Rozdział XIX Wyspa żółtych kwiatów

1.2K 115 5
                                    

Biegłam przez rumowisko, a demony niszczyły wszystko, co zostało z Nowego Jorku. 

Znowu ten sen... Dlaczego zawsze taki sam?

- Zawiodłam się na tobie, Raven Rogers- głos, który rozległ się za mną, zamroził mi krew w żyłach. To nie była część snu. O bogowie, nie ... tylko nie ona.- Wysłałam cię na misję myśląc, że jesteś lojalną sługą. Oj, jak się zawiodłam. Nie oddasz mi Cienia. Zdradziłaś mnie- spojrzałam na spowitą cieniem twarz Czarnej Pani. 

Nagle spod warstwy mroku dostrzegłam błysk uśmiechu.
- Doskonale, moja droga... Jesteś taka jak ja. Niewierna, myśląca o sobie. Idealna.

- Przestań, Nyks- jęknęłam.

- O brawo- po rumowisku poniósł się jej okropny śmiech.- Masz odwagę wymówić moje imię. Jaka odważna.

- Nie jestem jak ty! Nie chcę dla ciebie pracować. Nigdy więcej!- cofnęłam się, nadeptując na połamaną część zbroi leżącą wśród śmieci.

- Moja głupiutka Raven- jej głos był diabolicznym przeciwieństwem słów.- Czy nie znasz przypowieści o muszce złapanej w sidła pająka?

Nachyliła się w moją stronę, a ja mimowolnie cofnęłam się jeszcze bardziej.
- Ty jesteś muszką, a ja pająkiem... A z mojej sieci nie ma wyjścia.

Demony grasujące po polu walki zbliżyły się do swojej władczyni. Zapadły jeszcze większe ciemności.
- Skoro nie chcesz być po prostu lojalna... Musimy dobić targu- jej koścista dłoń powędrowała do fałd szaty i wyjęła z nich srebrną kule, którą przystawiła mi praktycznie pod nos.- Na pewno jest ktoś, kogo chciałabyś ocalić, prawda?

Z przestrachem spojrzałam w srebrzystą powierzchnię, która zafalowała ukazując obraz z moich koszmarów. Krew, schody...
- Umowa stoi?



- Raven!- usłyszałam, łapiąc oddech. Nade mną stał Max ze swoją słodką, zmartwioną miną.
- Umowa...- uświadomiłam sobie co mówię i zamilkłam.
- Co?
- Nic- przygryzłam wargę, próbując na szybko znaleźć jakąś wymówkę.- Jestem piekielnie głodna, kiedy śniadanie?

Max uśmiechnął się, pomagając mi wstać.
- Zaraz, ale najpierw musisz coś zobaczyć.

Weszliśmy na pokład, a widok zaparł mi dech w piersiach. Przed nami rozciągała się wyspa pokryta morzem żółtych kwiatów oświetlanych promykami porannego, wciąż czerwonego słońca. Nie byłam jedną z zachwycających się widoczkami osób,  ale to... to było po prostu piękne.

- Delos?- zapytałam.
- Tak- odpowiedział, nie przestając się szczerzyć.- Nie wygląda na siedzibę zła, prawda

Spojrzałam na ruiny, które ukazały się nam, gdy okrążaliśmy cypel. Wyglądały jak skała wystająca z morza... Ponure i niezłomne. 

- Zaczniemy od sprawdzenia tego- stwierdził Max podążając za moim wzrokiem. Kiwnęłam głową. Ta historia powoli zmierzała do końca. Nareszcie. 

Po śniadaniu, które dostaliśmy spakowane od Łowczyń, zebraliśmy całe lekkie uzbrojenie, jakie mogliśmy znaleźć i wyruszyliśmy na ląd. Brodząc wśród żółtych kwiatów, wyglądaliśmy jak wędrowcy z jakiejś pięknej pocztówki...
No tak, łapanie Cienia. Wymarzone wakacje.

Nagle poczułam dziwny ucisk w żołądku. 

„ O nie"- pomyślałam, rozglądając się dokoła.
Czyżby nasi koledzy?
„ Mógłbyś nie nazywać demonów z Królestwa Nocy naszymi kolegami?! Byłabym wdzięczna"

- Na ziemię!- krzyknęłam. Wszyscy wykonali moje polecenie, a nad głowami przeleciał nam czarny kształt, wydobywając z siebie odgłosy przypominające darcie prześcieradła.

„Tyle jeśli chodzi o piękną pocztówkę"
- Raven?- zapytała nic nierozumiejąca Kate.
- Demon. Chyba zmiennokształtny. Nie przyjrzałam się.
- Szkoda- mruknął Max, wydobywając miecz.- Najwyraźniej nie tylko my szukamy pojemnika.

Zanim zdążyłam go zatrzymać, ryknął rzucając się na demona. Zamachnął się, odcinając głowę stworowi.
Czarny łeb potoczył się po ziemi.
- I co byście beze mnie zrobiły?- powiedział, uśmiechając się nonszalancko. 

Jęknęłam. Głupek.

- Myślę, że nie miałyśmy by kłopotów! Za tobą!- krzyknęła Kate, pokazując na bezgłowy tułów maszerujący w jego stronę. 

„Czy te dzieci nie ogarniają, że nie pozbędą się demona od tak?!"
- Odsuńcie się!- krzyknęłam i posłałam w stronę stwora zaklęcie. Demon rozprysnął się na kawałeczki, brudząc roślinność wkoło. 

Max podrapał się zmieszany po głowie.
- Dzięki?- zapytał.
- Nie ma za co. Dosłownie- mruknęłam, łapiąc go za przedramię i ciągnąć w stronę ruin.- Nigdy nie polują w pojedynkę. 

Biegliśmy dalej, rozglądając się wkoło. Na razie moja groźba się nie spełniła i nie było widać pozostałych upiorów. Co one knuły? Wątpiłam, żeby ustąpiły tak łatwo.

W końcu stanęliśmy przed tym, co pewnie było pozostałościami drzwi.
- I... mamy tam wejść?- zapytała Kate.
„ Nie moja droga, drzwi służą do patrzenia"

- Tak. Wydaję mi się, że widziałem to już we śnie- szepnął Max, pchając spróchniałe drewno. Deska zaskrzypiała, ale zamiast odsunąć się na bok, po prostu rozsypała się w proch.- Wątpię, żeby Arkas miał ostatnio wielu gości. 

Nie słuchałam go, tylko nasłuchiwałam. Gdzie one się podziały? Nie mogły po prostu zniknąć. Czaiły się gdzieś tutaj, nasłuchiwały... A potem to do mnie dotarło. Bo czy nie było to genialne? My będziemy zajęci szukaniem naczynia, a one...

- Raven, nie idziesz?- zawołał Max, ze środka sieni. 

- Zostanę na czatach jakby... wróciły- odpowiedziałam, ale w jego oczach widziałam wahanie. Zastanawiał się, czy nie powinien mi pomóc, chociaż to ja byłam jedyną, która miała szansę w tym starciu. 

Och, cały Max. Lojalny, uczciwy i odważny. Heros godny legendy.
- No idźcie, poradzę sobie. 

Kiedy zniknęli w mroku pomieszczenia, uśmiechnęłam się złośliwie.
- No, wyłaźcie. Zostałam tylko ja i wy- szepnęłam na tyle głośno, by dało się mnie usłyszeć.

Nagle niebo pociemniało, a temperatura spadła o dobre dziesięć stopni. Żółte kwiaty straciły swój blask i zadrżały od powiewu wiatru... albo ze strachu.
„Coś tu nie gra"- zdążyło przejść mi przez myśl, kiedy wielki cień przesłonił słońce.

- Tak, demony były bardzo smaczne, ale liczyłem na coś bardziej pożywniejszego- syknęła czarna postać. Upiór wyglądający jak... Cień.- Masz jak najbardziej rację, kochana. Zostaliśmy tylko ty i ja.

Rzuciłam zaklęcie, ale odbiło się od niego jak bumerang i ugodziło mnie rykoszetem. Zjawa (dosłownie) przeleciała przeze mnie, a moim ciałem przeszedł dreszcz. 

- Co się...?- jęknęłam zdezorientowana, rozglądając się wkoło. W głowie zaczynało mi się kręcić i po chwili przewróciłam się, ledwie łapiąc powietrze w płuca.  

- Oszczędzaj oddech, mon cheri- zasyczał upiór. Czegoś mi brakowało. Ale czego? Cień mówił dalej.-  Chociaż mi osobiście pięć sekund w tą czy w tą nie robi różnicy. 

I wtedy to odkryłam.

Nie rzucałam cienia na trawnik.

Percy Jackson -Nowe Pokolenie- CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz