Rozdział XVII Propozycja dla ocalonych

1.1K 119 10
                                    

Następne chwile były naprzemiennym odzyskiwaniem i utracaniem przytomność. 

Co jakiś czas dochodziły do mnie jakieś urywki świadomości, ale było tego niewiele. Na tyle mało, że kiedy na dobre się wybudziłam, nie miałam najmniejszego pojęcia, gdzie jestem.

- Wstałaś?- uniosłam głowę, żeby zobaczyć kto do mnie mówi. W drzwiach naprzeciw mnie stała niska dziewczyna z praktycznie białymi włosami spadającymi figlarnie na czoło.- Dobrze. Nie zasypiaj, idę to zameldować.

„Zameldować komu?"- chciałam powiedzieć, ale gardło miałam niezwykle wysuszone.

Skorzystałam z nieobecności dziewczyny i wygramoliłam się z łóżka. Z lekka się zataczając, wylądowałam na przeciwległej ścianie uważnie rozejrzałam się po pokoju. Nie było w nim praktycznie nic oprócz drewnianego łóżka i wielkiego obrazu przedstawiającego tropikalne wybrzeże. 

Po za tym nie miałam na sobie moich znoszonych, czarnych ale niezwykle wygodnych ubrań, tylko wygnieciony, szary podkoszulek z napisem „I'm in love with the Moon" i postrzępione dżinsy.
Co się stało po tym jak pochłonęła mnie woda?
- Jesteś silna- w drzwiach stanęła inna dziewczyna. 

Miała postrzępione włosy z pojedynczymi niebieskimi pasemkami, podarty czarny podkoszulek, bojówki khaki oraz kolczyk w kształcie błyskawicy na jednym uchu. Do całego „zbuntowanego" stroju nie pasowała jedynie srebrna opaska na głowie.- Podobasz mi się. 

Chciałam coś powiedzieć, ale wystarczająco dużo energii zajmowało mi utrzymywanie kontaktu z jej niebieskimi jak laguna oczami.
- Potrzebuję nieugiętych ludzi, którzy walczą do końca, starają się pokonać przeciwności losu.
- Potrzebujesz do czego?- szepnęłam nie dlatego, że się bałam, ale nie stać mnie było na żaden bardziej wyrafinowany dźwięk.
- No tak, gdzie moje maniery, nie? Jestem Thalia. Słyszałaś może o Łowczyniach Artemidy?



                Wszystkie dziewczyny, a może raczej dziewczynki, bo szesnastoletnia Thalia wyglądała tu na najstarszą, siedziały przy mocnym, dębowym stole ustawionym na dole. Rozmawiały ze sobą, naciągały łuki i naprawiały strzały. 

Schodząc po krętych schodach, zauważyłam, że na jednej ze ścian sali biesiadnej (inaczej jej nie mogłam nazwać) wiszą portrety Łowczyń. Widząc moje zainteresowanie, Thalia szepnęła.

- To ściana pamięci. Jak pewnie wiesz, jesteśmy nieśmiertelne, chyba że polegniemy w walce. To wszystko zdjęcia przedstawiające poległe Łowczynie. Pomysł był mój. Dzięki temu w pewnym sensie wciąż żyjemy wiecznie. W pamięci innych. Ach, nazbierało się tego po walce z Orionem- nagle sposępniała i przyjrzała się w milczeniu ścianie.- Nie można zapomnieć też o Łowczyniach sprzed Wojny z Gają, prawda? 

Również skupiłam swoją uwagę na zdjęciach. Na pierwszej fotografii od góry jaśniała pogodna twarz dziewczyny z warkoczem i śmieszną, oliwkową czapeczką na głowie. Podpis na blaszanej blaszce pod spodem głosił: Bianca di Angelo. Zmrużyłam oczy, próbując przypomnieć sobie dawne lata w obozie. 

Oczywiście, Biancę zaliczano do grona herosów, o których nie należało zapomnieć. Z tego co pamiętałam, poległa na misji w obronie przyjaciół jakieś dwa lata przed Wojną Tytanów. Mi jednak głównie przypominała Angelę, moją przyjaciółkę. Od razu widać, że były spokrewnione.


- Raven!- radosny krzyk wyrwał mnie z osępienia. Za mną wyrosła nagle Kate. 

- Ją też wyłowiliśmy z tobą, jak widzę się znacie- stwierdziła pogodnie Thalia, powstrzymując uśmiech na widok mojej miny, którą nie można było określić mianem „cieszę się, że cię widzę".

- Wyłowiliście może jeszcze chłopaka?- zapytałam ostrożnie.- Mniej więcej takiego wzrostu, ciemne włosy i zielone oczy. 

Thalia powoli pokręciła głową.
- Cóż, nie jestem mocno rygorystycznie nastawiona do kompletnego zbliżania się do chłopców, ale nawet jakbyśmy go znalazły, nie mógłby tu przebywać. To Kwatera Główna Łowczyń. Nasze drugie najświętsze miejsce na świecie po świątyni Artemidy. 

- Ale go nie znalazłyście?- dopytywała się Kate, która pobladła tak jak ja.
- Nie...- stwierdziła ostrożnie dowódczyni Łowczyń.- Co się wam przydarzyło, dlaczego znalazłyście się w wodzie z workami na głowach?

Spojrzałyśmy po sobie z Kate. Obie zaliczyłyśmy „urwanie filmu" po zetknięciu się z włócznią konioluda.
- Chyba to sprawka Wolnego Ludu Końskiego- powiedziałam powoli.- Zaatakowali nasz statek i... Nie wiem, co mogli zrobić z Maxem. 

Thalia prychnęła i przez chwilę gapiła się w jeden punkt na ścianie. Po chwili zawołała „Eliza!" i podbiegła do niej dziewczyna, która wcześniej pilnowała mnie, gdy byłam nieprzytomna.
- Dowiedź się, co porabiają w tej chwili nasi kopytni sąsiedzi. Zaczynają mi już grać na nerwach swoimi działaniami!- dziewczyna skłoniła się i rzucając mi ciekawskie, spojrzenie wybiegła z „sali biesiadnej".

Wróciła po paru minutach z wyrazem satysfakcji na twarzy.
- Thalia!- krzyknęła od progu, co przykuło uwagę pozostałych Łowczyń. Była lekko zdyszana, a na jej blade jak śnieg policzki wpełzły czerwone wypieki.- Wybuchła!

- Co?- zapytała zdezorientowana dziewczyna.- Co wybuchło, Elizo? Alyss, przynieś jej wody. Zaraz padnie!

Eliza wzięła duży haust wody od koleżanki  i spojrzała się na swoją dowódczynię. 

- Wyspa. Ich wyspa. Wybuchła, puff, nie ma jej! Zostały tylko dymiące szczątki. Nie ma dosłownie niczego. Wszystkie końskie osobniki, ich maszyny, ich flota, ładownie... Puff!
- Nie!- krzyknęłam, ściągając jeszcze większą uwagę innych i teraz stałyśmy już w centrum zbiorowiska szepczących dziewczyn.

- Nie możesz...- Kate zadławiła się powietrzem.- Nie możesz tego wiedzieć, nie było cię kilka minut.

Thalia położyła jej rękę na ramieniu.
- Eliza jest córką Eola. Potrafi wysyłać swoją „część" wiatrem na przeszpiegi. Przykro mi, ale to musi być prawda. 

- Nie...- jęknęłam. 

Max był na wyspie? Musiał być. To było jedyne logiczne wytłumaczenie. Gdyby chcieli go zabić, zostawiliby go z nami, a tak... Z drugiej jednak strony, nie mógł zginąć. Nie mógł. Ja... byłam pewna. Przecież z pewnością poczułabym, gdyby coś mu się stało. Na bank. 

- Naprawdę mi przykro- jęknęła Thalia.- Może usiądziecie?

Kate gapiła się w pustą szklankę przed sobą.
- To koniec. Koniec z misją... Wracamy... do obozu?- mówiła dziwnie jakby z daleka, do siebie nie do ludzi wkoło. 

Chciałam ją spoliczkować, wrzasnąć, że nie, bo Max musiał żyć. Bo... Bo nie mógł? Na pewno uciekł, może z czyjąś pomocą, może sam. Och, był dużo potężniejszy niż wydaje się na pierwszy rzut oka! Był synem Zeusa, Niebiańskim Księciem! Może i sam wysadził wyspę... Tylko czym?

Wypuściłam powietrze z ust i usiadłam obok niej na ławie, zastanawiając się jak to sprytnie oszukał śmierć.
„Żadna magia nie pokona śmierci"
„Odwal się. Wierzę w Maxa Johnsona!"

W końcu Thalia postanowiła przerwać niezręczną ciszę.
- Nie musicie wracać do obozu- uśmiechnęła się szczerze.- Mamy dla was, jak do wszystkich naszych gości, nieśmiertelną propozycję.

Percy Jackson -Nowe Pokolenie- CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz