twelve

875 35 49
                                    

Szybkim krokiem weszłyśmy do mennicy. Położyłyśmy nasze torebki na taśmie i modliłyśmy się, żeby Rio udało się już pomajstrować przy tych swoich urządzonkach.

Nic nie zapiszczało.

Już po chwili staliśmy z wyciągniętymi pistoletami. Ludzie przerażeni zaczęli uciekać, ale wyjście było zamknięte.

Pierwsza faza udana. Mogliśmy odetchnąć z ulgą.

Jednak czułam, że coś za łatwo nam poszło.

Berlin kazał każdemu stanąć pod ścianą i popatrzył na mnie znacząco. Stanełam obok niego na schodach i zaczęłam swoją przemowę.

-Witajcie kochani, tak wiem, że pewnie nie tak zamierzaliście spędzić koniec tygodnia. Jednak poprostu znaleźliście się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Najpierw jednak chciałabym zaprosić do mnie tutaj pewną osobe. Allison Parker!- gdy po chwili nikt sie nie zjawił szepnęłam do Berlina- Gdzie jest ta dziewczyna?

-Tuutaaaj nie denerwuj się kochanie.- usłyszałam głos mojej kochanej Nairobi trzymającej za włosy Allison Parker. W tym samym czasie powiedziałyśmy- Na zdjęciach była ładniejsza.

-Więc wracając do was- odwróciłam się do zakładników.- Jeśli będziecie współpracować nic sie wam nie stanie. Ja jestem Czarnobyl i będę was pilnowała.

-Uwaga bo zaraz zacznie się dusić tym smogiem co jest w Czarnobylu.- powiedział jakiś mężczyzna, a ja do niego podeszłam.

-Bardzo zabawny żart kochany. Jak się nazywasz?- spytałam jeżdżąc pistoletem po twarzy mężczyzny.

-Arturo. Arturo Roman.- o. To dyrektor tej całej mennicy. Zabawne, jak szybko z dyrektora zmienił się w zakładnika.

Podszedł do nas Denver i złapał mnie w talii.

-Coś nie tak skarbie?- powiedział mierząc morderczym wzrokiem naszego wspaniałego dyrektora mennicy.

-Nasz Arturito trochę gwiazdorzy.- odpowiedziałam mu odchylając głowe w zagłębienie jego szyi.

-Podaj kod do swojej komórki.- podszedł do nas Rio i chamsko stanął przed nami. Spojrzałam na Denvera i w tym samym momencie przewróciliśmy oczami.- Nie opieraj się tylko go podaj.

-Arturitoo noo. Podaj ładnie swój kod do telefonu.- podeszłam do nich i oparłam ręke na ramieniu Rio. Obydwoje lekko zadrżeliśmy, ale ja pozostawiłam to bez jakiś większych spekulacji.

-Jeden dwa trzy cztery.- powiedział ze strachem. Zaśmiałam się.

-Taki mądry, a jednak taki głupi.- dołączył do nas Denver. Wyglądaliśmy jak trzyosobowy gang.- Chodź Rio lecimy zbierać kody od naszych zakładników.- chłopak odchodząc pocałował mnie w policzek, a ja sztucznie uśmiechnęłam się do naszego Arturito.

-Wracając. Prosiłabym, żebyście nie utrudniali nam pracy, tylko grzecznie siedzieli na dupach i nic nie robili. Berlin słonko pogadaj sobie z naszymi znajomymi, a ja sobie pójde do Nairobi.- przechodząc obok Berlina poczochrałam jego włosy, na co ten chciał mnie zabic, ale w porę uciekłam. Gdzie mogła być Nairobi?

Nie musiałam długo jej szukać, bo na nią wpadłam.

-Cześć księżniczko.- rzuciła uradowana- Gdzie zgubiłaś swojego księcia?

-Jest na niebezpiecznej misji.- zniżyłam głos do szeptu.- To naprawde poważne. Musi zbierać pin do telefonu od zakładników.

Nairobi udaje, że mdleje i obydwie się śmiejemy.

-Z czego panie tak się cieszą?- podszedł do nas Moskwa.

-Z niebezpiecznej misji Denvera.- odpowiedziała mu Nairobi i znowu się zaśmiałyśmy.

-Jakiej misji? O czym nie wiem?- spytał Moskwa zdezorientowany.

-No jak to nie wiesz?!- oburzyłam się- Niebezpieczna misja zabierania pinów do telefonów zakładników! Jak mogłeś! Musisz biec się z nim pożegnać, bo może tego nie przeżyć!

Moskwa spojrzał sie na nas jak na idiotki, ale sam się roześmiał. W tak dobrych humorach znowu poszliśmy do zakładników. Jednak gdy zobaczyłam, że Rio i Denver się kłócą miałam ochotę wyjść z mennicy.

-Denver uspokój się w tej chwili!- wrzasnął Moskwa, ake chłopak nic sobie z tego nie zrobił.

-O co poszło?- spytałam Berlina szeptem.

-Arturito cię obraził, Rio coś mu odpowiedział i potem zaczęli sobie skakać do gardeł. Nie pytaj mnie czemu.

-Ide tam.- powiedziałam mu i dodałam- Módl się, żeby mnie nie zabili.

-Nie zabiją cie. Obydwoje są w tobie zakochani.

Zaśmiałam się. Nie wierzyłam w jego słowa.

Podeszłam do nich niezadowolona.

-Denver kochanie co się stało?- podeszłam do chłopaka i położyłam mu rękę na ramieniu. Nie poczułam tego samego co przy Rio, ale nie zamierzam się tym przejmować.

-Arturito wyzywał cię od suk i dziwek, a Rio powiedział, żeby się odwalił od jego dziewczyny.- niedowierzałam. Rio nazwał mnie swoją dziewczyną.

Cholerne motyle uspokójcie sie!

-To ja mu mówie, że ty nie jesteś jego dziewczyną.- ciągnie Denver- A ten się zaczyna kłócić o coś.

-O nic się kurwa nie kłóce idioto. Powiedziałem, że się zagalopowałem i nie powinnyśmy tego rozstrząsać. To nie było ważne.

-Czy według ciebie to, że ten fiut wyzywał Czarnobyl?

-Wiesz dobrze, że nie to miałem na myśli.

Patrzę na Berlina i Nairobi. Co ja mam zrobić.

-Uhm chłopaki? Może skoro Arturito był taki odważny damy mu kolejną szanse, żeby się wykazał?- powiedział donośnym głosem Berlin, rzucając mi pistolet, a raczej jego atrape.- Arturito kochany strzel w Czarnobyl albo ja zabije ciebie.

-Ja...Nie...-mówił rozstrzęsiony. Denver patrzył na Berlina zszokowany, tak samo Rio. Mrugnęłam do nich i starałam się im przekazać, że nic mi nie bedzie. Poruszyłam ustami coś na wzór "to atrapa" i odwróciłam się do naszego ukochanego  dyrektorka.

-Trzymaj Arturito.- wręczyłam mu pistolet, a drugi wycelowałam w jego brzuch.

-Celuj w noge.- powiedział Berlin, a ten posłusznie spuścił pistolet.- Na trzy.  Raz.   Dwa.  Trzy.

Rozległ się głuchy trzask i wszyscy się zaśmiali.

-Tak dyrektorku to była atrapa.- usłyszałam głos Berlina jakby przez mgłe.

To chyba jednak nie była atrapa...

*****
trzymajcie tu taki dłuższy trochę rozdzialik.
buziaki i do mastępnego!!

Relegated/✔ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz