Rozdział XIV Wymiotuję w końskim boksie

1.3K 122 11
                                    

-ILE?!

- Trzy dni- powtórzyła spokojnie Raven. 

Opadłem na krzesło. Trzy dni?! To było... Jasne, że niemożliwe! Przecież mój sen trwał góra 2 minuty! Nie mógł przecież trwać dłużej, bo nie dałbym rady leżeć nieruchomo przez 72 godziny. Nie z moim ADHD.

- Słuchaj, my też nie mogłyśmy w to uwierzyć- spróbowała wytłumaczyć Kate, nalewając herbaty w salonowym "centrum dowodzenia".
- Wszyscy zaczęli się już obawiać, że jesteś kolejną śpiącą królewną.

- Wszyscy?- zapytałem. 

Czułem, że dużo mnie ominęło. Dziewczyny spojrzały po sobie, a Kate uśmiechnęła się pod nosem.
- Pokaż mu- mruknęła Raven. 

Wszedłem na rozświetlony promieniami słońca pokład i widząc jego wyposażenie oniemiałem ze zdumienia. Wytłumaczyły mi, co się stało.

Oczywiście najbardziej zaciekawił mnie Val-Dez, na którym była nawet jakaś starożytnogrecka wersja Angry Birdsów. Podobno mógł nas informować o zbliżającym się niebezpieczeństwie, ale mówiły, że narazie nigdy nie...
Pip. Pip. Pip!

- Czy tylko ja myślę, że to oznacza coś złego?- zapytałem i błyskawicznie wyciągnąłem długopis.

Dziewczyny rzuciły się do różnych sprzętów. Śmiercionośnych sprzętów. Kate złapała za kule greckiego ognia, a Raven usadziła się przy wielkim miotaczu bełtów.

A potem zaatakowała nas chmara kucyków.

Nie wiedziałem, w co tak naprawdę uderzam, bo było ich zbyt wiele. Z czasem kopyta zaczęły mi się mylić ze łbami... szczęki z grzywami. Było ich MNÓSTWO. Co chwila buchał skądś ogień wzniecany przez Kate lub strzała Raven. 

- Co tu się do licha ciężkiego wyprawia?!- wrzasnąłem, tnąc krwiożerczego pegaza przede mną 

-Jesteśmy herosami na samobójczej misji rarującej świat! Oczekujesz, że będzie normalnie?!- odkrzyknęła Kate po czym dodała- Na lewo!

Uskoczyłem dokładnie w momencie, kiedy coś wylądowało na deskach pokładu. Spojrzałem tam i doznałem mini zawału. To był człowiek... Tak myślałem. Miał ręce i nogi, a nawet jakiś brzuch, ale... Głowa była stuprocentowo końska.
- Na świętą Atenę- jęknąłem, unikając włóczni dziwadła. 

- Zostajecie pojmani przez Wolny Lud Koński. Proszę o natychmiastowe złożenie broni albo zostaniecie do tego zmuszeni siłą- to COŚ przemówiło.

Nie paliłem się być pojmanym przez jakiś tam koński ruch oporu, a już na pewno nie paliłem się do złożenia broni. Napiąłem mięśnie, a po niebie przeszła błyskawica.

- Uznaj to za ostrzeżenie, stary. Mogę zrobić z ciebie szaszłyk z koniną!- krzyknąłem, ruszając w jego stronę.

Patrząc z perspektywy czasu stwierdzam, że trzeba było go tak nie wkurzać...

                                                  



Worek zdjęli mi dopiero w celi. 

Pamiętałem niewiele, a przed oczyma miałem mroczki. Próbowałem skupić wzrok na porywaczach, ale nie mogłem. Usłyszałem ciche rżenie i drzwi klatki zatrzasnęły się ze skrzypnięciem. Klatki? Ledwie przytomny oparłem się o ścianę z szarych pustaków. 

Wszystko wokół obudowane było czarnymi prętami, a na podłodze leżały sterty cuchnącego siana. W jakiś ironiczny sposób całe "więzienie" przypominało końskie boksy. 

Percy Jackson -Nowe Pokolenie- CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz