Rozdział 17

519 48 2
                                    


- No chyba Cię Bóg opuścił, Grabowski. - zakpiła, wymijając męża w progu i przeszła do kuchni, licząc na zakończenie tematu. 

Słysząc propozycję od Kuby, była przekonana, że śni. Od chwili przyłapania jej na graniu w sypialni, ciągle rozpoczynał temat kariery Anastazji w muzyce. Był tak zajawiony jej piękną barwą głosu, możliwościami i tym wszystkim, że nie mógł odpuścić. Wysnuł sobie już plany na to wszystko, ale zapomniał z kim wziął ślub. Zagalopował się trochę i chcąc dobrze dla samego siebie, zapominał o dobrze swojej kobiety, która wielokrotnie mu już powtórzyła, że nie jest skora do robienia z siebie gwiazdki pop. 

- Ale Ana... - jęknął bezradnie, podążając za żoną. Usiadł na krześle przy wyspie kuchennej i obserwował poczynania Kondrackiej. - Przemyśl to jeszcze raz, proszę. - dodał. 

- Ty naprawdę mnie nie znasz, czy tylko udajesz? - zakpiła, odstawiając miskę na blat i oparła się na obu rękach, pochylając nad kuchnią, żeby na niego spojrzeć. W głowie nie mieściły się jej propozycje Kuby i była przekonana, że rzucona pierwotnie miała charakter żartobliwy, ale z czasem zaczął przesadzać i wręcz jej narzucał próbę nagrania piosenki. 

- O czym mówisz? - zapytał z zakłopotaniem. 

- Od prawie miesiąca jesteśmy małżeństwem, żyjemy ze sobą od kwietnia 2019, a nawet trochę dłużej... I jeszcze nie zrozumiałeś, że moje miejsce jest w szpitalu? Przy ludzkim sercu? Ja kocham swoją pracę, jestem medykiem i nawet nie masz pojęcia jak przeżywam ciążę i myśl, że nie mogę stanąć za stołem operacyjnym. Ale nie po to stawiam klinikę, martwię się o to wszystko i dziesięć razy w tygodniu pojawiam się na budowie, nadzoruję każdy szczegół, żeby po porodzie stanąć na scenie i dać koncert. - oznajmiła dość dobitnie, wpatrując się w oczy męża. - Jedno z nas musi mieć bardziej normalną pracę, żeby drugie mogło spełniać się w inny sposób, ale też zarabiać kokosy i cieszyć się z tego co robi. I powiem Ci z ręką na sercu, nigdy nie żałowałam swojej kariery i nawet nie przeszło mi przez myśli, żeby ją zmieniać na gwiazdę popu. Pośpiewać to ja mogę, naszej córce kołysanki. - zakpiła, odmierzając ilość mąki w szklance. - Zresztą, już widzę te nagłówki "Żona Quebonaficie robi karierę muzyczną. Czy z wielkim nazwiskiem uda się jej osiągnąć sukces?". 

- Quebonafide, kurwa. 

Po swoich ostatnich słowach zniknął w biurze i nie wyszedł z niego nawet na ciasto, które upiekła specjalnie z myślą o nim. Zupełnie jakby się obraził za jej opinię w całej sprawie, ale nie miała zamiaru go za to przepraszać. Propozycja dogrania się na płytę Kuby i próby nagrania czegoś swojego, padła od niego jakiś czas temu. Mimo to, Ana od razu odmówiła i zakazała mu o tym myśleć. Ale kim byłby Kuba, gdyby jednak nie drążył tematu i nie próbował jej zmusić do swoich pomysłów. Oczekiwał gruszek na wierzbie, doskonale zdając sobie sprawę z racji żony. Jednak po prostu musiał dopiąć swego, chociażby po trupach, ale do celu. 

- Co z wami? - usłyszała od Krzyśka. Leżała w sypialni i czytała kolejną książkę o dzieciach, kiedy do pokoju wszedł jej brat i całym ciężarem runął na miejsce obok. Zajrzał przez ramię Any i odebrał jej z rąk książkę, zmuszając do spojrzenia na siebie. 

- Jeśli przyszedłeś mnie tutaj przekonywać, to nawet nie próbuj i już możesz wyjść tymi drzwiami, którymi wszedłeś. - ostrzegła, wytrzymując baczne spojrzenie czerwonowłosego. Nie miała zamiaru po raz kolejny słuchać o płycie, piosence i nagrywaniu. 

- Nie, po prostu chciałem pobyć trochę z Tobą. - wyjaśnił, machając ręką i przysunął się do Any, wtulając głowę w poduszkę Kuby. - Smutno mi się zrobiło i chciałem poleżeć trochę tutaj. - wyjaśnił, widząc zdumione spojrzenie siostry. Nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji, więc miała prawo się dziwić zachowaniu swojego brata. 

- Jesteś chory, masz gorączkę? - zapytała, przykładając dłoń do jego czoła. - Nie no, w normie. Co się dzieje? Krzysiuniu. - zakpiła z chłopaka, przywołując zdrobnienie jego imienia, które zawsze używa Kuba. 

- No tak, po prostu. - westchnął, wzruszając jednym ramieniem. - Nie miałaś nikogo z nas, mieszkałaś w Stanach i wiodłaś tam dobre życie. I tak naprawdę w dwa lata się wszystko zmieniło. Zostałaś żoną mojego przyjaciela, ja zyskałem siostrę i niedługo będę wujkiem waszego dziecka. To jest kosmos, bo dosłownie trzy lata temu wrzuciłbym Cię w palący się ogień i z uśmiechem obserwował jak się jarasz. A teraz jak sobie wyobrażę, że miałoby Ciebie zabraknąć w moim życiu to automatycznie robi mi się przykro i prędzej sam odebrałbym sobie życie, niż chciał kosztować tego bez Ciebie. - wyjąkał, zawieszając się co chwilę. Zupełnie jakby miał poczucie, że otwiera się przed nią i zachowuje jak baba. 

- Ufff, Kondracki daruj sobie takie przemówienia, bo aż moja córka się wzruszyła. - roześmiała się, ocierając zbłąkaną łez na swoim policzku. - Ja też Cię kocham, braciszku. - odparła, zwieńczając w najlepszy sposób jego monolog. - I przepraszam za te wszystkie lata. Zasłużyłam na Twoją nienawiść, może trochę mniej na tak podłe traktowanie, ale nie wspominajmy tego. Teraz będziesz mógł odkupić swoje winy, zostaniesz chrzestnym mojej córki? - zapytała, podpierając się na łokciu i próbowała zaobserwować reakcję Krzyśka na swoje słowa. 

- Słucham? - miał wrażenie, że w pierwszej chwili się przesłyszał, a później nie mogła do niego dotrzeć powaga słów Anastazji. - Taki zaszczyt, ja? Ojcem chrzestnym Twojego pierwszego dziecka?

- Zgadzam się z moją żoną, będziesz najlepszym wujkiem na świecie. - do pokoju wszedł Kuba, przerywając zakłopotanie Krzycha i wtrącając się do rozmowy rodzeństwa. Podsłuchał ich już na korytarzu, ale nie chciał przerywać wcześniej, wiedząc, że takiego momentu po prostu potrzebują. Dopiero w tamtej chwili postanowił się wtrącić i dodał swoje trzy grosze. - Byłeś ze mną całe życie, podawałeś rękę i trwałeś bez względu na to ile miałem na koncie. Teraz sprawdzasz się w roli mojego szwagra, ale wciąż jesteś najlepszym na świecie przyjacielem. - powiedział, podchodząc od tyłu siedzącego Krzyśka i przytulił jego głowę do swojego brzucha, by się pochylić i ucałować w jej czubek. 

- Nie no. - jęknął rozwalony na łopatki Krzysiek. Nie wierzył w słowa swoich najbliższych i był gotów się rozpłakać. Miał za wiele emocji w sobie i cały chodził w środku, chociaż radował się przeogromnie. 

 - Tylko mi córkę sprowadzisz na manowce, to nie chcesz wiedzieć w jakie gówno wdepnie Twój pies. Przez miesiąc go nie doczyścisz. - zagroziła z uśmiechem Ana, uśmiechając się szczerze do brata. 

Ciąża ich bardzo zbliżyła do siebie. Oczywiście miała na to też wpływ płyta Kuby, nad której pracą wiele pomógł mu Krzysztof. Przesiadywał wiele w ich mieszkaniu, momentami to wręcz w nim mieszkał i do siebie jeździł bardzo sporadycznie, ale mimo to dogadywali się wciąż tak samo dobrze. Niekiedy sobie dogryzali, depcząc po piętach. Jednak to miało swój urok, wreszcie byli jak prawdziwe rodzeństwo. Rozmowę o chrzcie dziecka prowadzili bardzo długo, Grabowski upierał się przy odpuszczeniu sakramentów, ale Ana bardzo nalegała na chrzest, obiecując, że do każdego kolejnego będzie mogło przystąpić z własnej woli. Niechętnie, ale zgodził się na to. Ustalili, że rodzicami chrzestnymi będzie rodzeństwo dziewczyny, Krzysiek i Natalia. W tej sprawie Kuba nie miał za wiele do gadania, a po prostu przytaknął, zgadzając się na wizję rodziców chrzestnych. 

- Wiem, że Ci zależy. - mruknęła pod nosem Ana, kiedy leżeli już w sypialni i byli gotowi do snu. - Przemyślałam temat i zgadzam się. Dogram się do Twojej jednej piosenki, ale nigdzie nie podasz moich danych, a ja pozostanę anonimowa. Tak jak miało być. - oznajmiła, zerkając kątem oka na swojego męża. - Nie zrobię tego nigdy więcej, dlatego proszę uszanuj moją prośbę i zaakceptuj wybór. 

- Nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz... 

- Miłość wymaga poświęceń, a ja chcę Twojego szczęścia i uśmiechu. 

DIABEŁ NIE ŚPI Z BYLE KIM|QUEBONAFIDExKRZYKRZYSZTOFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz