Epilog (maraton cz.4)

714 34 39
                                    

Przez te dwa i pół roku żyłam jak w bajce.

Ciąża okazała się prawdziwa.

Urodziłam bliźniaki. Chłopca i dziewczynke. Z małą pomocą Denvera nazwałam je Tuzla i Santiago.

Tuzla jest jak ja. Ma piękne, brązowe włosy i oczy. Tuzla jest miastem w Bośni i Hercegowinie.

Santiago jest taki jak Rio. Ma loczki jak on, ale dziwnie niebieskie oczy. Zastanawia mnie jak to się stało. Santiago to miasto w Chilach.

Wychowuje je razem z Denverem, ale nie jako ojciec i matka, tylko matka i wujek. Dzieci wołają na niego "wujek Denvel" i są zadowolone. Te słodziaki mają już po dwa lata.

Któregoś dnia, gdy jak zwykle bawiliśmy się z bliźniakami, dostaliśmy wiadomość od Profesora. To była najcudowniesza rzecz, jaką mogłam usłyszeć. W końcu zobaczę się z Rio, Nairobi i innymi.

W końcu pokaże Rio jego dzieci.

Byłam taka szczęśliwa. Następnego dnia mieliśmy już być na miejscu.

-Santiago, Tuzla!- zawołałam moje małe szczęścia- Jutro zobaczymy się z ciocią Nairobi, ciocią Alią, ciocią Hope, wujkiem Helsinki, wujkiem Profesorem i tatusiem.

-Ty tez sie tak cholernie cieszysz?- spytał mnie Denver.

-I ciocią Tokio.- dodałam po namyśle- Tak, Denver cieszę sie tak samo. Po dwóch latach zobaczę w końcu Rio!

Denver porwał mnie w objęcia. Zaczęliśmy tańczyć do muzyki, która leciała w radiu.

-Mama i wujek tancza.- powiedziała Tuzla. Słodziutka dziewczynka.

-Chcesz z nami?-spytałam, a malutka pokręciła głową i uciekła.

-Ja cie.- podszedł do nas Santiago i wyciągnął rączki w moją stronę. Chwyciłam go i zaczełam się kręcić. Potem podałam chłopca Denverowi, który zaczął go lekko podrzucac.

To była ich ulubiona zabawa. Jednak ja się bałam, że może Denver upuści mojego małego chłopczyka, więc szybko zabrałam Santiago, a Denver się zaśmiał.

-Tez cie.- moja córeczka podeszła do nas

-Tuzla teraz chcesz się bawić tak? Bo zobaczyłaś, że wujek podrzuca Santiago.

-Tak.- pokiwała swoją małą główką.

-Ale tylko raz.- powiedziałam ostrzegawczo do Denvera.

-Dwa.- oo moja córeczka próbuje się handlować. Moja krew.

-Raz.

-Tsy.- jeju jaka ona jest słodziutka.

-Dwa.- powiedziałam.

-Tsy.- Tuzla tupneła nogą wkurzona.

-Dobrze. Trzy i ani raza więcej.

-Okej.- odpowiedziała mi zadowolona i wskoczyła w ramiona Denvera.

Gdy już Denver podrzucił ją trzeci raz odwróciłam wzrok.

-Denver musimy się spakować.- powiedziałam i odwróciłam się.

-Miały być tylko trzy razy!- krzyknęłam.

-Oj no nie denerwuj ię Czarnobyl. Ja i Tuzla się tylko bawimy.

-To już skończyliście.- zabrałam moją córeczke i posadziłam ją na łóżku.- Czas coś zjeść!

-Papka!- krzyknęły równo moje dzieci.

Papka to ich ulubione jedzenia. Zblendowane ziemniaki i mięso. Czasami dodaje tam jakieś warzywo, tak wiecie dla zasady. Czasami zachowuje się jak matka z krwi i kości.

-Dziś nie ma papki! Nie możecie jeść w kółko tego samego!

-Papka dla Tuzli i papka dla Santiago.- Denver podał im posiłek do rączek.

-Denver nie słyszałeś co powiedziałam?- odezwałam sie do niego.

-Przestań Czarnobyl, jesteś za drętwa. Twoje dzieci lubią papke, to daj im papke.- wzruszył ramionami i uśmiechnął sie do mnie.

-Spadaj Denver.- powiedziałam i wystawiłam mu środkowego palca, zapominając o obecności Tuzli i Santiago.

-Śpadaj Tuzla.- powtórzył po mnie Santiago. Powtórzył nie tylko słowa.

-Widzisz czego ty dzieci uczysz Czarnobyl? Tak nie wolno!- powiedział "obruszony" Denver.

-Gdyby nie dzieci byłbyś martwy.- szepnęłam do niego.

-Wmawiaj sobie. A teraz chodźmy się spakować.- złapał mnie za ręke i pociągnął w strone dużej walizki.

-Ja pakuje dzieci, a ty nas- powiedziałam do chłopaka.

-Dobra.- wzruszył ramionami i zaczął nas pakować.

Nastepnego dnia jechaliśmy już do wszystkich innych. Wierciłam się na siedzeniu, już tak nie mogłam się doczekać spotkania.

Wysiedliśmy przy porcie i od razu zobaczyliśmy łódke. Wzięłam dzieci i wyszłam.

-Denver weź walizke!- krzyknęłam do chłopaka.

-Denver zostaje tragarzem. Z wujka w służącego.- prychnął pod nosem.

Pierwsza dopadła mnie Nairobi. Była lekko zmartwiona, ale od razu gdy zobaczyła moje małe słońca rozpromieniła się.

-Nairobi!- pisnęłam i przytuliłam brunetke.

-To twoje?- spytała patrząc na bliźniaki. Schowały się za moje nogi, najwyraźniej wstydząc sie.

-Nie, ze szpitala zabrałam. Jasne że moje! Dziewczynka to Tuzla, a chłopiec to Santiago.- popchnęłam dzieci do przodu.- To ciocia Nairobi. Przywitajcie się z nią.

Na słowo "ciocia" wyraźnie się ożywiły. Każdy kto był nazywany przeze mnie ciocią albo wujkiem, stawał się od razu dla nich ważny. Przytuliły się do niej, a Nairobi zaczęła rozpływać się nad loczkami Santiago.

Potem podeszły do nas Warszawa i Wiedeń.

-Są przeuroczy. Zazdroszczę ci takich słodziaków.- powiedziała Alia zamykając mnie w uścisku.

Potem przywitałam się z Profesorem i  Helsinkami.

Następnie podeszła do nas Tokio.

-Wdały się w mamusie i tatusia.-powiedziała do mnie.

-To ciocia Tokio.- krótkowłosa ożywiła się na moje słowa.

Wtedy z łódki wyszła Raquel, ta sama kobieta co była negocjatorką na naszym napadzie na mennice.

-Co ona tu robi?- spytałam.

-Jest teraz z nami. Nazywa się Lizbona.- odpowiedział mi Profesor, a ja pokiwałam głową.

-A więc Tuzla, Santiago to ciocia Lizbona.

Gdy dzieci przytuliły kobiete, ja zaczęłam wypatrywać Rio.

-Gdzie  mój narzeczony?- spytałam spodziewając się, że zaraz wyskoczy gdzieś z łódki.

Wszyscy spojrzeli po sobie zmartwieni. Tylko ja i Denver nie wiedzieliśmy co się dzieje.

-To dlatego was tu zebrałem.- Profesor poprawił okulary.

Nastepne słowa złamały mi serce.

-Schwytali Rio.

Zaczełam płakać i osunęłam się na ziemie.

-Odzyskamy go Czarnobyl, spokojnie.

****
A wiec to koniec.

Płakałam pisząc ten rozdział.

Skończyłam pisać moje wattpadowe dziecko.

Już jutro wleci druga część tej ksiązki, wiec czekajcie!

A teraz jeszcze napisze podziekowania i uznam te książkę za zakończoną.

Buziaki    


Tori Marquez


Relegated/✔ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz