Zawsze uważałam, że dzieci Hefajstosa, tworząc takie cuda jak „Omega" używają pewnego rodzaju magii.
Tylko oni potrafią zbudować stosunkowo niewielki i zwrotny okręt prujący fale z prędkością błyskawicy oraz wyposażyć go w tak wiele tak dużych pomieszczeń. Tak więc na naszym ledwo dwudziestometrowym stateczku znalazło się miejsce na dwie kajuty, małą lecz wypełnioną po brzegi zbrojownię, przyjazną kuchnię oraz salonik pełniący funkcje centrum dowodzenia.
W dodatku w każdym pokoiku dało się swobodnie oddychać bez naruszania przestrzeni osobistej swojego towarzysza.
Chyba, że mieszkało się w jednej kajucie z Kate. Jednak miłym zaskoczeniem był fakt, że wolałyśmy znosić się nawzajem, zamknięte w jednym pokoju przez najbliższe dwa tygodnie, niż przyjąć do wiadomości, że druga będzie dzielić swoją kajutę z Maxem.Jednym słowem, stosunki naszej trójki stawały się coraz bardziej poplątane.
Kiedy weszła do pomieszczenia, rozpakowywałam nasze rzeczy z torby zwiększającej – bagażu o nieograniczonej pojemności. Zupełnie jak ten statek.
- Jak za starych dobrych czasów, co?- powiedziała dziewczyna, rozglądając się po kajucie, która (o ironio!) wyglądała niemal identycznie jak ta nasza stara z czasów tanich rejsów. Też po bokach drewnianych ścian ustawiono dwa wąskie łóżka, które dzieliła półeczka z bambusowego drewna. Mogłam się nawet założyć, że był to ten sam model.
- Brakuje jedynie skaczącej po pokoju ropuchy- mruknęłam siadając na koi. Kate roześmiała się, a ja ze zdziwieniem odkryłam, że było to szczere.
Może przesadzałam, wciąż posądzając ją o najgorsze. Była tak samo skomplikowana jak ja...
- Tak. Nieźle załatwiłaś wtedy Mary- powiedziała, wspominając inne czasy.Fala wspomnień uderzyła mnie, wracając do mnie jak bumerang.
Był wtedy lipiec. Ciepły i słoneczny. Byliśmy na żaglach. Na Michiganie. Cały sierociniec. Składało się to w sumie na trzy żaglówki. Ja dostałam kajutę razem z Kate, która była wtedy słodką siedmiolatką z dwoma blond kucykami zwisającymi wesoło z głowy.
A ja? Jak wyglądałam?
Świat zawirował i zobaczyłam siebie stojącą w korytarzyku do kajuty z czarnym plecakiem zwisającym z ramienia. Blada i ponura twarz wyglądała zza ciemnych i z lekka nieokiełznanych włosów.
Koło mnie przebiegła jakaś dziewczynka w kolorowej sukience i z rozśmianą twarzą, tak bardzo różniącej się od mojej, ponurej i połyskującej bielą znad czarnego podkoszulka. Inne dzieci widocznie cieszyły się z jednej na milion szansy, by pożeglować.
Rudowłosa dziewczynka trąciła mnie w ciasnym przejściu statku. Bąknęłam coś na kształt „Ej, uważaj", a ona odwróciła się do mnie i wysunęła język, uśmiechając się podle. Przypomniałam sobie jej imię. Mary. Nazywała się Mary i stale coś do mnie miała.
- Co jest, wiedźmo?- zapytała, a jej piskliwy głos zakuł mnie w bębenki.- Zamienisz mnie w ropuchę?
Poczułam mrowienie w palcach u stóp i dziwne ciepło w żołądku. Obłoczki pary zaczęły nieświadomie wystawiać łebki spomiędzy moich palców.
Chwilę później w miejscu, gdzie stała Mary, pojawiła się wielka, zielona ropucha, a rudowłosa dziewczynka zniknęła. Przestraszona spojrzałam na Kate, która widziała całe zajście. Jej niebieskie oczy zwiększyły się kilkakrotnie.
- Jak to zlobiłaś?- zapytała. Nie miała wtedy jednego zęba i szepleniła strasznie.
- Nie wiem- odpowiedziałam, patrząc jak zielony płaz skacze po blacie bambusowego stolika.
- Ekstla, Naplawdę jesteś czalownicą- szepnęła blondynka.
Teraz, z powrotem na "Omedze", gapiłam się tępo w małe okienko, za którym połyskiwały fale.
- To był pierwszy raz, kiedy użyłam Mgły- szepnęłam, a Kate uśmiechnęła się, siadając na swoją koję.- Ale nie ostatni- dodała.- Pamiętasz, kiedy Jenny z naszej klasy chwaliła się, że w domu letniskowym ma widok na jezioro z okna swojego pokoju? Wróciłyśmy wtedy do sierocińca, a ty...
- Sprawiłam, że z okna było widać morze. Użyłam tej samej magii co Irys, tworząc iryfon. Zrobiłam przekaz na żywo znad Pacyfiku... Heh, całkiem to było sprytne.- Tak- uśmiech Kate zrobił się jeszcze szerszy.- I pewnego dnia zobaczyliśmy tam trójkę półbogów, pamiętasz? Jednego szerokiego w barach i skośnookiego, drugą czarną, zgrabną dziewczynkę i tego trzeciego herosa... Czarnowłosego o zielonych oczach. To on kierował wtedy łódką.
- A ty powiedziałaś, że mogłabyś za niego wyjść- dodałam, starając się uśmiechnąć, ale mi nie wyszło.
- Obie to powiedziałyśmy, Raven- przypomniała mi czasy, w których byłam prostsza i dziecinniejsza.- Obie.
Nie wytrzymałam i roześmiałam się, ale było to nienaturalne i sztuczne.
- Percy jest żonaty, Kate! Widziałam go w Nowym Rzymie. Wszystko u niego dobrze, przeżył swoje przepowiednie i żyje dalej- nie miałam pojęcia, do czego zmierzała.„Masz pojęcie"- odezwał się głosik w mojej głowie- „Od tego przecież wszystko się zaczęło."
Przepowiednia, którą uraczyła mnie matka prawie dwa lata temu, zawsze cicho liczyłam, że chodziło o...- Nie mówię o Percym, Rav- wzdrygnęłam się na dźwięk zdrobnienia własnego imienia. Kate ciągnęła dalej- Spójrz... Minęło te osiem lat i gdzie jesteśmy? Na statku. Z kim? Z czarnowłosym cud chłopięciem o zabójczym, zielonym spojrzeniu, na którym obie mamy dużego crusha od kiedy ujrzeliśmy jego sobowtóra w iryfonie.
- Właśnie sobowtóra, proszę cię...- jęknęłam, wstając i otwierając drzwi.- Nie można zakochać się w kimś poprzez zobaczenie go przez magiczny portal. To wymysł autorów książek, które tak zawzięcie czytasz!
- To przeznaczenie, Raven- szepnęła Kate, mrugając. – Żadna magia nie pokona przeznaczenia.
Wspomnienia snu z Angelą i trupem w roli głównej znów pojawiły się w mojej głowie.
Nie. Nie. Nie! Nie!
Da się pokonać przeznaczenie.
Da się powstrzymać śmierć.
Dowiodę tego!- Posłuchaj uważnie, Kate, i odetchnij z ulgą- powiedziałam powoli, odwracając się do blondynki.- Twój chłopak jest jedynie częścią przepowiedni... Max to element, który jest mi potrzebny do jej spełnienia. „Chłopak zieloonoki wskaże drogę", jasne? Tylko to.
„Okłamujesz samą siebie"- odezwał się głos.Zamilcz!- odpowiedziałam.
„Tak do niczego nie dojdziesz..."Zamknij się!- wrzasnęłam, a moje myśli odbiły się echem w głowie.
Miałam już dość samej siebie.
Może i Czarna Pani dała mi za zadanie znaleźć Cień, ale moja misja przemieniła się w coś zupełnie innego... Musiałam znaleźć sposób, żeby odwrócić los.
Powstrzymać śmierć.„Ochronić tych, których kochasz"- dodał mój cichy głosik, kiedy trzaskałam drzwiami, zostawiając za sobą Kate i jej teorie spiskowe.
Najbardziej jednak przerażała mnie inna rzecz. Złapałam się za serce, czując jak pulsuje szybciej. Co to było?
"Strach".
Przełknęłam głośno ślinę, a więc stało się...Raven Rogers- ćwierć demon, córka Hekate i postrach całego sierocińca bała się.
Bała się śmierci.
CZYTASZ
Percy Jackson -Nowe Pokolenie- Cienie
FanfictionRaven nie może się skupić na zadaniu jakie powierzyła jej nowa mentorka. Złapanie cienia okazuje się być trudniejsze niż mogło się to wydawać na początku. W dodatku, jej drogi znów muszą skrzyżować się z synem Zeusa, osobą związaną z nią do śmierci...