- Jesteś pewien, że to zadziała?- głos Benny'ego był pełen wątpliwości, ale i nadziei.
Pokręciłem przecząco głową. Oczywiście, że nie byłem pewien!Nigdy na oczy nie widziałem takiej ilości greckiego ognia w jednym miejscu, a przecież w Obozie Herosów pomagałem przy rozładunku dzieciom Hefajstosa. Kiedyś jedna z kuli wypadła i rozbiła się na skałach przy jeziorku... Cóż, najady z jeziorka do dzisiaj oblewają mnie wodą, kiedy koło nich przechodzę.
A przecież wysadziliśmy w powietrze tylko trzy skały!- Musi zadziałać- uśmiechnąłem się diabolicznie. Plan w całości nie był mój. Każdy dał w nim coś od siebie. Każdy. Nawet koń.
Oczywiście, zaraz po naszym zniknięciu wszczęto alarm, który postawił na nogi dwutysięczną armię konioludzi patrolujących dosłownie każdy centymetr swojego królestwa. No, prawie każdy. Jakoś nikt nie pchał się do podziemnych kanałów.
- Skąd w ogóle na końskiej wyspie kanalizacja?- zapytałem, kiedy szliśmy największym tunelem prowadzącym pod głównym budynkiem. Wcześniej już odwiedziliśmy boczne pętle i pozostawiliśmy tam, hm... małą niespodziankę.
- Myślę, że wyspa należała wcześniej do Rzymian- odpowiedział Benny, oświetlając sobie drogę pochodnią.- Znasz ich, oni wynaleźli kanalizacje, więc robią ją wszędzie.
Mroczny zarżał, ponownie wdeptując w jakąś ciężką do zidentyfikowania substancję na kamiennej posadzce. Skrzywiłem się z obrzydzeniem. Fajnie, że Rzymianie wymyślili ścieki. Ale mogli też wymyślić kostki zapachowe.
- To tutaj- szepnął Benny, nagle się zatrzymując, przez co prawie na niego wpadłem. Nad nami jarzyła się ogromna, czarna dziura.- Komin wentylacyjny.
- Dość... Wysoki- tylko takie określenie wpadło mi do głowy.
Zadarłem głowę w górę, próbując wypatrzyć jego drugi koniec.
- Rozumiem, że tutaj pojawia się moja rola?- zapytałem.Benny kiwnął głową.
- W końcu obiecałeś mi niezłą imprezkę.
Uśmiechnąłem się, wzbijając się w powietrze i wylatując z kanałów.- Ej, śmierdzielu!- wydarłem się do konioluda, który obrócił się gwałtownie.- Tak, do ciebie mówię! Nie wiesz może, gdzie mogę znaleźć jakiegoś inteligentnego osobnika?! Potrzebuję kogoś mądrego, ale niestety bogowie zesłali mi ciebie.
Z nozdrzy konioluda buchnęła para, a włócznia trzymana w jego umięśnionych rękach błysnęła niebezpieczną iskrą. Elektryczna? Phi, ja mu zaraz pokażę elektryczność!
Wyładowania błyskawicy skakały po moich włosach, unosząc je lekko do góry. Ciekawe, jaką minę zrobiłaby moja fizyczka, przykładając do mnie to jej zmyślne urządzenie z czerwoną diodą. Bo ile teraz miałem w sobie? Milion woltów?
TRZASK!
Koniolud padł na ziemię, a ja przeskoczyłem nad jego trupem. Musiałem skupić ich uwagę... Skupić uwagę... Mój wzrok spoczął na wielkiej kopule zwieńczającej jakąś sale w głównym budynku. Podleciałem w jej stronę. Niebo zaszło ciemnymi chmurami co jakiś czas rozjaśnianymi przez grom. Wystawiłem rękę i jedna z błyskawic trzasnęła w złotą powierzchnię dachu, osmalając ją i wydobywając metaliczny brzęk. I mówiąc brzęk, mam na myśli BRZĘĘĘK!!!
Cóż, miałem przykuć uwagę dużej ilości konioludów... Niechcący przykułem uwagę wszystkich.
W jednej chwili plac przed budynkiem z kopułą (nazwijmy go w myślach Watykanem... Kurczę, wyglądał zupełnie jak Bazylika św. Piotra!) wysypała się chmara konioludzi. Zupełnie jakby ktoś dźgnął patykiem mrowisko. Tylko, że mrówki nie mają zazwyczaj łuków. Ani skrzydeł. Ani maszyn oblężniczych.
- Hudson, mamy problem- jęknąłem, kiedy płomienna salwa ruszyła w moim kierunku.
Świat na chwilę zwolnił, a ja zużywając chyba całą energię jaką miałem, pędziłem w górę. Widziałem jak słabiej wystrzelone płomienne pociski roztrzaskują się o metal kopuły. Świetnie, niszczyli sami siebie. O to chodziło.
Kątem oka dostrzegłem jakiś kształt i w ostatniej chwili zapikowałem w dół. Pegaz. Niestety nie Mroczny. Jakiś inny, siwy, z blond grzywą i końską zbroją z niebiańskiego spiżu nadzianą kolcami. Pegaz wykonał zwrot i ruszył prosto na mnie.
Pięknie. Pięknie. Pięknie. Myśl, Johnson!!!
Znowu odskoczyłem, ale kiedy robiłem unik, zauważyłem konioludzi na lądzie, którzy mierzyli do mnie z tych swoich łuków.
„Zginę tutaj"- zdążyło mi przejść przez myśl, kiedy usłyszałem znajomy skrzek.Jak grom z jasnego nieba na uzbrojonego pegaza rzucił się... Grom. Wbił swoje długie szpony między przerwy końskiego hełmu. Pegaz zaczął się miotać i spadać w dół razem z przyczepionym do niego orłem.
„Grooom!"- wrzasnąłem w myślach, a moja głowa prawie eksplodowała.
Nie martw się, synu Zeusa. Nie bez powodu jestem boskim ptakiem. Skup się na planie.„Plan. Racja."- zapikowałem w dół, ale szybko zmieniłem zdanie, widząc pędzące ku mnie pociski. Co mogłem zrobić?...
Instynktownie wyciągnąłem mieczopis i pstryknąłem. Niebiańskie ostrze zalśniło w świetle dnia. Wyciągnąłem miecz ku górze i przywołałem błyskawicę. Piorun skupił się na klindze, a ja skierowałem miecz ku armii konioludzi na dole. Kreatury jak oparzone odskakiwały od wyładowań. Miałem mój własny miotacz błyskawic!
Rozwaliłem nim machiny i kilka oddziałów łuczniczych i spojrzałem w kierunku portu. Omega mozolnie oddalała się od brzegu. Uśmiechnąłem się na myśl tego, co zaraz się stanie. Szybko, niczym strzała, poleciałem w kierunku portu i wylądowałem przy ostatniej studzience ściekowej. Na czarnym krążku wciśniętym między kamienie na ścieżce wygrawerowane były litery S.P.Q.R
„O bogowie, faktycznie były rzymskie."- pomyślałem.-„ Grom! Zwijamy się!"
Spojrzałem na pojedyncze końskie jednostki, które już zaczęły mnie doganiać.
- Życzę wybuchowej imprezy!- krzyknąłem, wystrzeliwując błyskawicę do wnętrza studzienki, myśląc o nagromadzonych tam łatwopalnych gazach.„Jedna iskra sprawiłaby, że cały kanał zająłby się ogniem."- powiedział wtedy Benny.- „ A my przecież mamy kilogramy greckiego ognia!"
Następny krążek zakrywający wejście do kanału eksplodował, a za nim następny i następny, aż w końcu łańcuszek doszedł do wielkiej komory pod głównym budynkiem. A wtedy...
BUM!Odleciałem w stronę Omegi, którą wyprowadził już z portu Benny.
- Nie mogę uwierzyć, że jestem wolny!- powiedział, a raczej wyśpiewał. łykając nektar, którego zapasów konioludzie nawet nie ruszyli.
Cóż, teraz już raczej nie mogli go ruszyć. Spojrzałem na szczątki wyspy. Zapadli się pod powierzchnię wody. Razem ze swoim królestwem.
- Tak, stworzyliśmy drugą Atlantydę- stwierdziłem, ale jakoś w moich słowach zabrakło szczęścia.
- Coś cię martwi, stary?- jęknął Benny, stając koło mnie przy burcie. Wpatrywałem się w zburzone fale jakimś dziwnym trafem, nie łapiąc choroby morskiej.
Gdzie do jasnej Ateny były dziewczyny?
- Aha, martwisz się o te swoje...
- Raven i Kate- odpowiedziałem.- Jestem pewny, że żyją.Benny wzruszył ramionami.
- Wtedy, w lochach... Ja po prostu mówiłem, co uważałem. I co wciąż uważam- dodał po chwili.Mógł sobie uważać ile chciał, ale ja wiedziałem swoje. To nie było możliwe, żeby osoby, z którymi byłem tak emocjonalnie związany- przepadły bez mojej wiedzy. Jestem pewny, że bym poczuł... Pewny. Zresztą, jeśli ja i Raven byliśmy herosami z przepowiedni, a zarówno Nyks, jak i Zeus tak sądzili, to żadne z nas nie mogło zginąć przed wielką bitwą... Prawda?
- To gdzie chcesz płynąć?- zapytał Benny po moim przedłużającym się milczeniu.Przypomniałem sobie obraz mapy w salonie. Jeśli dziewczyny przeżyły... To pierwszą rzeczą, jakie będą starały się zrobić, będzie dopłynięcie jak najbliżej Delos...
- Porto Rico- rzuciłem, a Benny podbiegł do steru z okrzykiem „Aj, aj, kapitanie".Modliłem się do wszystkich bogów, żeby tam były.
![](https://img.wattpad.com/cover/23801585-288-k726987.jpg)
CZYTASZ
Percy Jackson -Nowe Pokolenie- Cienie
FanfictieRaven nie może się skupić na zadaniu jakie powierzyła jej nowa mentorka. Złapanie cienia okazuje się być trudniejsze niż mogło się to wydawać na początku. W dodatku, jej drogi znów muszą skrzyżować się z synem Zeusa, osobą związaną z nią do śmierci...