Rozdział 14

479 44 4
                                    


- Anastazja! - usłyszała swoje pełne imię z ust narzeczonego i już wiedziała, że coś przeskrobała, a Kuba nie jest w euforycznym stanie i wcale nie tryska radością. Z westchnieniem odrzuciła tusz do rzęs na blat toaletki i wstała z krzesła, wychodząc z pokoju. 

- Co? - mruknęła zrezygnowana, pojawiając się w kuchni, w której Kuba przeglądał pocztę i znalazł list należący do niej. 

- Co to jest? - zapytał, machając jej kopertą z Iranu przed oczami. Złapała od niego korespondencję i otworzyła ją, rozkładając białą kartkę.

- Skąd mam wiedzieć co to jest, skoro jeszcze nie przeczytałam? - zakpiła głośno i zaczęła analizować treść listu do siebie. 

- I? - pouczył narzeczoną, czekając na odpowiedź. Nie miał pojęcia co mogło znajdować się w tym liści.

Najgorsza była myśl, mówiąca że Ana po raz kolejny wybiera się na misje, ale tym razem zostawi nie tylko jego, ale też i ich dziecko. Tyle razy już od niego uciekała, że następnej takiej akcji by nie przeżył. Obiecali sobie trwać przy sobie w miłości i marzył, żeby tak faktycznie było. Nie chciał mieć przed nią już żadnych tajemnic, nie potrzebował kolejnych niedomówień. 

- A. - westchnęła, spoglądając na Kubę i przejrzała kolejne strony listu. - Usiądź. - poprosiła, zajmując miejsce obok niego na kanapie. Widziała tą tryskającą złość z jego oczu, jednak to była chwila na szczerą rozmowę. 

Już w chwili pobytu na wojnie zdecydowała się na odważny krok. Postanowiła adoptować dziecko. To był czas po poronieniu, które bardzo przeżyła. I wtedy była przekonana, że nie będzie jej dane już nigdy mieć dzieci, w owym czasie tak bardzo ich pragnęła. Miała wrażenie, że zostanie sama już na zawsze, życie widziała w czarnych barwach i miała wówczas ciężkie chwile pod względem psychicznym. Wkoło niej była gromadka dzieciaków, które potrzebowały jedzenia, picia i rodziny. Nie mogła zapewnić im wszystkiego, ale starała się jak najbardziej potrafiła. Poznała wtedy małą dziewczynkę, miała na imię White. Od razu zapadła jej w głowie przez oryginalne imię i nietuzinkowy wygląd. Postanowiła jej pomóc i podjęła się adopcji na odległość. Musiała załatwić wiele dokumentów, ale udało się i White została jej przybraną córką, na odległość. Jeszcze przed wiadomością o ciąży, chciała poprosić fundację o spotkanie z córką, bo marzyła o przedstawieniu dziewczynki Kubie, jednak plany nieco się pokrzyżowały i Grabowski ostatecznie nie dowiedział się o jej przybranym dziecku. 

- To jest White. - uśmiechnęła się, pokazując Kubie aktualne zdjęcie dziewczynki, które dostała od fundacji. - Jest moją przybraną, adoptowaną córką. - dodała jeszcze, utrzymując spojrzenie w mężczyźnie. - W czasie wyjazdu do Iranu poznałam ją i zaadoptowałam na odległość. Była cholernie wygłodzona, miała nędzne szanse na przeżycie, a dzięki naszej pomocy, udało się ją przetransportować do bezpiecznego miasta. Od powrotu z Iranu finansuje jej życie, to są niewielkie pieniądze, ale one zapewniają jej pożywienie, ubrania i opłacają szkołę, do której może chodzić. Chciałam żebyś ją poznał, nawet miałam zamiar spotkać się z nią ponownie, ale zaszłam w ciążę i okazało się to niemożliwe na ten moment. Ale mam nadzieję, że jak nasza dzidzia będzie na świecie, to polecimy do niej wspólnie i wtedy poznasz moje, ale nie Twoje dziecko. - zażartowała na koniec, pragnąć rozluźnić atmosferę, która zrobiła się nagle grobowa. 

- Czemu mi o tym nie powiedziałaś? - zaatakował ją wręcz od razu, spoglądając z wyrzutem wypisanym na twarzy. 

- Bo trochę o tym zapomniałam, nie miałam kontaktu z White. Ustawiłam sobie stały przelew i jakoś wyszło to z mojej głowy. Później wszystko się nagromadziło i nie było odpowiedniego momentu. - zaczęła się tłumaczyć, chociaż nie widziała ku temu odpowiedniego powodu. Naskoczył na nią, jakby zrobiła faktycznie coś złego, a ona chciała tylko pomóc. - Nie mów, że będziesz się wściekał. 

W tamtym momencie myślała, że śni, ale Kuba faktycznie się za to obraził. Wstał z miejsca i zostawił ją bez słowa. Początkowo miała zamiar za nim iść, ale w końcu odpuściła. Przecież nie mogła latać za nim krok w krok, bo Pan Grabowski poczuł się urażony. To nie tak działało. Ona czuła się poniekąd winna, jednak to nie była sprawa niecierpiąca zwłoki, żeby go informować o tym i się tym szczycić. White była tajemnicą dla wszystkich, a tylko sama Kondracka miała świadomość mniemanego dziecka i naprawdę chciała tak pozostawić na długo. 

- Jadę do rodziców. - oznajmiła tylko, wchodząc do biura narzeczonego, w którym siedział i skupiał się na pracy nad muzyką. 

- Jak to? - zapytał z przerażeniem, odkręcając się w stronę dziewczyny. Na jego twarzy wymalowała się ta wielka niepewność. 

- Po prostu, chyba musimy trochę pomyśleć i pozostać na dzień sami. - oparła, zasuwając bluzę, którą na siebie wciągnęła. 

- Ana, za dwa dni bierzemy ślub. - przypomniał jej o wydarzeniu, które w tamtym momencie stanęło pod wielkim znakiem zapytania, ale tylko w jego głowie. 

- Przecież nie uciekam spod ołtarza, a jadę do rodziców spędzić dzień bez Ciebie. Może to nawet zdrowsze, że zobaczymy się dopiero w urzędzie. - powiedziała, posyłając blady uśmiech w kierunku Kuby. 

- Kocham Cię. 

- Też Ciebie kocham. 

Potrzebowali takiej chwili wytchnienia, ale sam Kuba nigdy by się na nią nie zdecydował, dlatego musiała zrobić to Anastazja. Postanowiła jechać do mamy i porozmawiać z nią trochę, spędzić czas z siostrą i pojawić się u dziadków, z którymi dawno się nie widziała, a nic nie wskazywało na to, że nadrobią stracony czas w święta Bożego Narodzenia. 
Nie miała zamiaru uciekać mu spod ołtarza, nie po to organizowała cały ten ślub naprędce, żeby teraz wszystko odwoływać. Musiała po prostu odpocząć i zrobić sobie taki wieczór panieński w gronie najbliższych kobiet i własnej córki. 

- Rośniesz jak na drożdżach. - zauważyła Maria, gdy Anastazja dołączyła do niej na kanapie w obcisłej koszulce. - Będzie piękna i duża dziewczynka. - dodała jeszcze z przekonaniem o swoich racjach. 

- Mam czasem wrażenie, że jestem w ciąży bliźniaczej, wyglądam jak ciężarówka, albo cysterna. - poskarżyła się, głaszcząc swój naprawdę spory brzuszek. 

- Przestań, wyglądasz pięknie. Promieniejesz, będę się śmiała jak Twoja dziewczynka będzie chłopcem. - roześmiała się, biorąc łyk swojej ciepłej herbaty. 

- Ty i te Twoje wiejskie przesądy. - prychnęła dziewczyna, kręcąc głową z rozbawieniem. 

- Myśleliście nad imieniem? - zapytała, ciekawa tego tematu, chociaż Ana za każdym razem ucinała rozmowy. 

- Ale wiesz, że i tak nie dowiesz się przed porodem. - zaznaczyła. Od razu zapewniła bliskich, że będzie wiedziała tylko ona i Kuba. Nie chciała spekulacji, domyśleń i prób wpłynięcia na ich decyzję. To było dziecko Grabowskich, to oni mieli zadecydować o imieniu. 

- No wiem wiem. - mruknęła, niezadowolona z obrotu spraw. - Ja Ci mówię, mała Marysia i wszyscy będą zadowoleni. 

- Mamo... - jęknęła Ana. 

- Pewnie gdyby był chłopiec to nie miałabyś wątpliwości. - zaznaczyła jeszcze Maria, nawiązując do swojego byłego męża. 

- Wtedy na pewno nie, ale mamy córkę i wybór jest nieco cięższy. - ucięła, licząc, że matka już nie będzie dalej drążyła tematu. 

- Jak Elka? Pogodziła się z wizją ślubu? - dopytała, siadając wygodniej na kanapie i oparła rękę za głową córki. 

- Ciężko było, ale ja wciąż mam wrażenie, że przyjdzie nam do urzędu i nikt jej nie wygoni. - westchnęła Kondracka, przecierając czoło. - Wybrałam sobie teściową, nie ma co. 

- Daj spokój, męża masz cudownego. 

- Najwspanialszego i już nie mogę się doczekać, aż stanę się pełnoprawną jego żoną. 

DIABEŁ NIE ŚPI Z BYLE KIM|QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz