ROZDZIAŁ 10: Coś za coś, jeśli chcesz wygrać.

169 10 6
                                    

Razem z panem Marcinem wyszliśmy z gabinetu na główny hol. Musiałam skupić się na rehabilitacji, jaką zacznę wykonywać z panią Martą, aby sprawnie powróciła do swojego dawnego życia. W holu zobaczyłam Daniela i uśmiechnęłam się do niego delikatnie. Pan Marcin zostawił nas, idąc w stronę kuchni.

— Marcin ci się narzuca?

Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co mu chodziło.

— Wpadłaś mu w oko.

— Nie ma dla nas jakiejkolwiek nadziei — westchnęłam, spuszczając głowę na moment. — Też go kocham, ale to nierealne.

Daniel podrapał się po skroni, gdy zerknęłam na niego. Wygadałam się, ale to nie było teraz istotne. Wydawało mi się, że zasmucił się, ale może tylko mi się wydawało. Uśmiechnął się do mnie, cofając.

— Już muszę wracać do domu. Do zobaczenia.

Pomachałam mu i westchnęłam po raz kolejny. Odwróciłam się i pisnęłam zaskoczona, gdy ujrzałam przed sobą wspólnika doktora Ignacego.

— Doskonale, że cię widzę — uśmiechnął się pewnie, oblizując swoje wargi. Skrzywiłam się na ten widok.

— Po co tu jesteś?

— Nie chcesz, żeby wszyscy się dowiedzieli, co?

— Pomagasz mu — syknęłam. — Jesteś tak samo wredny jak on.

— Nie obrażaj mnie — podniósł na mnie rękę, przysuwając się bliżej. — Doktor właśnie umiera w szpitalu.

— Umiera?

— To twoja sprawka. Doktor prosił mnie o jedną przysługę. — Chwycił pasmo włosa przy mojej twarzy i oplótł go sobie wokół palca. — Mam ciebie pogrążyć.

— Obaj jesteście podli!

Jęknęłam z bólu, kiedy chwycił mnie mocno za ramię. Próbowałam się wyszarpać z jego uścisku, ale to powodowało jeszcze większy ból.

— Coś za coś, jeśli chcesz wygrać — szepnął, oblizując wargi. — Chodzi o ciebie.

— Nie dotykaj mnie — krzyknęłam, szarpiąc się z nim i odpychając, gdy poczułam jego obrzydliwy oddech na swojej skórze. — Puszczaj.

Nagle usłyszałam krzyk z góry. Artur puścił mnie i spojrzałam na niego przez moment, za chwilę biegnąc po schodach. Pani Sabina stała na środku korytarza i krzyczała głośno, patrząc tylko w jedne drzwi. Do pokoju pani Marty.

— Dlaczego krzyczałaś, babciu? — Pojawił się przy moim boku Marcin, obejmując staruszkę. 

— Widziałam chodzącą Martę — jęknęła, a po jej policzkach ciekły łzy. Zmarszczyłam brwi, chwytając ją pewnie za dłoń.

— To niemożliwe.

— Była tu i uciekła. — Wskazała miejsce za sobą przy schodach. Marcin otworzył drzwi po naszej lewej i znaleźliśmy jego żonę siedzącą na wózku przy łóżku.

— Co się stało? Co to za krzyki? — zapytała zaniepokojona, patrząc na męża.

— Nie udawaj — mruknęła pani Sabina, a ja uspokajająco pogładziłam ją po ramieniu.

— Babcia widziała cię na korytarzu. Na własnych nogach.

— Ma przywidzenia.

— Jak znalazłaś się na wózku? — Pan Marcin położył dłonie na biodrach, spoglądając na kobietę. Nadal jej skóra była blada i zaczęłam się zastanawiać, czy była taka z natury.

Osaczona | Osaczona #1 | ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz