Rozdział 2

546 70 9
                                    


Przekonanie Kuby na powrót do Polski, nie było łatwe. Upierał się przy swoim i zapewniał, że on zostanie w Bostonie, tak w razie czego. Krzysiek musiał zachować nerwy na wodzy i użyć swojej siły perswazji, ale ostatecznie się udało. Dopiął swego i przekonał Kubę, że tak będzie lepiej. Miał ciężkie zadanie, ale równo trzy tygodnie po opuszczeniu mieszkania przez Anę, Grabowski wrócił do Polski. Z pomocą Krzyśka zabrał cały ich dobytek, wysłał paczki do Warszawy i oddał klucze do biura nieruchomości, które miało zająć się sprzedażą mieszkania dziewczyny. 
Dostał zapewnienie od rodziny Scottów, którzy obiecali zadzwonić jak tylko dostaną jakieś informacje od policji, bądź samej Anastazji. 

Ale to wszystko mu nie wystarczało. W dalszym ciągu był ostatnią osobą, która zaufałaby Scottom. Miał w głowie myśli o Nathanielu i wiedział, że mężczyzna wciąż próbuje z nim rywalizować o serce jego narzeczonej, mimo że on z ringu dawno zszedł z wygraną. 
Sen z powiek zmywał mu lęk, mówiący, że nie był wystarczający dla dziewczyny, a ona po powrocie będzie chciała odejść... Do niego. 

Pragnął na własną rękę szukać pomocy i wsparcia wśród polskiej policji. Zupełnie jakby wierzył, że rodacy są mu bardziej skorzy do pomocy, niż amerykanie. Postawił na nogi jeden z warszawskich komisariatów, co było zbędne. Oni również rozłożyli ręce i nie dali mu żadnej pewności. Zapewnili tylko, że zrobią co w ich mocy. Wszyscy go tak zapewniali, uznając, że wierzy w te ich bajki patykiem po wodzie pisane. 

Z biegiem czasu już nie pragnął obecności dziewczyny, pocałunku na skórze i cichego kocham Cię wyszeptanego wprost do jego ucha. Chciał zostać zapewniony, że jest cała i zdrowa. Potrzebował wiedzy o jego narzeczonej. Słów, że Anastazja ma się dobrze i nie grozi jej żadne niebezpieczeństwo, czego obawiał się najbardziej. Powoli próbował zaakceptować brak obecności, ale bezradności i niewiedzy nie szło przyjąć. 

- Zająłem się pracą i wszystko jest okej. Naprawdę. - zapewnił swoją rodzicielkę przez telefon. Z westchnieniem powędrował do kuchni, by uzupełnić swoją szklankę wódką i colą. Zatapiał smutki w morzu wódki, a matce do telefonu łgał, twierdząc, że wszystko jest w najlepszym porządku. 

Elżbieta mimo niechęci do swojej przyszłej synowej, martwiła się trochę o nią. A może nie tyle o samą Anastazję, co o Kubę, z którym było coraz gorzej. Chciała by syn pojawił się w rodzinnym mieście, a ona mogłaby mieć na niego oko. Byłaby pewniejsza i czuwałaby nad nim. Jednak to było jak walenie głową w mur. Grabowski uparł się i nie dał przekonać na podróż do Ciechanowa. Zapewniał, że najlepiej będzie czuł się w Warszawie. Wystarczające, że z Bostonu wyciągnęli go siłą. 

- Może przyjadę? - usłyszał w słuchawce słowa matki i aż musiał zatrzymać się na chwilę, biorąc głęboki oddech. Nienawidził narzucania się. I nawet jeśli kochał swoją mamę ponad wszystko, jej nadmierna troska i zamartwianie się o najmłodszego syna, po prostu kuło go w oczy i miał momentami dość.  

- Przepraszam, ale chciałbym jednak pobyć sam. - odpowiedział kobiecie, siadając na krześle. Nie był gotów na wizyty kogokolwiek, a już z pewnością nie na obecność swojej zatroskanej matki. I czuł się źle z odmową, ale po prostu nie byłby w stanie wytrzymać krzątającej się po mieszkaniu Elki, bo zaglądać po kątach powinna Anastazja, próbująca prze aranżować wnętrza pod siebie. 

- Nie przepraszaj, Kubuś. Wiesz, że jestem dla Ciebie i w razie czego możesz się do mnie odezwać. - zapewniła go, chociaż wcale nie musiała o tym mówić, bo te słowa były jasnością dla chłopaka i nigdy nie wątpił w dobre serce swojej mamy. Mimo prawie trzydziestu lat na karku, wciąż był maminsynkiem i nie chciał gubić tego ważnego dla siebie przydomku. 

- Muszę kończyć mamo. Trzymaj się. - odparł tylko i zakończył połączenie, odrzucając telefon na blat stołu. Nawet w czasie rozmowy ze swoją matką, przypominał sobie o Anastazji. A poczucie winy rosło z każdą minioną sekundą. Wstał z miejsca i zamachnął się, zrzucając ze stołu szklany wazon. - Kurwa! - wrzasnął na całe mieszkanie, klękając przy rozpryśniętym po całej kuchni szkle. Schował swoją twarz w trzęsące się dłonie i pozwolił na głośne łkanie. 

Te szkło w tamtej chwili przypominało jego serce. Rozerwane na strzępy, bez nadziei na powrót do pierwotnej wersji. Swoją obojętnością kuło innych, raniąc. Pozostawiało pełno łez na policzkach bliskich i bezradności w ich duszach. Ale nikt nie był w stanie mu pomóc i podać pomocnej ręki. Tak jak zbity wazon, nie dało się go naprawić. 

Kuba bardzo ciężko znosił rozłąkę ze swoją narzeczoną. Tęsknił za nią cholernie i nawet odtwarzanie jej głosu z wiadomości głosowych, czy wspominanie wspólnych chwil uwiecznionych na zdjęciach, nie sprawiało, że czuł się lepiej. Z większym utęsknieniem spoglądał na swój telefon, licząc na najmniejszy znak o jej życiu. 
Najgorsza była ta niewiedza. Nie miał pojęcia czy dziewczyna wciąż żyje, czy jest bezpieczna i czy niczego jej nie brakuje. Brak świadomości o tak najprostszych, a zarazem najważniejszych, informacjach o Anie, rozrywał jego wnętrzności i paraliżował strachem. 
Dałby wszystko, by móc usłyszeć głos narzeczonej i słowa zapewnienia. 

O znalezionych smoczkach próbował nie myśleć. Starał się wymazać z pamięci znaleziska, które zachował na samym dnie swojej wielkiej walizki. Nie wiedział co powinien o tym sądzić. Miał więcej przypuszczeń, niż potwierdzonych informacji. Dlatego nie poinformował nikogo z rodziny o domniemanej ciąży. Nie mogli się niczego domyślać, a on też nie musiał za bardzo zżywać się z niepewną informacją o ojcostwie. 

- Co Ty robisz? - zdezorientowany Krzysiek wszedł do mieszkania Grabowskiego i rozejrzał się dookoła zdezorientowany. Przy ścianie stał oparty kij od mopa, roomba czyściła podłogi mieszkania, a Kuba klękał przy toalecie, co zauważył po przejściu przez wąski korytarz. - Que, kurwa. - mruknął, wchodząc do pomieszczenia, w którym mężczyzna czyścił toaletę i nic sobie nie zrobił z obecności drugiej osoby w swoim mieszkaniu. Wiedział, że to nie była ona. 

- Sprzątam. - odparł, jakby to było najnormalniejszą rzeczą w jego dotychczasowym życiu. Nie spojrzał w stronę przyjaciela, a wciąż skupiał się na szorowaniu kibla. Zabrał się za sprzątanie od samego rana, licząc, że zajęcie odciągnie go od tych wszystkich myśli. 

- Sprzątam. - roześmiał się w głos hypeman i pokręcił głową, wyrzucając ręce w powietrze. Myślał, że śni. -  Trzymajcie mnie, bo mu zapierdolę. - sarknął pod nosem Krzysiek, odrzucając w bok stojącą obok szczotkę i przeszedł nad Kubą, siadając na szafce. - Co się z Tobą dzieje, w życiu szmaty w ręku nie miałeś. - przypomniał mu, spoglądając na butelkę z jakimś detergentem. Tak bardzo chciał pomóc przyjacielowi, ale równie bardzo nie umiał dotrzeć do mężczyzny. - Ty nawet nie wiesz do czego to służy. 

- Przyszedłeś tutaj, żeby się na mnie wydzierać? - zapytał spokojnie, spoglądając, znad opuszczonych na nosie okularów, na Krzyska. Był w jego mieszkaniu jakieś pięć minut, ale już zdążył doprowadzić go do szału. - To możesz wyjść drzwiami, którymi wszedłeś. - dodał po chwili, w której przyjaciel nie udzielił odpowiedzi na pierwsze pytanie. 

- Przyszedłem posiedzieć z Tobą. Dzwoniła do mnie Twoja mama. Podobno nie chciałeś żeby przyjechała. - przypomniał rozmowę z rodzicielką, którą przeprowadził wczorajszego poranka. Kuba z westchnieniem odrzucił szczotkę na podłogę i popatrzył z politowaniem na Krzycha. Nie chciał się tłumaczyć z rozmów z matką. Ale denerwowało go, że wszyscy przekazywali sobie informacje o nim. Za plecami. 

- A wspominała o tym, że nie chciałem niczyjego towarzystwa? - zapytał z kpiną, unosząc wysoko swoją brew. Krzysiek ślepo wpatrywał się w przyjaciela, ale nie odpowiedział nic. - A szkoda, bo to była moja prośba, której nikt nie potrafi uszanować. - dodał, prychając pod nosem i dźwignął się na nogach, wstając z zimnej posadzki. Można powiedzieć, że nie doceniał ich starań i troski o niego, ale zwyczajnie nie potrafił przyjąć obecności drugiej osoby, innej niż jego narzeczona. 

- Martwimy się o Ciebie. - krzyknął za nim Kondracki, ale Kuba nie odpowiedział już nic, a ruszył korytarzem w kierunku kuchni, w której wyjął spod zlewu kolejne płyny. Nie chciał kontynuować tej rozmowy. Dlatego przekonany, że milczeniem zawiąże usta Krzyśka, chciał wrócić do obowiązków.  - Nie możesz tego podważyć. - dodał, tarasując drogę. 

- Martwcie się o nią, bo ja żyję i mam się w miarę dobrze. To z Twoją siostrą nie wiadomo co się dzieje i gdzie jest. - przypomniał przyjacielowi, przepychając się w wąskim przejściu. - A teraz idź już, bo naprawdę chciałbym pobyć sam i dokończyć to co zacząłem. - dodał, odwracając się w stronę Krzyśka. 

I chociaż Krzysiek chciał dodać coś jeszcze, zapewnić, że będzie dobrze, nie mógł. Te słowa nie przechodziły mu przez gardło. Ponownie był w kropce. Any znowu nie było obok, a on po raz kolejny nie miał pojęcia, czy jego siostra żyje. To było najgorsze uczucie, które towarzyszyło mu równo rok temu i powróciło, tym razem ze zdwojoną mocą. Teraz nie wiedział gdzie się podziewa, dlaczego uciekła i co robi. Wtedy świadomość jej obecności na wojnie dawała takie zapewnienie, mówiące, że to tam musi jej kiedyś szukać. W tym momencie miał przed sobą wielką mapę świata, a odnalezienie Anastazji było wręcz niemożliwe. 

Posłusznie opuścił mieszkanie przyjaciela. Miał ogromną nadzieję, że Kuba, mimo braku obecności narzeczonej, nie zrobi nic głupiego. Właściwie to tylko z tego powodu do niego przyjeżdżał. Był świadom, do czego jest zdolny stęskniony Grabowski i nie chciał obserwować go w kolejnym dołku psychicznym. Chociaż odsunięcie go od tego drugiego, było niemożliwością. Bo on już dawno zapomniał co to radość i szczęście. Wszystkie uczucia ekstazy odeszły. Razem z nią. 

- Poczta głosowa, proszę zostawić wiadomość po usłyszeniu sygnału. 

Słowa sekretarki znał już na pamięć. Dzwonił każdego dnia i zapełniał jej skrzynkę pocztową, mimo, że telefon znalazł w mieszkaniu. Ale wciąż pozostawała w nim cząstka nadziei. Był bez karty SIM, którą musiała zabrać ze sobą. Wierzył, że kiedyś włączy. Ona, bądź ktoś inny i usłyszy jego słowa, które od ponad trzech tygodni kierował w stronę dziewczyny, a raczej jej poczty głosowej. 

- Ana... Tęsknię. - wyjąkał do telefonu, pokładając się na podłodze w sypialni. Wyciągnął się jak długi i tylko co chwilę pociągał nosem, zastanawiając się co powinien jej jeszcze powiedzieć. Już tak wiele z siebie wyrzucił przez te dwadzieścia cztery dni bez niej. - Tak bardzo mi Ciebie brakuje. - szepnął, podkładając ręce pod głowę i zalał się kolejnymi łzami. - Chciałbym się przytulić i... I chciałbym, żebyś wróciła do mnie bo nie daję sobie rady. - wyjąkał. - Wróć, proszę. - dodał, przełykając słone łzy. - Bo jeśli mam żyć tu bez Ciebie, to ja już nie chcę. 

__________________
Ostatnie rozdziały jakieś wzruszające, jak wam się podoba? Napiszcie coś od siebie, a będzie mi bardzo miło :) 

DIABEŁ NIE ŚPI Z BYLE KIM|QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz