twenty six

554 33 39
                                    

Uśmiechnęłam się do Berlina. Ten człowiek był genialny. Jego pomysł sprawił, że miałam w cholere poprawiony humor.

-Ty idziesz i wiesz co robisz. Wtedy wdrożymy mój cudowny plan.- Berlin ostatni raz mi tłumaczył to, co mamy zrobić. Pokiwałam głową i ruszyłam w stronę pokoju, a raczej gabinetu Berlina.

Siedziały tam Tokio i Juliette. O. Kabel i frajerka się polubiły. Szkoda, że... Nie, złamałabym Denverowi jego biedne serduszko.

-Tokio, chodź na słówko. Berlin cię prosi.- uśmiechnęłam się sztucznie do dziewczyn.

-Czego ten psychopata może ode mnie chciec?- mruknęła pod nosem.

-Nie obrażaj Berlina!- powiedziałam w tym samym czasie, gdy Juliette powiedziała:

-Nie obrażaj mojego ojca!

-Sory.- uniosła ręce w geście poddania sie. Poszła za mną. Było już tak blisko.

Widziałam już Helsinki i pokiwałam lekko głową, na znak, że już czas.

Gdy przechodziłyśmy obok serba, ten walnął ją w głowe, a Tokio upadła. Zaczęłam skakać i piszczeć jak mała dziewczynka. Zanieśliśmy ją i przywiązaliśmy do um... przenośnego łóżka? Czegoś w tym stylu.

Jak już dziewczyna zaczęła się budzić wypchnęliśmy ją z mennicy. Podbiegłam do okna i z satysfakcją oglądałam jak mierzą do niej z karabinu, a potem każą jej się rozebrać. Ruszyłam na górę, gdzie rozpętała się awantura.

-Heej, spokojnie.- podeszłam do Denvera i położyłam ręce ma jego ramieniu.- Oddychaj. Tokio zagrażała planu. Musieliśmy coś z tym zrobić.

-Ty też brałaś w tym udział? Jak mogłaś?- słowa Rio mocno mnie zdziwiły.

-Tak, brałam i jakoś mi z tym dobrze. Poza tym, Profesor i tak ją odzyska.- prychnęłam pod nosem. Nagle zrobiło mi się niedobrze. Pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam.

-Kicia, wszystko w porządku?- Nairobi lekko uchyliła drzwi od kabiny.

-Niezbyt. Strasznie mi niedobrze.- wydukałam, po czym znowu zwymiotowałam.

-Ej laska a może ty w ciąży jesteś?- Nairobi chyba starała się rozluźnić atmosferę, ale ja cała się spięłam.- CHCE BYĆ MATKĄ CHRZESTNĄ.

-Nairobi przestań, nie moge byc w ciąży. Może jedzenie mi zaszkodziło?

-Miejmy taką nadzieję. Albo w sumie nie. Wyobrażasz sobie takiego małego bobaska biegającego po plaży? Z twoimi oczkami i uśmiechem? I LOCZKAMI RIO?

-Zamknij się Nairobi, boli mnie głowa. Brzuch i wszystko inne też.

-Z Czarnobyl wszystko w porządku?- dobiegł nas głos Rio.

-Pogadajcie sobie sami.- szepnęła do mnie- Tak, Rio Czarnobyl chce z tobą gadać!

Pokazałam jej gestem, że ją zabije, a ona posłała mo całusa. Gdy wyszła, chłopak zbliżył się do mnie powoli.

-Jak się czujesz America?-spytał kucając przy mnie.

-W porządku, tylko troche mi niedobrze.- odpowiedziałam patrząc na własne buty.

-Spójrz na mnie.- posłusznie spojrzałam na chłopaka. W jego oczy mogłam wpatrywać się przez cały czas.- Przepraszam za tamtą kłótnie okej? Naprawde przepraszam. Kocham cię.

-Ja też cię kocham. Ale nie odwalaj takich akcji nigdy więcej.

-Obiecuję.- złączył nasze usta w pocałunku. Wplotłam palce w jego włosy. Nagle znów zrobiło mi się niedobrze. Odepchnełam lekko chłopaka i wyrzuciłam z kabiny. Po zamknięciu drzwi zwymiotowałam.

-America? Co się dzieje?

-Niedobrze mi już od wczoraj, ciągle wymiotuję, bolą mnie głowa i brzuch. Na początku myślałam, że to ze stresu, ale....

-America nie mów mi, że myślisz o tym samym co ja myślę.

-Anibal, ja mogę być w ciąży.- powiedziałam te słowa z wielkim trudem. Ja mam dopiero dwadzieścia lat.

-Cholera jasna. Możesz już to sprawdzić?

-Co ty, jeszcze za wcześnie. A poza tym, skąd wezmę test?

-Nie wiem. Kurwa z jednej strony boje się jak cholera. A z drugiej jestem chyba najszęśliwszym człowiekiem na świecie.

-Mam takie samo odczucie.- wytarłam twarz papierem i wyszłam z kabiny. Podeszłam do lustra i ochlapałam twarz wodą.- Chodźmy już.

Gdy tak szliśmy rozmawiając o tym, czy wolelibyśmy mieć chłopca czy dziewczynkę, usłyszeliśmy ciche jęki. Byłam pewna, że to Denver i Juliette, więc odruchowo się skrzywiłam. Spojrzałam na Rio znacząco i podeszłam do drzwi, z których wydobywały się dźwięki. Zajrzałam przez szparkę w drzwiach i powiedziałam sobie : NIGDY WIĘCEJ. To co tam zobaczyłam to wcale nie była Juliette i Denver, tylko Denver i Alia. Całowali się, a ręce Denvera bładziły po ciele blondynki.

Rio chciał podejść i też zobaczyć, ale powstrzymałam go.

-Wolisz nie.

-Kto tam jest? Czekaj zgadne: Juliette i Denver?

-Nie! Denver i Alia, ta zakładniczka.

Cały czas rozmawialiśmy szeptem. Szybko odciągnęłam Rio stamtąd, by ten zaraz nie zaciągnął mnie do jakiegoś biura. Przyparł do ściany i położył ręce po obu stronach mojej głowy.

-I co teraz zrobisz?- spytał z łobuzerskim błyskiem w oku.

-Nic, będe stała.- powiedziałam, wzruszając ramionami.

-Nic nie będziesz robiła?- pokiwałam głową, próbując powstrzymać śmiech, dopóki Rio nie zaczął mnie łaskotac.- Nadal będziesz tylko stała?

Wiłam się i śmiałam.

-Już, zostaw mnie! Rio!- zaczęłam piszczeć jak oszalała.

-Jak mnie przeprosisz.- powiedział zadowolony z siebie.

-Prze.... Prze... Przepraszam.- wydukałam pomiędzy chichotem.

-Co? Nie słysze!

-Przepraszam!

-Od razu lepiej.- powiedział to i mnie pocałował. Uśmiechnęłam się i zaczęłam oddawać pocałunki. Wplotłam palce w jego włosy, co cholernie mi się zaczęło podobać. Jego włosy są takie mięciutke! Teraz sobie wyobraziłam, że nasze dziecko ma takie włosy i uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

Takich chwil mogłoby być mnóstwo.
Gdybyśmy byli normalni.
Ale właśnie napadamy na mennice.
Wiec chyba nie jesteśmy normalni.

******
Hejka!!!!

Mam do was kilka spraw!

Po 1: JUZ JUTRO MARATON ALE JA SIE CIESZE!

Po 2: chce was zaprosić na moją new książke "Uśmiechnij się!/ Jughead Jones"

Po 3: Dziękuje wam, że jesteście!

Buziaki, Tori Marquez.

Relegated/✔ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz