Pewność siebie

21 10 2
                                    

                  Gdy tylko poczułam zimną rękę na moim ramieniu chciałam się obrócić ale ta osoba wstrzyknęła mi coś do szyi i straciłam przytomność.
Obudziłam się w wanie z Katie spała i była przywiązana tak jak i ja.
Prubpwałam ją obudzić.
- Hej Katie obudź się- trochę ją uderzyła mówiąc szeptem.
- Yhhh ała moja głowa.
- Wiem mnie też trochę boli.
- Gdzie my jesteśmy?
- W wanie jakimś.
- O nie porwali nas- powiedziała przerażona Katie.
Wuz stanoł i otworzyły się drzwi wana. Stał w drzwiach wysoki mężczyzna w czarnej masce i ciuchach i było jeszcze 3 innych choć byli trochę grubsi.
- Dobra wiedźmy zrobimy tak, będziecie dla nas pracować to waszym bliskim nic się nie stanie.
- Nie ma mowy!- wykrzyła mu Katrin.
- No skoro tak to...powiec co u twojej siostry May...smutno by było pociąć tak ładną buzię jaką ma.
Nie wiedziałam skąd wiedzą o mojej siostrze ale wkońcu przestałam się opierać i ich posłuchałam.
- Dobra-i dodałam szeptem- skurwysynu.
- Mówiłaś coś?
- Nie nic.
Prowadzili nas przez ciemną ulicę, Katie lekko płakała. Nie wiedziałam co zrobić. Doszliśmy do wielkiego starego domu. Stanęliśmy na progu i ten najgrubszy z nich z tatuażem kompasu na ręce powiedział.
- Słuchajcie, sory że to w taki sposób się stało ale musieliśmy to zrobić, potrzebowaliśmy was dla naszego przyjaciela.
Nie wiedziałam o co mu chodzi porywają nas a ten koleś nas za to przeprasza, niech se te przeprosiny w dupę wsadzą!
Weszliśmy do tego domu, wnętrze było piękne, marmurowe schody z jasnego kamienia żyrandol z diamentami i bukiety róż.
Po schodach zszedł mężczyzna o niemal że białej skurcze i czarnymi włosami. Odezwał się do nas mówiąc.
- Ty to Katrin Smith a ta druga to Katie tylko nie wiem jak masz na nazwisko.
Katie otpowiedziała mu:
- Moje nazwisko to pocałuj mnie w dupę.
- Oo zadziorna. Dobra puśćcie je.
Czterej mężczyzn zdjęło nam liny z rąk.
- Posłuchacie, porwałem was żebyście mi mogły się uczyć czarów, i przepraszam że w taki sposób sale musiałem.
Powiem wam coś. To jest dom dla czarownic i czarowników. Mieszkaja ich tu dokładnie 390 wy jesteście nowym nabytkiem.
- WTF!? Ty chory jesteś. Katie nie jest czarownicą.
- Oj chyba o niej nic nie wiesz. Każdy z nas ma swoją moc. Hah jedną. Ona panuje nad przyrodą. Nie pokazuje tego.
Katie była przerażona nie wiedziała że ktoś odkryje jej sekret.
- Katie to prawda?
- Tak Katrin jestem czarownicą.
- Czemu nie powiedziałaś!?
- Sama nwm.
I wtedy wtrącił się ten koleś o prawie białej skórze.
- Dobra koniec gadania. Mam na imię Pirs to moje nazwisko i tak macie do mnie muwić. Jesteście tu bo tu jest wasz dom. Tu uczymy się magii i panowania nad sobą by nasze czary się nie zbuntowały.
- Dobra nie gadaj tyle, lepiej żeby nam to jakaś baba wyjaśniła a nie jakiś albinos.
Zaczął się dziwnie na mnie gapić.
- I co sią tak gapisz na mnie. Przecież widać że są farbowane.- Katrin.
- ...dobrze niech wyjaśni im to Blake.
Choć cię za mną.
Szłyśmy po marmurowych schodach na górę, lecz to było tak wysokie o dom był taki niski na zewnątrz. To było dziwne. Weszliśmy chyba na 21 piętro. Byłyśmy wykończone bo Pirs szedł bardzo szybko i nie zwalniał tępa.
Odezwał się do błąd włosek dziewczyny która stała przy pułce z książkami.
- Blake. To Katie. Oraz sama wiesz kto. Musisz im wyjaśnić co tu robią.
Błąd dziewczyna obrzuciła się, miała piękne niebieskie oczy, ryżowe policzki była piękna.
- Oczywiście Pirs.
Albinos zszedł na sam dół a my zostałyśmy z blądi.
- Dobra to już wam tłumacze.

Ogniste serceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz