twenty eight (maraton cz. 2)

527 26 48
                                    

-Musimy otworzyć jej drzwi!- oprzytomniała Nairobi.

Włożyliśmy kamizelki kuloodporne i wzieliśmy karabiny.

Ja, Denver, Moskwa i Nairobi wybiegliśmy osłaniać Tokio. Jechała na motorze. Miała wielkie wejście. Gdy tylko wjechała do środka, szybko zamknęliśmy drzwi.

-Po chuja wracałaś?- warknęłam w jej stronę, gdy zauważyłam Moskwe upadającego na ziemie. Podbiegłam do niego razem z Denverem i momentalnie oczy mi się zaszkliły.

Moskwa dostał trzy kulki.

-Tokio to wszystko twoja jebana wina!- podeszłam do niej i walnęłam ją z plaskacza.- Było tak pięknie dopóki nie wróciłaś!

-Spierdalaj Czarnobyl.- powiedziała i pobiegła w strone schodów. Wtedy też schodziły po nich Alia i Hope, teraz już Wiedeń i Warszawa. Miały nasze stroje i karabiny.

Tokio wytrzeszczyła na nie oczy i momentalnie zawróciła.

-O co tu do kurwy chodzi? Dlaczego te zakładniczki są teraz z nami?

-Nie wpierdalaj się Tokio.- warknął Denver.- Czarnobyl opatrz mojego tatę, prosze.

Pokiwałam głową i powiedziałam, żeby przynieśli nosze. Ułożyliśmy na nich Moskwę, a potem ściągneliśmy kombinezon.

Denver wciąż powtarzał: "Trzy kulki. Trzy cholerne kulki". Było mi go tak cholernie szkoda. Moskwa był jak ojciec dla każdego z nas.

-Będe próbowała wyciągnąć te kule! Przynieście mi wszystko czego potrzebujemy! Nairobi, Rio pomożecie mi.

Minuty dłużyły się nieubłagalnie. Pierwsze dwie kulki poszły bez problemu.

Jednak z trzecią miałam cholerny problem. Utknęła tak głeboko, że nie mogłam jej wyciągnąć. A to oznaczało, że Moskwa umrze. Starałam się jak cholera. Jednak nie skończyłam studiów lekarskich i nie mam takich umiejętności jak ci, którzy to zrobili.

W końcu z moich oczu popłynęły łzy i zwróciłam oczy w kierunku Denvera.

-Denver, ja nie dam rady.

Wiedziałam, że przez moje słowa jego serce złamało się na pół. Oczyściłam i zaszyłam rany. Nadal płakałam. Zabandażowałam mu Moskwie brzuch i odeszłam od nich.

Usiadłam w łazience i zaczęłam płakać. Znowu nie uratowałam osoby, którą kocham.

Najpierw Willa. Nadal wyrzucam sobie jej śmierć.

Potem Oslo. Nawet nie wiedziałam, że go zabili.

Teraz Moskwa. Człowiek, który był dla mnie jak ojciec.

-Nie płacz. To nie twoja wina.- obok mnie usiadł Rio.

-Chyba jednak moja. To ja potrafię wyciągać kule. To ja studiowałam medycynę!- znów zaniosłam się szlochem.- Teraz przeze mne Moskwa umrze!

-Nie umrze, jeśli pospieszymy się z wykopywaniem tunelu. Wtedy zabierzemy  Moskwę do jakiegoś wykwalifikowanego lekarza i go uratuje. Zaraz przyjdą tu Nairobi, Wiedeń i Warszawa. Ja i Denver bierzemy się za kopanie tunelu.- cmoknął mnie w czoło i odszedł.

Wstałam i ochlapałam twarz wodą. Tak jak Rio mówił, po chwili w toalecie pojawiły się dziewczyny, które szybko mnie przytuliły i mówiły, że to nie moja wina tylko Tokio.

Nie patrzyłam na to z tej strony, ale dziewczyny mają racje. Gdyby Tokio nie chciała zrobić wielkiego wejścia, to nic by sie nie stało. Chciałam odstrzelić jej ten pusty łeb.

Relegated/✔ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz