Rozdział 3

606 65 5
                                    


- Grabowski! 

Swoje nazwisko usłyszał z końca mieszkania i leniwie przekręcił się na drugi bok, nakrywając poduszką głowę. Był przekonany, że przez swojego najdroższego przyjaciela, znienawidzi własne nazwisko, którym to Krzysiek przywoływał go za każdym razem, gdy tylko nieproszenie i niespodziewanie zjawiał się w jego mieszkaniu, siejąc wkoło siebie więcej zamętu, niż warte było jego przyjście w jakże błahej i oczywistej sprawie. 

- Kuba, wstawaj! Kuba. - tym razem usłyszał nawoływanie zupełnie obcego mu głosu. A może takiego, z którym nie miał okazji często się spoufalać. Z westchnieniem usiadł na łóżku i podsunął nogi pod tyłek, siadając po turecku. Z wyczekaniem spojrzał na drzwi, w których stanęła zmachana Natalia. 

- Co Ty tutaj robisz? - padło z jego ust szybciej, niż się zreflektował. Jednak pojawienie się siostry swojej narzeczonej w jego mieszkaniu, z samego rana, wywołało wielkie zaskoczenie u chłopaka i nie mógł się powstrzymać od zadania pytania, które cisnęło się na jego usta. 

- Wstawaj, Grabowski! - zaraz za dziewczyną pojawił się jej brat, ponownie przywołując przyjaciela po nazwisku. - Jedziemy, wstawaj. Ile można czekać? - ponaglał zalegającego w łóżku Kubę, który w dalszym ciągu nie rozumiał powodu pojawienia się rodzeństwa w progu swojej sypialni. 

- Ale może mi ktoś wyjaśnić o co chodzi? - jęknął bezradnie, odkrywając kołdrę i stanął na proste nogi, poprawiając dresy na swoim tyłku. Od wejścia na niego tylko krzyczeli, ale żadne nie pokusiło się o wyjaśnienia, których nadzwyczajnie potrzebował. - Pali się, czy jak? - dopytał, wrzucając do kieszeni telefon, a na nos założył okulary. Ziewnął przeciągle, bo całą noc spędził na rozmyślaniu, a oko zmrużył dopiero nad ranem. 

- Nie rozmawiałeś z nim? - zdumiony Kondracki posłał zdziwione spojrzenie w kierunku przyjaciela i zerknął na stojącą przy swoim boku Natalkę. Był przekonany, że po pojawieniu się w mieszkaniu Kuby, go już tam nie zastanie, bo informacja, którą dostali, zawładnie Grabowskim i jako pierwszy uda się w umówione miejsce. - Nie dzwonił do Ciebie ten komisarz z Bostonu? - dopracował swoje pytanie, gdy Kuba wciąż stał zapatrzony w niego, bo nie szło nic zrozumieć.

- Nie. - stwierdził krótko i szorstko, jakby już miał za złe mężczyźnie, że pozostawił go bez informacji. Ale spojrzał na swój telefon, na którym miał dwa nieodebrane połączenia od wspomnianego mężczyzny. - Wyłączyłem dźwięki na noc. - dodał, przypominając sobie, że chciał spędzić spokojną noc, bez kolejnych telefonów od matki, czy przyjaciół. Zapomniał w tym wszystkim, że w Stanach jest dzień, gdy u nich noc i ewentualne informacje mogą dotrzeć do niego właśnie nocą. Tylko, że od ponad trzech tygodni sprawdzał ten telefon jak głupi i nie pojawiło się na nim żadne powiadomienie ze Stanów. 

- To pośpiesz swoje cztery litery i widzimy się w samochodzie za pięć minut. - mruknął Krzysztof w stronę zdezorientowanego Que i razem z siostrą opuścił jego sypialnię, a chwilę później mieszkanie. 

Nie dali żadnych wyjaśnień, nie poinformowali co dowiedzieli się od domniemanego komisarza, co jeszcze bardziej zdenerwowało zbudzonego ze snu rapera. Przymknął oczy i z westchnieniem spojrzał za okno. Nie miał za bardzo wyjścia, musiał się zebrać i jechać razem z Krzysztofem. Chociaż nie nastawiał się na żadne pozytywne informacje, poza tym, nie miał na to siły, bo spał może jakieś trzy godziny. 

Przeszedł do łazienki, w której przemył twarz i wyszczotkował zęby. Spojrzał w lustro i musiał przyznać, że sam by się siebie przestraszył w tym wydaniu. Zużył praktycznie pół butelki perfum i poprawił rozgardiasz na swojej głowie, by po chwili wyjść z pomieszczenia, złapać klucze od domu i dokumenty. Wciągnął na stopy buty i zastanawiając się, co właściwie robi, wyszedł z mieszkania, zamykając je. 

Za bardzo nie kontaktował i może dlatego miał ciężko by przetrawić informację, którą dostarczył przyjaciel razem ze swoja siostrą. W innym wydaniu, gdy byłby pełen energii, cieszyłby się na kolejne wiadomości z Bostonu. W tej sytuacji nawet nie zauważył siedzącej z tyłu matki Anastazji, a po prostu wsiadł do samochodu, zapiął pasy i w milczeniu oczekiwał, aż Kondracki dowiezie go na umówione wcześniej miejsce, w którym liczył na jakieś ciekawe informacje o stanie zdrowia i życia swojej narzeczonej. 

- No i gdzie my jesteśmy? - burknął, gdy zatrzymali się wreszcie na jakimś osiedlu. Nic jemu nie mówiła okolica, wszystkie bloki wkoło były identyczne, a on wciąż nie miał zielonego pojęcia dlaczego znajduje się właśnie w tym położeniu. 

- Kazał nam tutaj przyjechać. Podobno wszystkiego dowiemy się na miejscu. - odpowiedziała Natalka, która podeszła do bramki i wybrała odpowiedni kod do domofonu. - Kondraccy. - przedstawiła się nazwiskiem brata, a po chwili usłyszała pikanie bramki i pozwoliła przejść swoim bliskim przodem, a sama zamknęła za sobą bramkę. 

Ona również czuła się źle z brakiem obecności siostry. Może nawet najgorzej z nich wszystkich, ale dusiła w sobie wszelkie emocje. Nie mogła pozwolić, żeby zawładnęła nią tęsknota, bo wtedy z pewnością nie dałaby rady stanowić tak wielkiego wsparcia dla swojej mamy, jakie stanowiła. Musiała być silna i wierzyć, że wróci. Tak jak wierzyła, że pojawi się w Ciechanowie na swoje urodziny rok temu, gdy była na wojnie. Ciągle snuła plany na wspólne chwile z własną siostrą, bo dalej było ich za mało. Chciała wreszcie nacieszyć się obecnością Anastazji w swoim  życiu i po cichu liczyła, że jej przeprowadzka na stałe do Polski, nieco naprawi relacje sióstr. Ale życie po raz kolejny robiło sobie z niej żarty. 

- Ja Panią serdecznie przepraszam. - Kuba zwrócił się w kierunku Marii, gdy już stali w windzie. - Ale ma Pani cepa, nie syna. Jaki normalny człowiek zgodziłby się na wizytę w cudzym mieszkaniu, bo zadzwonił do niego jakiś komisarz z Bostonu? - prychnął pod nosem, zerkając w lustro na jednej ze ścian. 

- Sam alarmowałeś niebo i ziemię, bo nie ma Twojej narzeczonej. A jak już są jakieś informacje, coś wiadomo, to Ty nagle zmieniasz front i oskarżasz mnie? - warknął w jego stronę Kondracki, wychodząc przodem z metalowej puszki. - Przecież komisarz nie wsadzi nas na minę. 

- No ja nie byłbym taki pewny, dzwoń. - kiwnął głową w stronę dzwonka przy drzwiach, które prowadziły do tego docelowego mieszkania. 

Nie miał pojęcia na co porwał się jego przyjaciel, bo gdyby wcześniej dowiedział się, że jadą do mieszkania obcego mężczyzny, na pewno nie zgodziłby się na taką ewentualność i zakazał rodzinie Kondrackich przyjazdu tam. Ale, że wszystko powiedzieli dopiero po czasie, karty zostały rozdane. Denerwował się przed tą wizytą, może naoglądał się za wielu filmów, które podpowiadały mu, że za drzwiami czeka na nich niebezpieczeństwo. 

- O, dzień dobry. Zapraszam. - w drzwiach pojawiła się uśmiechnięta kobieta i przepuściła rodzinę w przejściu, a sama zwróciła się w nieznanym kierunku. - Kochanie, Państwo już przyjechali. - krzyknęła w eter, a chwilę później schodami zbiegł znany Kubie policjant, z którym próbował dogadać się na warszawskim komisariacie. 

- Dzień dobry, Roman Kościelski. - przywitał się ze swoimi gośćmi i wskazał ręką w stronę pomieszczenia, do którego mimo wszystko się udali. 

Grabowski dzielnie obstawiał tyły, przygotowany na ewentualność ucieczki, która mogła się pojawić, gdyby jednak zamiary Pana Romana były inne, niż wszyscy myśleli. Przeszli do salonu, w którym posłusznie zajęli miejsca na kanapach. Kondracki razem z przyjacielem rozsiadł się na wielkiej sofie i aż musiał przytrzymać się Kuby kolana, bo pozwolił sobie na wielką wygodę i zakopał się w wygodnym meblu. 

- Co Ty odpierdalasz. - skarcił go Que, podając rękę i pociągnął zdezorientowanego Krzysztofa, by ten usiadł na brzegu sofy. Wszystkich spojrzenia skierowały się w stronę policjanta, który chwilę później pojawił się w pomieszczeniu z laptopem. - Wiadomo coś o mojej narzeczonej? - zapytał od razu, nawet nie dając dojść mężczyźnie do słowa. 

- Tak. - nie trzymał ich w niepewności, a od razu dał do zrozumienia, że wie co dzieje się z Aną. - Dziewczyna jest bezpieczna, ma się dobrze i nic jej nie grozi. - dodał jeszcze, posyłając blady uśmiech w kierunku matki dziewczyny. - Warto dodać, że już nie grozi. 

DIABEŁ NIE ŚPI Z BYLE KIM|QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz