Szybkim krokiem weszłyśmy do mennicy. Położyłyśmy nasze torebki na taśmie i modliłyśmy się, żeby Rio udało się już pomajstrować przy tych swoich urządzonkach.
Nic nie zapiszczało.
Już po chwili staliśmy z wyciągniętymi pistoletami. Ludzie przerażeni zaczęli uciekać, ale wyjście było zamknięte.
Pierwsza faza udana. Mogliśmy odetchnąć z ulgą.
Jednak czułam, że coś za łatwo nam poszło.
Berlin kazał każdemu stanąć pod ścianą i popatrzył na mnie znacząco. Stanełam obok niego na schodach i zaczęłam swoją przemowę.
-Witajcie kochani, tak wiem, że pewnie nie tak zamierzaliście spędzić koniec tygodnia. Jednak poprostu znaleźliście się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze. Najpierw jednak chciałabym zaprosić do mnie tutaj pewną osobe. Allison Parker!- gdy po chwili nikt sie nie zjawił szepnęłam do Berlina- Gdzie jest ta dziewczyna?
-Tuutaaaj nie denerwuj się kochanie.- usłyszałam głos mojej kochanej Nairobi trzymającej za włosy Allison Parker. W tym samym czasie powiedziałyśmy- Na zdjęciach była ładniejsza.
-Więc wracając do was- odwróciłam się do zakładników.- Jeśli będziecie współpracować nic sie wam nie stanie. Ja jestem Czarnobyl i będę was pilnowała.
-Uwaga bo zaraz zacznie się dusić tym smogiem co jest w Czarnobylu.- powiedział jakiś mężczyzna, a ja do niego podeszłam.
-Bardzo zabawny żart kochany. Jak się nazywasz?- spytałam jeżdżąc pistoletem po twarzy mężczyzny.
-Arturo. Arturo Roman.- o. To dyrektor tej całej mennicy. Zabawne, jak szybko z dyrektora zmienił się w zakładnika.
Podszedł do nas Denver i złapał mnie w talii.
-Coś nie tak skarbie?- powiedział mierząc morderczym wzrokiem naszego wspaniałego dyrektora mennicy.
-Nasz Arturito trochę gwiazdorzy.- odpowiedziałam mu odchylając głowe w zagłębienie jego szyi.
-Podaj kod do swojej komórki.- podszedł do nas Rio i chamsko stanął przed nami. Spojrzałam na Denvera i w tym samym momencie przewróciliśmy oczami.- Nie opieraj się tylko go podaj.
-Arturitoo noo. Podaj ładnie swój kod do telefonu.- podeszłam do nich i oparłam ręke na ramieniu Rio. Obydwoje lekko zadrżeliśmy, ale ja pozostawiłam to bez jakiś większych spekulacji.
-Jeden dwa trzy cztery.- powiedział ze strachem. Zaśmiałam się.
-Taki mądry, a jednak taki głupi.- dołączył do nas Denver. Wyglądaliśmy jak trzyosobowy gang.- Chodź Rio lecimy zbierać kody od naszych zakładników.- chłopak odchodząc pocałował mnie w policzek, a ja sztucznie uśmiechnęłam się do naszego Arturito.
-Wracając. Prosiłabym, żebyście nie utrudniali nam pracy, tylko grzecznie siedzieli na dupach i nic nie robili. Berlin słonko pogadaj sobie z naszymi znajomymi, a ja sobie pójde do Nairobi.- przechodząc obok Berlina poczochrałam jego włosy, na co ten chciał mnie zabic, ale w porę uciekłam. Gdzie mogła być Nairobi?
Nie musiałam długo jej szukać, bo na nią wpadłam.
-Cześć księżniczko.- rzuciła uradowana- Gdzie zgubiłaś swojego księcia?
-Jest na niebezpiecznej misji.- zniżyłam głos do szeptu.- To naprawde poważne. Musi zbierać pin do telefonu od zakładników.
Nairobi udaje, że mdleje i obydwie się śmiejemy.
-Z czego panie tak się cieszą?- podszedł do nas Moskwa.
-Z niebezpiecznej misji Denvera.- odpowiedziała mu Nairobi i znowu się zaśmiałyśmy.
-Jakiej misji? O czym nie wiem?- spytał Moskwa zdezorientowany.
-No jak to nie wiesz?!- oburzyłam się- Niebezpieczna misja zabierania pinów do telefonów zakładników! Jak mogłeś! Musisz biec się z nim pożegnać, bo może tego nie przeżyć!
Moskwa spojrzał sie na nas jak na idiotki, ale sam się roześmiał. W tak dobrych humorach znowu poszliśmy do zakładników. Jednak gdy zobaczyłam, że Rio i Denver się kłócą miałam ochotę wyjść z mennicy.
-Denver uspokój się w tej chwili!- wrzasnął Moskwa, ake chłopak nic sobie z tego nie zrobił.
-O co poszło?- spytałam Berlina szeptem.
-Arturito cię obraził, Rio coś mu odpowiedział i potem zaczęli sobie skakać do gardeł. Nie pytaj mnie czemu.
-Ide tam.- powiedziałam mu i dodałam- Módl się, żeby mnie nie zabili.
-Nie zabiją cie. Obydwoje są w tobie zakochani.
Zaśmiałam się. Nie wierzyłam w jego słowa.
Podeszłam do nich niezadowolona.
-Denver kochanie co się stało?- podeszłam do chłopaka i położyłam mu rękę na ramieniu. Nie poczułam tego samego co przy Rio, ale nie zamierzam się tym przejmować.
-Arturito wyzywał cię od suk i dziwek, a Rio powiedział, żeby się odwalił od jego dziewczyny.- niedowierzałam. Rio nazwał mnie swoją dziewczyną.
Cholerne motyle uspokójcie sie!
-To ja mu mówie, że ty nie jesteś jego dziewczyną.- ciągnie Denver- A ten się zaczyna kłócić o coś.
-O nic się kurwa nie kłóce idioto. Powiedziałem, że się zagalopowałem i nie powinnyśmy tego rozstrząsać. To nie było ważne.
-Czy według ciebie to, że ten fiut wyzywał Czarnobyl?
-Wiesz dobrze, że nie to miałem na myśli.
Patrzę na Berlina i Nairobi. Co ja mam zrobić.
-Uhm chłopaki? Może skoro Arturito był taki odważny damy mu kolejną szanse, żeby się wykazał?- powiedział donośnym głosem Berlin, rzucając mi pistolet, a raczej jego atrape.- Arturito kochany strzel w Czarnobyl albo ja zabije ciebie.
-Ja...Nie...-mówił rozstrzęsiony. Denver patrzył na Berlina zszokowany, tak samo Rio. Mrugnęłam do nich i starałam się im przekazać, że nic mi nie bedzie. Poruszyłam ustami coś na wzór "to atrapa" i odwróciłam się do naszego ukochanego dyrektorka.
-Trzymaj Arturito.- wręczyłam mu pistolet, a drugi wycelowałam w jego brzuch.
-Celuj w noge.- powiedział Berlin, a ten posłusznie spuścił pistolet.- Na trzy. Raz. Dwa. Trzy.
Rozległ się głuchy trzask i wszyscy się zaśmiali.
-Tak dyrektorku to była atrapa.- usłyszałam głos Berlina jakby przez mgłe.
To chyba jednak nie była atrapa...
*****
trzymajcie tu taki dłuższy trochę rozdzialik.
buziaki i do mastępnego!!
CZYTASZ
Relegated/✔ZAKOŃCZONE✔
FanfictionAmerica poprostu chciała tam być. Dokonać największego napadu w historii świata. DRUGA CZĘŚĆ- "SECOND CHANCE/ DENVER"