłości, nie brzmią tak, jak powinny. Przyzwyczaiłem się. I teraz zastanawiam się czy bardziej brakuje mi jej, bo uzupełniała moje łóżko i serce, czy dlatego, że zwyczajnie uzależniłem się od barwy jej głosu, dobranoc na pożegnanie i... I wiesz co jest najgorsze? - zapytał, zerkając na swojego przyjaciela. Krzysiek otarł zabłąkaną łez ze swojego policzka i pokręcił przecząco głową. - Że żadna mi jej nie zastąpi. Bo nie znam drugiej takiej wariatki jak moja Anastazja. 

__________________________
Dziękuję ♥

DIABEŁ NIE ŚPI Z BYLE KIM|QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz