Rozdzial XXVII

35 2 0
                                    

Przeniosło nas nieopodal zamku na zielonej polanie. Wokół jeziora i góry. Doprawdy piękny widok. Naszym oczom ukazał się mały, czteropiętrowy budynek, czyli Instytut Magii Durmstrang. Uczniowie rozesłani byli po całej powierzchni korzystając z kwietniowego słońca.

Moi przyjaciele wyszli nam na powitanie. Patricia Munter, ta która woli być nazywana wiedźmą zamiast czarownicą jak zwykle miała nadąsany wyraz twarzy. Wydoroślała przez ten rok. Choć stare nawyki pozostały. Ubrana w glany, dziurawe rajstopy i czarną luźną spódnicę przed kolano. Krawat posłużył jej za pasek, za którym siedziała różdżka. Bluzkę miała białą, a na nią narzuciła szkolną marynarkę.
Stanislav był bardziej ogarnięty. Również się zmienił przez ten czas. Stał się bardziej przystojny niż go pamiętałam. Na twarzy miał lekki zarost co dodawało mu uroku. Miał na sobie mundurek. Na piersi dumnie nosił znak Eaglertoff czyli podobiznę orła
Aż mi brakowało tego widoku. Lubię szaty Hogwartu, jednak mundurki były dla mnie wygodniejszą opcją.
Przy tej dwójce nie powiem, czułam się jak żul. W trampkach, porwanych spodniach, czarnej koszulce i przydużej koszuli (którą dostałam od Remiego żeby dodać mi odwagi).

- Co Ty tu robisz paskudo ? - powitała mnie nad wyraz łagodnie moja przyjaciółka.

- Zgubiłam się, czarodziejko. Wskaż mi drogę powrotną - powiedziałam teatralnie by ją wkurzyć.

We trójkę zanieśliśmy się śmiechem. Huncwoci stali dosłownie jak z innego świata.
W końcu uściskałam swoich dawno niewidzianych przyjaciół.

- Dobrze, że jesteś, wróciłaś do domu- powiedział Stanislav i od razu poszedł powitać Huncwotów.

- Nazywam się Stanislav Krum - podchodził do każdego z chłopaków i podawał mu rękę. Huncwoci chyba go "przyjęli", bo w najlepsze wdali się w gadkę.
Ja natomiast miałam czas dla przyjaciółki.

- Naprawdę macie woźnego z kotem?

Patricia nie lubiła kotów. Miała uczulenie na ich sierść. W wieku sześciu lat wymyśliła eliksir by nie odczuwać objawów alergii. Jej rodzice uznali to za niepotrzebne i szydzili z niej, że jest zbyt słaba. Oni bardzo popierają czarną magię. A co za tym idzie w zwyczaju mają torturowanie siebie i innych.

- Tak, ale ten woźny jest miękki. Chyba kot ma większy rozum od niego. Miło Cię znowu zobaczyć - powiedziałam szczerze przyjaciółce i ponownie przytuliłam. Chłopacy podeszli do nas i staliśmy przez jakiś czas w bezruchu. Syriusz się trochę zapędził, bo gdy każdy zluzował uścisk on nadal obejmował Patricię. Opanowawszy sytuację strząchnęła się odpędzając od siebie chłopaka.

- Nie powinnaś się tak unosić, bo coś Ci może wypaść - Syriusz powiedział zawadiacko ukazując jej różdżkę w swojej ręce.

Biedny niespodziewał się, że moja przyjaciółka jest równie niebezpieczna bez różdżki. Poraziła go prądem. Leżał i zwijał się z bólu. Z ręki wypuścił jej własność, a ona zwinnie ją przejęła.

To początek piękniej przyjaźni.

Miłość Z Durmstrangu/HuncwociOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz