Rozdział 7

628 58 4
                                    

Z początku był przekonany, że Anastazja nie będzie czuła się najlepiej po powrocie z Kanady. Był wręcz przekonany, że dziewczyna zamknie się w sobie i wewnątrz siebie będzie przeżywała wszelkie rozterki. Już nawet miał wizję jak nie może dotrzeć do narzeczonej, która robi wszystko byleby ich skłócić. 
To wszystko było tylko złudną wizją, bo zachowanie Any było ogromnym zaskoczeniem dla Kuby i sprawiło, że Kondracka zyskała jego podziw. Podniosła się bardzo szybko po powrocie, bo już dwa dni później uśmiechała się i żyła pełnią życia. Chciał wierzyć, że naprawdę cieszy się z powrotu do niego, a ten uśmiech jest szczery i faktycznie czuje się dobrze w głębi duszy. 

- A co Ty robisz? - roześmiał się Grabowski, przeskakując przez oparcie kanapy i usiadł na miejscu obok swojej narzeczonej, którą objął ramieniem i przysunął do siebie. Zauważył, że Anastazja przegląda jedną z polskich stron społecznościowych, która została dawno zapomniana. 

- Podobno można znaleźć tutaj niezłe smaczki. - odparła, zerkając kątem oka na Kubę i posłała mu uśmiech, otwierając profil swojego brata na naszej klasie. - Zobacz jaki przystojniak, nawet nie wiedziałam, że grał w ciechanowskim klubie piłkarskim. - stwierdziła, przyglądając się zdjęciu Krzyśka sprzed lat.

- No trochę tam świrował na boisku. - przyznał, zjeżdżając w komentarze. - Patrz jaki skromny, no dziękuję. - roześmiał się, przywołując jeden z komentarzy przyjaciela. - Ale koszulki z rossoneri do tej pory się nie dorobił, cwaniaczek miętowy. - dodał, wskazując na kolejny komentarz. 

- A Ty też grałeś, prawda? - zaciekawiła się, bo coś chodziło jej po głowie, ale do końca nie była pewna. 

- Takie tam ligi orlika, lokalne ciechanowskie. Po świrował człowiek na bramce, później były inne drużyny, ale jednak wolę sterować laleczkami w PES'ie, niż łapać kontuzje na boisku. - odpowiedział, zaszczycając dziewczynę swoim szczerym uśmiechem. Miło zrobiło mu się na sercu, gdy przypomniała o tak beztroskich i wspaniałych chwilach, które miał za sobą z uwagi na wspólne rozgrywki z chłopakami. 

- Tak, zielone żółwie. - wybuchła śmiechem, przypominając sobie jak Maciek kiedyś opowiadał jej o drużynie, którą utworzyli razem z chłopakami i jeszcze kilka lat temu spotykali się na meczach z fanami, rozgrywając mecze na lokalnych orlikach. 

- No co. Nie znasz się, MKS Ciechanów ma zielone barwy, a my chcieliśmy się upodobnić. Że stary Grabowski porusza się jak żółw, to tak wyszło. Ciekawa historyjka, którą będę się z dziećmi dzielił. - wyjaśnił, wzruszając ramionami. Nie widział nic śmiesznego w nazwie ich drużyny, ale Kondracką najwyraźniej bardzo rozbawiła. 

- Miałeś naszą klasę? - zapytała wreszcie, przybierając poważną minę i weszła w znajomych brata, z nadzieją odnalezienia w nich profilu narzeczonego. - Miałeś. - odpowiedziała sobie sama, gdy po przejrzeniu kilku kart znajomych znalazła jego profil. - Kueba Kueba. Oryginalnie. - zauważyła, otwierając nową kartę. - I Adam Mojski, to chyba popularny portal był. 

- Nie było facebooka. - zauważył, mrużąc oczy gdy przyglądał się swojemu zdjęciu. - Tutaj jest jeszcze link do działalności razem z Fusem. - mruknął, pokazując palcem na swoją nazwę. - Duet Yochimu. Stawiałem w nim pierwsze kroki na rapowej ścieżce. Wtedy Fuso był moim nauczycielem od informatyki i jakoś wyszło, że zaczęliśmy razem pracować. Później... No drogi się nam rozeszły, ja poszedłem o krok dalej, on został w szkole i chyba wciąż pierdzi w krzesło, ale nie wiem, nie mam z nim kontaktu. - wyjaśnił dość machinalnie, ale nie chciał się rozwodzić i wspominać okresu, który dla niego był już daleko w czasach zaprzeszłych . 

- Nie poznałabym Cię na tych zdjęciach. Byłeś taki... - zastanowiła się na chwilę, chcąc dobrać odpowiednio słowa. - Czysty. - dodała, spoglądając na reakcję Kuby, który szeroko się uśmiechnął, przysuwając się bliżej ekranu. 

- To koncert na Mazovi, a tutaj wyszliśmy trochę ze strefy komfortu i zagraliśmy w Indeksie w Warszawie. Pamiętam jak się stresowałem. - roześmiał się na wspomnienie starych czasów. - Tą polówkę pamiętam do dziś, pewnie nawet znalazłbym ją w domu. Wiesz, mama jest bardzo sentymentalna. - wytłumaczył i odebrał od niej laptop, przechodząc na stronę z linka. Dziewczyna oparła głowę o jego ramię i obserwowała co robi. - Na myspace wstawialiśmy nasze kawałki, bo na YouTube było to wtedy płatne. - dodał, próbując odtworzyć jedno z nagrań. - Pewnie je zablokował. - mruknął pod nosem, gdy żadna z piosenek nie chciała się włączyć. - Ale przynajmniej mamy zdjęcia, to jest właśnie Fuso. - dodał, pokazując palcem na postać łysego mężczyzny przy swoim boku. - Nawijał nieźle, ale był za stary i nie nadawał się do tej branży. Jak zaczynaliśmy w 2009, to miał prawie 40 lat. - dodał, zerkając na wpatrzoną w niego Anę. 

- Chciałabym zobaczyć Cię takiego. - stwierdziła jakby nigdy nic i usiadła bokiem na kanapie, uśmiechając się nieśmiało. Nigdy nie myślała, że takie słowa padną z jej ust, że kiedyś będzie pragnęła poznać innego Kubę, niż ten, którego miała na co dzień, ale zaciekawił ją swoją historią, bo do tamtej pory nie wiedziała jak rozpoczęła się jego kariera. 

- Jakiego? - zmarszczył brwi, przyglądając się dziewczynie. Nie do końca zrozumiał jej przesłanie. 

- Czystego. - wyjaśniła, przechodząc na kolana Kuby, gdy tylko odstawiła laptop na stolik. - Kocham Twoje tatuaże, to jak wyglądasz i nigdy nie chciałabym, żebyś pozbył się tego tuszu spod skóry, bo dodaje Ci charakteru, utożsamiasz się z tatuażami i to jest piękne, ale ciekawi mnie jak wyglądałbyś bez. - mruknęła na ucho chłopaka i zagryzła jego małżowinę, spoglądając subtelnie w oczy. 

- Nie byłem wtedy takim człowiekiem, jakim jestem teraz. - szepnął, układając dłonie na tyłku Anastazji i poprawił ją na swoich kolanach. - Wstydziłem się wszystkiego i byłem bardzo niepewny w relacjach z obcymi ludźmi. - przyznał, podchwytując spojrzenie narzeczonej. 

- Każdy ma jakieś marzenia, prawda? - zapytała z uśmiechem, kręcąc się i przejechała dłonią po jego łezce pod prawym okiem. - Jedni chcą spotkania Michaela Jacksona,  drudzy Whitney Houston, a ja chciałabym spotkać mojego narzeczonego bez tatuaży. Każde z tych marzeń jest trochę niemożliwe, ale za marzenia się nie da skarać. - uśmiechnęła się, zamykając ich wargi w czułym pocałunku. 

- Kiedyś Ci jeszcze pokażę, co Grabowski robi z marzeniami. - obiecał jej i podniósł dziewczynę, kierując się prosto do sypialni. Uwiesiła się na jego szyi i głośno zawyła, gdy trafił dłonią w jej pośladek. 

Rozmową z narzeczoną dała mu wiele do myślenia, ale w tamtej chwili zaczęła rozpierać go energia i nie był w stanie skupić swoich rozważeń na planowaniu pomysłów. Wtedy potrzebował jej, tak jak mu się oddała. Cicho pojękując, gdy powolnie penetrował jej wnętrze i głośno krzycząc, gdy wbijał się w nią aż po same jądra. Kochał obserwować jak rozlewa się w Anastazji przyjemność, a ona wywraca oczami z westchnieniem, przyjmując kolejne fale rozkoszy. 

Zmęczony opadł na miejsce obok dziewczyny i pozwolił, żeby wtuliła się w jego klatkę, próbując unormować swój oddech. Kochał drobne rączki Any na swoim ciele, to jak z uśmiechem przemierza wzrokiem jego wytatuowaną klatkę i po raz kolejny poznaje jego tatuaże. Niekiedy zadając pytania, na które często nie potrafił odpowiedzieć. To były takie ich chwile, pełne bliskości, intymności i relaksu. Liczyli się tylko oni i nikt poza tym. Mieli siebie i w swoich ramionach odnajdywali te upragnione szczęście, przypominając sobie jego smak. 

- Wracam na scenę. - powiedział wreszcie, czując, że ten moment był odpowiedni by podzielić się z Aną taką informacją. Spojrzał na kobietę, ale ta nawet się nie ruszyła, a wciąż zajmowała swoje wcześniejsze miejsce. - Mam wstępny plan i chciałbym go zrealizować w niedalekiej przyszłości. - dodał, gdyż milczenie Anastazji było dla niego wielką niewiadomą. 

- Jestem dumna, wiesz? - ocknęła się dopiero po chwili, podnosząc na ręku, by spojrzeć na narzeczonego. - Jestem cholernie szczęśliwa i cieszę się, że wreszcie podjąłeś tak ważną decyzję. - dodała, całując go czule w usta i potarła zarośniętą brew. 

- Długo zwlekałem, bo nie byłem przekonany. - przyznał głośno prawdę. Nad powrotem na scenę zastanawiał się od początku 2019 roku, ale ciągle był w rozjazdach, nie miał stałego miejsca zamieszkania, lawirował między Stanami, później Szwajcarią i ponownie Stanami. Na tyle, że ciężko było mu przyzwyczaić się do ciągłych zmian i miał problem z zebraniem wszystkich gdzieś tam napisanych tekstów do kupy i stworzeniem czegoś nowego, mocnego, ale też oryginalnego. Wierzył, że teraz, gdy wreszcie się określili i postanowili zasadzić swoje drzewo w Warszawie, będzie mógł powrócić ze zdwojoną siłą do swoich odbiorców. 

- Ale wierzę, że podjąłeś świadomą decyzję i jesteś gotowy na powrót. - szepnęła, całując narzeczonego w policzek. - Nawet jeśli pójdzie coś nie tak, o co się nie martwię, bo wiem, że dasz siebie 101%; ja będę obok. Obiecuję. Bo dla mnie jesteś najlepszym raperem na całym świecie, innego takiego Quebonaficie nie ma. - uśmiechnęła się, spoglądając w oczy chłopaka. Widział w nich te iskierki dumy i szczęścia. Tryskała wewnątrz radością, bo na takie słowa długo czekała. 

- Quebonafide, ale też może być. 

DIABEŁ NIE ŚPI Z BYLE KIM|QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz