Rozdział XXI Czas Powrotów

1K 117 15
                                    

Siedzieliśmy na tle na plaży, gapiąc się na zachód słońca.

- I co... Już?- zapytał się w końcu Max. 

Wiatr w jakiś zabawny sposób rozwiewał jego włosy tak, że cały czas wpadały mu do oczu. Próbował je poprawiać, ale niezbyt mu to wychodziło i wyglądał, jakby odganiał muchy. Cały on.

- Misja zakończona, pokonaliśmy...

- Pokonałeś- wtrąciłam.- Jakoś byłam wtedy zajęta wygniataniem trawy- burknęłam.

Spojrzałam na jego pytające spojrzenie i głębie jego zielonych oczu. 

Max uważał się za tępego herosa z ADHD, ale to nie była prawda. To co zrobił... To było niezwykłe. Stał się potężniejszy niż sam sądził. W kilka sekund wywołał burzę, która nie mogła się uspokoić przez następne kilka godzin. Potrafił kontrolować wiatr, świetnie władał mieczem... Był bohaterem. Był supermanem, który latając ze swoją rozdmuchaną czupryną, ratował cienie dam w opresji. 

Kim w porównaniu z nim byłam ja?


- Ech, następnym razem ty mnie uratujesz, Czarownico. Pożyczę ci swoją pelerynę- powiedział, prosząc się o trafienie zaklęciem, ale otrzymał jedynie kuksańca.
- W każdym razie, to koniec. Co teraz? Jaki... Masz plan?

Zamyśliłam się. Wiedziałam doskonale, co powinnam teraz zrobić. Nie wiedziałam jedynie, jak uświadomić to Max'owi. 

- Myślę, że- zaczęłam, ale przerwał mi okrzyk Kate:

- Łowczynie!- krzyknęła, wskazując na maszty w oddali. 

Max podniósł się, a na jego twarzy odmalował się wyraźny wyraz niepokoju. Nie wiem, co powiedziała mu Thalia, kiedy wzięła go „na słowo", ale nie było to nic dobrego... 

 Grecki statek o srebrnych burtach i wielkim księżycem na żaglu przybił do brzegu, a na ląd szybko wyskoczyło kilka dziewczyn, przywiązując go przybrzeżnego drzewa. 

- Co one tu robią?- szepnął Max.- Przecież powiedziały, że nie pomogą nam z Cieniem. Miałyby taki tupet, żeby przyjeżdżać po wszystkim?- w jego głosie brzmiało napięcie, które starał się zamaskować.

„On się domyśla"- przeszło mi przez głowę, ale nie zdążyłam nic powiedzieć, bo z łodzi wysiadła Łowczyni, której nie widziałam wcześniej na wyspie. 

Miała włosy z lekko rudego koloru i na oko dwanaście lat oraz srebrną bluzkę z krótkim rękawem i ozdobny kołczan. Nie rozglądała się długo po wyspie, chociaż złote kwiaty wciąż zapierały dech w piersiach, ale od razu pomaszerowała w naszą stronę sprężystym krokiem. 

Wyglądała na bardzo pewną siebie dwunastolatkę.
- Jestem Artemida- stwierdziła, a ja uznałam za stosowne lekko się ukłonić, skinając głową. Była jedną z nielicznych bogów, których szanowałam.

Max chyba był trochę zaskoczony, ale także wykonał grzecznościowy gest.
Tak, to była okropnie stara dwunastolatka.

- Przybyłam, żeby pogratulować ci pokonania Cienia, Maximusie Johnsonie. Eliza wszystko widziała i zdała mi szczegółowy raport.

- Ale to chyba nie wszystko, co chciała pani zrobić, prawda?- zauważył ostrożnie Max.- Po co bogini pchać się na Delos, żeby złożyć gratulacje herosowi po misji?

- Jesteś bystry Maximusie- stwierdziła bogini, a miny Łowczyń wskazywały, że nie często ich pani zwracała się tak do chłopców.- Delos to piękna wyspa. Ja i Apollo właśnie na niej przyszliśmy na świat. To wspaniałe miejsce na Inicjacje.

- Ini... co?- urwał i zaczął się we mnie intensywnie wpatrywać. 

Przerażenie. Tak, dostrzegłam w jego oczach właśnie przerażenie. 

- Thalio, przygotujesz wszystko?- dopiero teraz zwróciłam uwagę na naszą starą znajomą.

Dziewczyna wydała kilka rozkazów i po chwili za Artemidą wzniósł się ogromny, srebrny namiot z flagą przedstawiającą jelenia, która falowała na szczycie.

Wymieniłyśmy się z Kate ukradkowymi spojrzeniami. Rozmawiałyśmy już na ten temat w bazie Łowczyń. Teraz przyszedł moment ostatecznej decyzji. I wydawało mi się, że już ją podjęłam. 

-Kate Bloom i Raven Rogers, stajecie przed panią wszystkich Łowczyń, opiekunką Łowów, patronką dziewic i myśliwych. Propozycja została wam przedstawiona. Czy podjęłyście decyzje?
- Tak- odpowiedziałyśmy bez wahania i znowu wymieniliśmy się spojrzeniami.
- Wiecie, że nie będzie powrotu?
- Tak- rzuciłam spojrzenie Maxowi.

auważyłam, że Kate miała rację... W ogóle nie patrzył się na nią, jego spojrzenie było utknięte tylko na mnie. Mimo to, z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. A przecież zawsze był szczery. Uśmiechał się, kiedy się cieszył. Opuszczał kąciki ust, kiedy się smucił. Ściągał brwi, gdy był zły. Tamta udawana obojętność, z którą na mnie patrzył, ta twarz pokerzysty, była po prostu... niemaxowa.
I przez to straszna. 

- Dobrze, więc. Kate Bloom, podejdź do mnie i uklęknij- Kate wykonała polecenie, a Artemida ciągnęła dalej.- Powtarzaj za mną- Ślubuję na rzekę Styks Artemidzie patronce Łowów...
- Ślubuję na rzekę Styks, Artemidzie patronce Łowów...- powtórzyła Kate.
- Że będę jej posłuszna, zachowam wieczną cnotę i...
- Że będę jej posłuszna, zachowam wieczną cnotę i...
- Nieśmiertelnie żyć będę wśród niewiast tylko, dopóki w boju nie zginę.
- Nieśmiertelnie żyć będę wśród niewiast tylko, dopóki w boju nie zginę.
- Niech tak się więc stanie!

Oczy Artemidy zabłysły srebrnym blaskiem, ale po chwili wróciły do normy. Łowczynie za jej plecami wydały okrzyki radości i poczęły wiwatować.         

Kate rzuciła krótkie aczkolwiek wymowne spojrzenie zaskoczonemu Maxowi, ale on skinął tylko głową. Już na początku tej podróży oni jako para jakoś się zatarli. Wiedziałam, że było to przeze mnie i... Zresztą, teraz to nieważne. 

- Raven?- głos Artemidy przerwał krzyki Łowczyń, a na polanie zapanowała zupełna cisza.

Słuchać było jedynie jak Max przełyka ślinę. Kochany Max.
- Wciąż obstaję przy tym samym, pani Artemido- odpowiedziałam grzecznie.
- Jesteś pewna?

Kiwnęłam głową i złapałam Maxa za dłoń. Artemida skinęła głową, że rozumie, a wśród Łowczyń poniosły się jęki zawodu. 

Zaskoczony chłopak spojrzał na nasze splecione palce.
- Jak to?- zapytał powoli.- Nie chcesz być nieśmiertelna i zostawić za sobą głupią przepowiednię

- Och, jasne, że chcę, Max. Ale trochę by mi brakowało twojego „genialnego" poczucia humoru. Oj, tkwimy w tych głupich rymowankach oboje, kto wie, coby się stało, gdym zrezygnowała. Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz- stwierdziłam i odpowiedział mi jego gorący uśmiech.
- Po za tym, zostałabym skazana na Kate przez nieśmiertelnie długi okres czasu- dodałam, a z tłumu Łowczyń wydobyło się znajome „Ej, słyszałam!".

- No, to był owocny dzień- stwierdziła Thalia, patrząc na złotą poświatę znikającą za linia horyzontu.- Myślę, że gdyby pani Artemida wyraziła zgodę, z chęcią część Łowczyń popłynie jako wasza załoga na Long Island. Należy wam się odpoczynek. 

- O bogowie, nie marzę o niczym jak o ciepłym łóżeczku- jęknął Max, wchodząc na pokład „Omegi". Jego oczy wciąż się śmiały. Był szczęśliwy. 

Przez jakiś czas staliśmy na pokładzie, spoglądając na wodę i odbijające się w niej żółte kwiaty, dopóki ostatnie odcienie dnia nie zniknęły za horyzontem. 

A nasze ręce dziwnym trafem pozostawały złączone i żadne nie paliło się o tym przypomnieć.

Percy Jackson -Nowe Pokolenie- CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz