~Rosalie~
Jest mi tak przykro z powodu tego, co się stało między Anią a Gilbertem. Jest godzian dziesiąta rano. Moi rodzice już dawno pojechali, a ja zostałam sama z rodziną Blythe'ów. Przeciągnęłam się powoli i uznałam, że powinnam przygotować się na śniadanie. Weszłam do łazienki, rozpoczynając poranną rutynę. Przebrałam się z piżamy w jaśminową sukienkę z kokardą z tyłu. Następnie rozczesałam moje włosy i ozdobiłam je ślicznymi, białymi spinkami.
Otworzyłam dalikatnie drzwi, spoglądając w lewo i prawo, czy Gilbert przypadkiem nie wyszedł, bo jak się okazuje, naprzecikwo mojej sypialni jest jego. Och, ironio. Odwróciłam się, by zamknąć drzwi i następnie zejść bardzo cicho po chodach na dół do jadalni.
Czy zawsze ta podłoga tak skrzypi?
Przeszłam na paluszkach obok drzwi od pokoju Gilberta i schodząc coraz szybciej kierowałam się na dół, byleby on nie słyszał, że już się obudziłam. Mój plan? Proste. Unikać go jak tylko się da.
Odetchnęłam z ulgą, że go nie ma w jadalni, więc skierowałam się do kuchni by przywitać się z ojcem Gilberta.
- Dzień dob... - Nikogo nie było. Co jest? Zauważyłm tylko kanapki z dwoma herbatami i jedną już wypitą.
Postanoiwiłam to zignorować myśląc, że tata Gilberta jest w stajni i zajmuje się zwierzętami, albo pojechał wyjątkowo do miasta, aby kupić potrzebne rzeczy.
Wzięłam dwie kanapki, jedną biorąc do ust a drugą noralnie trzymając w dłoni. Postanowiłam iść do góry, udawając, że jestem przeziębiona.
- Wybierasz się gdzieś?
No nie, proszę! Spojrzałam do góry i ujrzałam Gilberta w dosłownie samych bokserkach.
- Dobry Boże... - Powiedziałam cicho, mając buzię pełną od pysznej kanapki. Czy jest coś ze mną nie tak? Wygląda jak młody Bóg.
Uśmiechnął się pod nosem. Ja jednak musiałam zignorować ten cudowny widok. Przysięgam Ania jest szczęściarą.
Młody Blythe zauważył, że chcę go ominąć, więc ponownie zagrodził mi drogę.
- Spytałem, czy wybierasz się gdzieś? - Przybliżył się, dotykając mojej talii. Od kiedy zrobił się taki odważny i pewny siebie?
- Ja... Uhm, ja idę do siebie. - Odpowiedziałam na jednym wdechu nie utrzymując z nim kontaktu wzrokowego. Jednak on za wszelką cenę chciał, abym na niego spojrzała, ale nie mogę, jestem przecież cała czerwona.
- Gilbert nie... - Zaczął się przysuwać, co musiało wyglądać komicznie, ponieważ nadal miałam kanapkę w ustach. Jedną ręką przysunął mnie do siebie, a drugą chwycił kanapkę i odgryzł kawałek właśnie tej kanapki, którą miałam w ustach.
Odsunął się ode mnie i ilustrując wzrokiem mnie całą, zagryzł dolną wargę. Naprawdę niepoznaję go. Z miłego, skromnego chłopaka pokazał swoją druga stronę... Zupełnię inną, drugą stonę.
- Gilbert przestań, twój ojciec lada chwila może przyjść, a ty niedosyć, że wyglądasz jak wyglądasz, to jeszcze... - Zająkałam się spoglądając na jego umięśniony brzuch z idealnymi rysami jak u bogów greckich.
- Co jeszcze Rosie? - Spytał nieodwracając wzroku. - A propo mojego ojca, nie będzie go przez najbliższe dwa tygodnie, więc nie musisz się martwić. - Uśmiechnął się. Proszę niech w końcu założy koszulkę.
- Słucham?! Jak to go nie będzie? - Spytałam przerażona, jednocześnie moja twarz przybrała znowu kolor dojrzałego pomidora.
- Twoi rodzice ci nie mówili? Mój ojciec pojechał razem z nimi do Charlottetown. - Oznajmił, równie zdziwiony co ja.
![](https://img.wattpad.com/cover/175955685-288-k739194.jpg)
CZYTASZ
Jesteś mój / Gilbert Blythe / Part 1
Fanfiction'' C z a s. Tak szybko biegnie, więc czemu tak trudno zrozumieć, że kogoś się powinno kochać? M i ł o ś ć. Jest potrzebna tak samo jak oddychanie. Bez niej umrzesz równie szybko co więdnie ucięta róża. N a d z i e j a. Matką głupich? Jednak ona trzy...