Rozdział 11

481 46 11
                                    


Po koncercie w Szczecinie, udali się na lotnisko i wsiedli w samolot, który leciał prosto do stolicy Szwajcarii. Jeszcze w Chicago, doktor Leon zapowiedział Kondrackiej, że będzie musiała pojawić się na wizycie kontrolnej w Bernie, gdy już uda się jej zajść w ciążę. Miała do wykonania kilka badań, przede wszystkim prenatalne, które w jej stanie były wręcz najważniejszą częścią ciąży. 
Pokonała nowotwór i była zdrowa, ale to nie oznaczało, że wszystko w jej organizmie wróciło na miejsce i jest gotowe na przyjęcie obcych przeciwciał w postaci zarodka. Wszystko trzeba było skontrolować i w ewentualności podjąć odpowiednie działania, które zapewnią zdrowie dla matki i dziecka. 

- Myślałam, że już nigdy tutaj nie wrócę. - stwierdziła, rozglądając się po parkingu przed kliniką. Rzuciła spojrzenie w stronę Kuby, który jeszcze płacił za taksówkę i przyjęła jego dłoń, kiedy splótł ich palce. 

- Życie lubi zaskakiwać. - stwierdził, wystawiając twarz w kierunku październikowych promieni słonecznych. 

Próbował się opanować i pokazać Anastazji, że wcale się nie obawia wizyty u doktora Leona, ale wystarczyło jego milczenie i sama rozumiała, że coś jest na rzeczy. Po prostu się bał, gdzieś z tyłu głowy miał myśli, mówiące, że może jednak nie wszystko jest tak dobrze jak być powinno, a jego radość związana z ojcostwem, zgaśnie szybciej, niż się pojawiła. Nie chciał godzić się ze stratą i obserwować niknącej w oczach narzeczonej, która mogła nie udźwignąć na swoich barkach takiej wiadomości. 

- Heej. - stanęła przed mężczyzną, gdy już wjeżdżali windą na piętro onkologiczne. Ułożyła dłonie na policzkach narzeczonego i cmoknęła go w usta, opierając czoło na jego, gdy się pochylił. - Jesteśmy dobrej nadziei, tak? Wszystko będzie dobrze, a my nie mamy się czym przejmować. - zapewniła go z bladym uśmiechem, który mimo wszystko odwzajemnił. 

- Wszystko będzie dobrze. - powtórzył po narzeczonej, wzdychając ciszej, gdy drzwi metalowej puszki się otworzyły. Ścisnął mocniej dłoń Any i pokierowali się prosto korytarzem do gabinetu Leona. - Myślisz, że dowiemy się jakiej jest płci? - zagadnął narzeczoną, gdy zajęli miejsca przed drzwiami i oczekiwali na swoją kolej. 

- Nie wiem, dopiero 12 tydzień ciąży. - stwierdziła, opierając głowę na ramieniu Kuby. Złapała jego dłoń i zaczęła bawić się zastałymi na niej sygnetami. - A wolałbyś? - dopytała, bo wcześniej nie rozmawiali o tym, a raczej byli zdania, że cokolwiek nie będzie, to będą kochali całym sercem. 

- Córkę. - odpowiedział, całując Kondracką w czubek głowy. 

- A ja syna. - odparła z uśmiechem, bo nawet w takiej sprawie mieli zupełnie inne zdanie. - Chciałabym wrócić do pracy. - dodała, gdy obok nich przespacerował się jakiś lekarz, posyłając kardiolog szczery uśmiech. 

- Może po macierzyńskim będzie już stała Twoja klinika. - po wątpił, chociaż sam miał co do tego wątpliwości i raczej oczywiste wydawało mu się, że nie uda się tak szybko postawić całego budynku i przygotować go do przyjmowania pacjentów. 

- Może. 

Resztę oczekiwania spędzili w milczeniu. Tylko obserwowali jak korytarzem przemierzają kolejne pielęgniarki i lekarze, biegnący na blok. Dopiero po jakichś 15 minutach pojawił się doktor Leon, który zaprosił parę do swojego gabinetu. Grabowski przepuścił narzeczoną w drzwiach i sam wszedł za nią, zajmując miejsce na krześle przy Anie. 

- Jak się czujesz? Co u Ciebie ciekawego, opowiadaj. - mężczyzna szczerze uśmiechnął się do Kondrackiej, przekazując dobrą energię. Zawsze zarażał pozytywnym myśleniem, nawet gdy pacjenci nie mieli już powodu do uśmiechu, on potrafił rozbawić każdego. 

- Przeprowadziliśmy się do Polski, zamieszkaliśmy razem i wspólnie oczekujemy na nasz wielki cud. - pochwaliła się Ana, posyłając blady uśmiech w kierunku Kuby, który pokiwał głową, ale nic od siebie nie dodał. 

- Super, cieszę się, że tak szybko wam się udało. - przyznał, wyjmując teczkę z całą dokumentacją Anastazji. 

- W zasadzie to wpadliśmy. - nie mógł sobie darować i tym razem dodał od siebie trzy grosze. - Starania mieliśmy zacząć dopiero w Polsce, ale życie samo podjęło za nas decyzję. - dodał, jakby był dumny ze swojego osiągnięcia. 

- Ale to taka kontrolowana wpadka. - zauważył lekarz, wyjmując kartę pacjenta i zerknął na Anę. - No to chodźmy, zbadamy się i później przejdziesz już na ginekologię, gdzie zbadają Cię pod względem ciąży i przeprowadzą wszystkie wypisane przeze mnie badania. - oznajmił Anastazji, informując ją co będzie działo się w najbliższych chwilach jej pobytu w klinice. 

Po badaniach, pod względem onkologicznym, nie usłyszała żadnej opinii dotyczącej jej stanu zdrowia, co jeszcze bardziej zaniepokoiło. Próbowała zachować spokój, nie denerwować się i pochopnie oceniać sytuacji. Razem z Kubą zjechali na ginekologię, gdzie miała przeprowadzone badanie ultrasonografem. Zimną rączką ginekolog jeździł po brzuchu Kondrackiej, pobierając wszystkie wymiary płodu. 

- Na moje oko jest wszystko dobrze, ale za 10 dni będą do pobrania wyniki testu Papp'a i beta hCG, z których dowie się Pani więcej. Ale proszę się nie przejmować, wszystko na pierwszy rzut oka jest w jak najlepszym porządku. - zapewnił ich lekarz, posyłając uśmiech w kierunku zestresowanej pary. - Posłuchamy teraz bicia serduszka, słyszeliście już? 

- Nie. - odparła Ana, ściskając mocno dłoń Grabowskiego, który siedział obok niej na krześle. Nie miała okazji słyszeć bicia serca dziecka, bo robiła pierwsze badania przed siódmym tygodniem ciąży, w którym nie dało usłyszeć bicia serca. 

- To proszę posłuchać, zostawię was samych i wpiszę wyniki do karty dla doktora Leona. - stwierdził i podłączył do brzucha Anastazji maszynę kontrolującą bicie serca, a sam wstał z miejsca i zostawił ich samych sobie. 

- O mój Boże. - jęknęła, czując jak po jej policzku spływa łez, którą szybko starła i spojrzała w stronę Kuby. 

- Nasz dzidziuś. - powiedział, pochylając się w kierunku ultrasonografu, żeby cokolwiek dojrzeć na tej maszynie i wpatrzyć się w malucha. 

I wtedy już obydwoje przestali kontrolować swoje łzy, a skupili się na chwili, która była dla nich w zasadzie pierwszym, wspólnym spotkaniem z dzidziusiem. Obydwoje byli bardzo rozemocjonowani, bo dostali zapewnienie, mówiące, że dziecko ma się dobrze i nic mu nie jest. Wszystkie nadzieje i trzymane kciuki zadziałały, spełniając wtedy największe marzenia. Pragnęli właśnie tego. Zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, bo nie byli gotowi na przyjęcie kolejnego kolcu od losu, który mógł podłożyć im kłody pod nogi. 

Ana nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Wciąż potrafiła złapać się na brzuch i nie mogła uwierzyć, że pod sercem ma drugie, ważniejsze od niej. Zastanawiała się jak wielka radość ją spotkała i dlaczego to wszystko zadziało się tak szybko, ale nie żałowała, nawet przez chwilę. Chociaż w życiu nie powiedziałaby, że będzie mamą dziecka kryminalisty spotkanego w samolocie. A dosłownie dwa lata później płacze w jego rękę, wsłuchując się w bicie serca ich maleństwa. 

- A płeć jest już znana? - dopytał Grabowski, gdy pojawił się przy ich boku lekarz, odłączając Anę od maszyn.

- Tak, dziewczynka. 

DIABEŁ NIE ŚPI Z BYLE KIM|QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz