Rozdział IV Kate zbiera kurz z półek

1.4K 135 0
                                    

Siedzieliśmy w New Stare Café, gapiąc się w nietkniętą szarlotkę.

To wszystko powoli zaczynało mnie przerastać. Wiedziałem o moim zaangażowaniu w ten „mitologiczny” świat nie cały rok, a już miałem go dość.

Serio? Pragnąłem zacząć normalne życie bez głupich jaszczurów chcących rozpłatać mnie na części czy hydr z okropnymi, odrastającymi głowami. Choć kiedyś ubolewałem nad moją zwyczajnościa, teraz chciałem do niej wrócić. Jeździć na desce i mieć równie zwyczajną, miłą dziewczynę, ale nie...
Musiałem wplątać się w coś nowego. Brawo, Johnson.

- I co zamierzasz?- zapytała Kate, wciąż nie spuszczając wzroku z ciastka.

- Obiecałem. Muszę iść, ale nie mam pojęcia gdzie i po co. Nie mam nawet głupiej rymowanki, która by dała jakąś wskazówkę. Jakąkolwiek.

- Żadnego pomysłu? Nic?

Wkurzyła mnie tym pytaniem. Łatwo jej było mówić! Cień… W normalnym świecie mogło chodzić o dosłownie wszystko, a jeśli chodzi o świat nienormalny, to nie słyszałem nigdy mitu o cieniach.

- Żadnego planu- mruknąłem w odpowiedzi  i postanowiłem jednak chwycić za widelecn, utapiając moje smutki w mieszaninie jajek, mąki i jabłka.

- Na twoim miejscu bym tego nie jadła- szepnęła córka Afrodyty.- Nie mam pojęcia skąd wzięli przepis, ale…

- Zaraz? Przepis?- pomysł zaświtał w mojej głowie.- Wstawaj, Kate. Idziemy!- krzyknąłem, rzucając drobniaki na stół.

Dziewczyna natychmiast poderwała się, zakładając sweter.
- Żadnego planu, powiadasz?- zapytała kpiąco.- To gdzie się wybieramy?

Posłałem jej jeden z moich tajemniczych uśmiechów.
- Odwiedzić pewnego martwego kucharza.

                                                                              ***

Pchnąłem drzwi, a Kate zaparło dech w piersiach. Wyrzuciła z siebie coś na kształt „Wow” i z rozdziawioną buzią weszła do biblioteki. Uśmiechnąłem się pod nosem. Jeszcze nie dawno temu sam tak wyglądałem.

Bibliotekarz siedział za biurkiem, posypując czekoladowe babeczki lukrowaną posypką. Na nasz widok uśmiechnął się i pomachał ręką.

- Witaj, Max! Po to co zwykle?- zapytał, nie przestając zajmować się swoimi wypiekami.
Zastanowiłem się, jaka normalna czytelnia by go zatrudniła.

- Nie. Dzisiaj służbowo. Nie wstawaj, obsłużę się- wątpiłem, czy w ogóle przyszła mu do głowy myśl o zostawieniu swoich ciasteczek, ale uśmiechnął się i wskazał na rzędy półek wyrastające niczym pasma górskie po drugiej stronie holu.

Zaciągnąłem Kate na schody prowadzące do regałów, ale ta cały czas powtarzała jak w transie:
-  Waszyngton… Tym twoim kucharzem jest pierwszy prezydent USA? Ale... Co? On powinien…
- Nie żyć. Wiem, już to przerabiałem.

Jeśli miała jeszcze jakieś pytania, to zostawiła je dla siebie.

Przez dobre pare minut lawirowaliśmy wśród półek, regałów i gablot z książkami, szukając jakichkolwiek oznaczeń działów.
Jak zawsze wstrzymałem oddech, kiedy mijaliśmy „jabłkowe” regały.

Chociaż obie Lizy od dawna smażyły się w Tartarze, miałem wrażenie, że w każdej chwili jedna z nich wyskoczy zza półki i poharata mnie na kawałeczki. Instynktownie zacisnąłem rękę wokół mieczopisu.

Napis „Cieniologia” (o bogowie, coś takiego istnieje!) widniał na małej, szarej tabliczce wciśniętej między regałem z „Oknoplatozą”, a „Okumenacją”, chociaż nie miałem najmniejszego pojęcia, co miał wspólnego z każdą z tych nazw.

Weszliśmy między regały. Dział był niewielki, pełny  tomisk obłożonych w skórzane okładki i przede wszystkim zakurzony. Nikt nie zaglądał tu od wieków i zacząłem wątpić, czy oprócz Waszyngtona pracuje tu też inna sprzątaczka.

Kate podeszła do najbliższej półki i przeciągnęła palcem po drewnie. Na opuszku nagromadziła się gruba warstwa kurzu. Kichnąłem, a dziewczyna strzepnęła bród z dłoni.
- Nie wiem, kto chodzi do tej twojej biblioteki, ale nie robi tego zbyt często. Na pas Afrodyty, przydałoby się tu posprzątać!

Kiwnąłem głową, potwierdzając jej słowa i przeszedłem się wzdłuż regału. Wszystkie księgi były identyczne, grube, a na grzbiecie wygrawerowany miały napis „Encyklopedia Ciemności”.

- Hm...- mruknąłem.- To dział jakiegoś fanatyka jednej serii.

- Może wcale nie fanatyka- zamyśliła się córka Afrodyty.- Może po prostu to jedyna seria?

Przystanąłem. To co mówiła miało sens. I to duży. W teorii powinniśmy teraz przejrzeć te wszystkie tomy, ale w praktyce…

- Spójrz!- krzyknąłem, wskazując na pustą przestrzeń między tomami. Koło dziury widniał rozmazany ślad po kurzu, taki jaki stworzyła Kate pociągając po nim palcem.

- Ktoś zabrał książkę i to dość nie dawno.

Kate podeszła do mnie i spojrzała się na dziurę po księdze.

- Acha. I na dodatek wziął książkę, której będziemy potrzebować.

Spojrzałem na nią pytająco.
- Och, Max, to proste. Spójrz na tę dziurę. Jest węższa niż pozostałe, co znaczy, że nie była to kolejna encyklopedia, ale coś innego. Po za tym, jesteśmy w dziale cieniologii, a na wszystkich encyklopediach jest napis „ciemności”. Prawdopodobnie jedyną książką o samych cieniach jest ta zabrana.

Zamrugałem kilka razy. Kate nie przestawała mnie zadziwiać.
-Adriana powiedziała, że muszę znaleźć Cień, zanim ona to zrobi- dokończyłem jej tok rozumowania.
Czyżby ta tajemnicza osoba nas ubiegła i wzięła książkę ze wskazówkami pierwsza?   

Koło biurka bibliotekarza czekał już na nas nakryty stół z kupką babeczek na tacy pośrodku. Jerzy Waszyngton właśnie zdejmował swój krzykliwie różowy fartuszek i odwieszał go na kołek, kiedy wpadliśmy robiąc niezwykły harmider.  

- O, już jesteście, dzieciaki!- miałem zamiar się obruszyć i powiedzieć, że mam już czternaście lat, ale Waszyngton zadał odpowiedne pytanie.- Czy znaleźliście to, czego szukaliście?

- Nie do końca, psze pana. Byliśmy w dziale cieniologii i…
- Cieniologii? Wy też?

Spojrzałem porozumiewawczo na Kate. Mieliśmy rację... Ktoś zabrał nam książkę sprzed nosa.

- Panie Waszyngtonie, czy ktoś jeszcze był tam przed nami? To bardzo ważne kiedy- powiedziałem, kładąc nacisk na ostatnie słowo.

Prezydent podrapał się po swoich białych włosach.
- Tak, dzisiaj ta twoja przyjaciółka.
- Przyjaciółka?- zapytała zdezorientowana Kate, ale ja wiedziałem o kogo chodzi.

- Tak- zaczął tłumaczyć Waszyngton.- Blada, potargane włosy i brązowe oczy, tatuaże na rękach…

- Raven- szepnąłem, a mój żołądek wykonał podwójne salto do tyłu.

Percy Jackson -Nowe Pokolenie- CienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz