~Rosalie~
Drugi dzień za mną. Mogłabym przyżec, że nie wiedziałam, iż dni mijają tak szybko ostatnimi czasy. No tak, szczęśliwy dzień zawsze mija szybko. Czy to znaczy, że naprawdę był szczęśliwy?
Staram sobie przypomnieć dzisiejsze miłe chwile. Mam. Jedną. Dokładnie ją pamiętam. Nie przez mgłę, wręcz przeciwnie. Każdy jej detal. To, co się działo od początku do samego końca. Serce podchodzi do gardła i tworzy gulę. Ciężko jest mi przełknąć ślinę. Czuję się winna. Nawet, jeżeli uczucia Ruby są, albo były sztuczne, to nie zmienia to faktu, że bardzo szybko po tym zdarzeniu zaczęłam do niego czuć - coś. Staram się niedopuścić tej myśli do siebie, ale to jest naprawdę trudne. Niech to szlag! Blythe, co ty zrobiłeś?Zabieram płaszcz z szatni oraz moje pozostałe rzeczy i kieruje się w stronę drzwi wyjściowych.
- Rosalie Berss! Proszę poczekać! - Odwracam się i widzę patrzącego w moją stronę Pana Philipsa. Podchodzę zatem do jego biurka.
- Coś się stało, proszę pana? - spytałam rozkojarzona. Nie wiem, o co mu chodzi.
- Z jakim przedmiotem masz największy problem? - spytał ciekawskim tonem. Ewidentnie wyczekiwał mojej odpowiedzi.
- Z matematyką, proszę pana... Dlaczego pan
pyta?- Wiem, że jeżeli się przyłożysz, możesz osiągnąć bardzo dobre wyniki w nauce, co pomoże ci się dalej kształcić. Łatwiej. W bardzo dobrych uczelniach. - Uśmiechnął się blado. - Uczeń - pan Blythe, pomoże ci w tym przedmiocie. - Odparł chłodno.
- S-słucham? - Odpowiedziałam, krztusząc się powietrzem.
- Codziennie po zajęciach będzie pani przychodziła do Pana Blythe'a na 45 minut, oczywiście w ramach nauki. Będzie Panią uczyć ostatnich dwóch działów. - Dlaczego on nie może!?
- A nie mógł by ktoś inny mnie uczyć? - spytałam przerażona i jednocześnie zawiedziona. Z nim? W jego domu?
Też jestem nie poważna! Uczyć się, uczyć, głupia! Blythe ci w głowie, też coś...- Panno Berss, bardzo bym chciał dokształcać moją prawie najlepszą uczennicę, ale jestem po zajęciach umówiony z Prissy... - zbladł. - Znaczy... Oczywiście z Panią Andrews, biologia to nie jest jej mocna strona... Chyba pani rozumie... - dokończył zażenowany swoją wcześniejszą odpowiedzią.
- Oczywiście, rozumiem. - gra aktorska idzie mi naprawdę nieźle.
Podziękowałam za jakże ekscytującą rozmowę na temat Blythe'a i nauki, po czym wyszłam ze szkoły cała przerażona.
Spostrzegłam w oddali czuprynę Billy'iego, chyba czekał na mnie. Niedawno mnie przeprosił i obiecał, że nigdy mnie nie skrzywdzi, ale stuprocentowej pewności nie mam. W sumie... Raz kozie śmierć. Podeszłam do niego, ale jednocześnie zachowując pewien dystans.- Czegoś potrzebujesz? - spytałam, jakby mnie w ogóle to nie ruszało. A to nieprawda. Cała się w środku gotowałam ze złości.
- Chciałem cię z całego serca przeprosić. - odparł szczerze. Zamurowalo mnie. Przestałam spoglądać na paznokcie i utkwiłam w nim wzrok, czekając czy powie coś więcej, jednak tego nie zrobił. Więc zaczęłam oschle.
- Billy, czy do ciebie nie dociera pewna rzecz, którą chciałeś mi zrobić? To były jakieś twoje chore fantazje!
- Bo jesteś cholernie w moim typie, Rosie! - Znowu zadrżałam pod jego ostatnim słowem.
- Słucham? Mówiłam ci, jesteśmy przyjaciółmi, Billy! Przyjaciółmi! - Zaczęłam bliżej do niego podchodzić. Niech wie, że się go nie boję. Nie teraz.
![](https://img.wattpad.com/cover/175955685-288-k739194.jpg)
CZYTASZ
Jesteś mój / Gilbert Blythe / Part 1
Fanfiction'' C z a s. Tak szybko biegnie, więc czemu tak trudno zrozumieć, że kogoś się powinno kochać? M i ł o ś ć. Jest potrzebna tak samo jak oddychanie. Bez niej umrzesz równie szybko co więdnie ucięta róża. N a d z i e j a. Matką głupich? Jednak ona trzy...