Rozdział IX

208 11 0
                                    

Chodzą słuchy, że nowa nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią, Natalie Banner, to najlepsza rzecz jaka przydażyła się Hogwartowi. To głównie opinia męskiej części uczniów. Owa nauczycielka jest młoda. Po ukończeniu Ilvermorny, Dumbledore od razu zwerbował ją do nas. Jest przeciętnego wzrostu i szczupła, choć umięśniona. Chyba oprócz magii trenują tam kick-boxing. Długie rude włosy podkreślały jej duże zielone oczy. Moim zdaniem wyglądała jak starsza siostra Lily tyle, że o wiele ładniejsza. Jej twarz była nieskazitelna, rzadko kiedy wyrażała jakieś emocje. Zazwyczaj była skupiona i odprężona. Panowie nie mogli się jej oprzeć, a podłoga w sali była mokra od ich śliny. Zachowywali się jakby nigdy kobiety nie widzieli. Choć profesorka się do tego nie przyznała zapewne jest wilą lub pół/ćwierć wilą. Nie mam pojęcia jakie stosują ich tam podziały. Oprócz urody jest świetną nauczycielką. Od września przerobiliśmy połowę podręcznika. W sumie omawialiśmy samą teorię, ponieważ zapowiedziała, że praktyką zajmiemy się, gdy lepiej się poznamy. Dodała, że chce przerobić z nami dodatkowe zaklęcie. Zapowiadało się super.

Na lekcjach zielarstwa pani Pomona Sprout traktowała mnie jak dziecko. Przez to nabrałam do niej niechęci. Sorka, ale jedna mama mi wystarczy w zupełności. A oceny z tego przedmiotu miałam dobre.

Dziwię się, że transmutacja mi słabo wychodzi.

Mugoloznastwo idzie mi z łatwością. Profesor Burbage to miła nauczycielka, która mnie lubi. Z racji tego, że mama mojego taty jest mugolskiego pochodzenia świetnie odnajduję się w tym przedmiocie. Szczerze mówiąc omawiane tematy nie są trudne, a pytania dotyczą przykładowo termometrów. Prościzna.

Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami prowadzi Silwanus Kettleburn. Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy chociażby o smokach. Posiadając Hermesa myślałam, że wiem o jego zwyczajach wszystko. Jednak umknęło mi parę informacji. Przynoszone na lekcje przez nauczyciela zwierzęta dziwnie zachowywały się przy mnie, z czego np taka Dorcas miała ubaw. Któregoś razu na lekcji zaczarowałam chochlika by ją zaatakował. Wybrałam jego, ponieważ on nie był w stanie wyrządzić większych szkód. Przynajmniej na razie nie chcę jej uśmiercać. Jej mina i lament były bezcenne. Biedna Diva straciła niemal połowę swoich brązowych loków.

Zaklęcia i uroki... Cóż. Nie przechwalając się dodam, że jestem w tym mistrzynią. Nic dodać, nic ująć

Na eliksirach przerabialiśmy antidotum na różne dolegliwości. Choć trudno truciznę nazwać dolegliwością. Mniejsza z tym. Gdy spojrzałam recepturę zamurowało mnie na widok mandragory. Pamiętam jeszcze z Durmstrangu jak musieliśmy za zadanie je przesadzać. Istny koszmar. Niby roślina, a zachowuje się jak stado rozpłakanych bachorków.

Większość uczniów nie traktowała wróżbiarstwa poważnie. Nie wierzyli we wróżby przepowiadane przez profesor Trelawney i śmiali się z nich. Z resztą sama wybrałam ten przedmiot żeby mieć trochę luzu. Nie przykładałam się do niego. Wymyślałam bajki w pracach domowych, a na lekcjach myślami byłam daleko od Hogwartu.

Miłość Z Durmstrangu/HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz