9.

2.7K 133 30
                                        

- Granger... Dlaczego właściwie nie jesteś teraz w pracy? - Zaciekawiony głos Malfoya dobiegł do jej uszu, gdy pochylała się nad gablotką ze sprzętem do Quidditcha w poszukiwaniu prezentu urodzinowego dla Harry'ego.

- Pytanie dlaczego ty w niej nie jesteś tylko uprzyjemniasz mi czas swoją osobą? - Odparła z przekorą.

Uśmiechnął się kpiąco i zlustrował wzrokiem jej sylwetkę.

Wyglądała niepokojąco dobrze w zwykłych prostych jeansach i błękitnej koszulce, którą wkasała za pasek spodni.

- Mój zawód jest... Mało zobowiązujący. Piszę wtedy, kiedy przyjdzie mi na to ochota. - Powiedział i skupił swoje spojrzenie na zestawie do konserwacji mioteł.

- A ja mam przymusowy urlop. - Wyznała obojętnym tonem. - Mój szef uznał, że potrzebuję przerwy...

Uniósł brwi w zdziwieniu.

- Dlaczego? - Zagadnął beztrosko skupiając się na lśniących przedmiotach, które kusiły zza szklanej gabloty.

- Bo...- Odparła zagryzając wargę. - Bo chyba wszystko ostatnio nie jest takie jakie powinno. - Powiedziała enigmatycznie i założyła jasne włosy za ucho.

Nie spodziewała się tego. Bo gdy poprzedniego dnia wysyłała do niego sowę z pytaniem, czy pomoże jej wybrać prezent dla Pottera, nie sądziła, że w ogóle jej odpisze. Nie mówiąc o kolejnym spotkaniu. I w sumie nie wiedziała też dlaczego w ogóle do niego napisała.

A on znów tu był. Czarował swoim nonszalanckim uśmiechem, beztroskim wzruszeniem ramion i spojrzeniem szarych oczu.

Chyba zaczynała lubić jego towarzystwo. Co niesamowicie ją przerażało. Bo to był przecież Malfoy. Pieprzony Draco Malfoy.

- Myślę, że to będzie okej... - Powiedział nagle i wskazał na stylowy futerał na miotłę. - Ja bym się z tego ucieszył na jego miejscu.

Kiwnęła głową nieprzytomnie, bo to naprawdę nie miało żadnego znaczenia. Harry ucieszyłby się nawet z pary kolorowych skarpetek. Taki miał charakter. Doceniał miłe gesty.

Gdy wyszli ze sklepu, spojrzała na niego niepewnie, bo nie wyglądał jakby spieszył się do odejścia.

- A może... - Powiedzieli równocześnie i parsknęli śmiechem wpatrując się w siebie z rozbawieniem.

Draco gestem pozwolił jej mówić.

- Jesteś głodny? - Zapytała uśmiechając się lekko. - Znam świetną knajpkę...

Oczywiście, że był głodny. Co z tego, że przed wyjściem zjadł solidne śniadanie?

Zaprowadziła go do klimatycznego lokalu, w którym ustawionych było kilka małych stolików i drewnianych krzeseł. Na ścianach z kolei wisiało mnóstwo plakatów, a z zaczarowanego gramofonu wydobywała się miła dla ucha muzyka.

- Mają tu najlepszy makaron na Pokątnej. - Powiedziała konspiracyjnie, a on wykrzywił wargi w uśmiechu, bo bardzo mu odpowiadała ta rozluźniona wersja byłej Gryfonki.

- To się okaże... - Rzucił i odsunął dla niej krzesło, bo przecież był pieprzonym arystokratą. Maniery nie były mu obce.

Gdy pojawiły się przed nimi talerze wypełnione aromatycznymi potrawami, Hermiona westchnęła z rozkoszą. Uwielbiała dobre jedzenie. Na całe szczęście dostała po mamie dość filigranową sylwetkę i mimo sporej niechęci do aktywności fizycznej, jej figurze nie można było raczej niczego zarzucić. Dar od losu, no nie?

- No więc wysłali cię na urlop. - Powiedział nagle w przerwie między jedzeniem, które pochłaniał niespiesznie, niemal się nim delektując.

Miła odmiana po Ronie, który zawsze spożywał posiłek jakby ktoś go gonił. Co było mało estetyczne i czasem po prostu obrzydliwe.

- Tak. - Mruknęła popijając wyborne czerwone wino, które świetnie współgrało z jej makaronem. - Chyba się wypaliłam. - Wyznała z lekkim zażenowaniem.

Bo zajmowała naprawdę świetne, dobrze płatne stanowisko. Wielu ludzi mogło jej tego zazdrościć.

- Jestem zdziwiony, że nie poszłaś do Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami. Cały Hogwart łaziłaś z tymi śmiesznymi plakietkami i nawoływałaś do miłości do skrzatów domowych. Myślałem, że to pociągniesz. - Powiedział wywołując w niej osłupienie.

- Pamiętasz to? - Zapytała z niedowierzaniem, a on zaśmiał się krótko wciągając na swoją twarz złośliwy uśmieszek.

- Mieliśmy z ciebie niezły ubaw w Slytherinie.

Pokręciła głową uśmiechając się lekko.

- Jednak jesteś małym dupkiem, Malfoy.

- Do usług. - Skłonił głowę z nonszalancją. - To co poszło nie tak?

Zamyśliła się na chwilę przygryzając wargę. No właśnie, co poszło nie tak?

Miała na siebie określony plan - znaleźć dobrą pracę, ustatkować się i założyć rodzinę. Myślała, że z Ronem. On jednak nie myślał poważnie o przyszłości. Był młody, chciał cieszyć się życiem póki się da. Tak mówił.

- Kiepskie życiowe priorytety? - Rzuciła wzruszając ramionami. - Ty jesteś zadowolony ze swojego życia?

Zacisnął wargi, a uśmiech spełzł z jego oblicza.

- Moje życie od dawna jest ustawione. - Odparł i zaczął grzebać w talerzu z ponurą miną.

- Malfoy... - Westchnęła ciężko, jakby rozmawiała z nierozumnym dzieckiem. - Mówiłam ci już, że każdy jest panem samego siebie. Nie możemy pozwalać ludziom mówić nam, co mamy robić...

- Tak? - Wysyczał ze złośliwością. - Dlatego pozwoliłaś udowodnić Weasleyowi i całemu światu, że nie jesteś nudną dziewuchą bez cienia luzu? Bo jesteś taką panią samej siebie?

Na jej policzki wkradł się rumieniec, a oczy zabłyszczały od targającej nią złości.

- Nie powinieneś czytać cudzych pamiętników. To poniżej...

- Daruj sobie kolejne obelgi, złotko.

Zacisnęła pięści, którymi miała ochotę walnąć o lśniący blat stolika.

- Nie boli cię bycie takim złamasem? - Warknęła z wściekłością.

- Nie, przyzwyczaiłem się.

Sapnęła z irytacją. Czemu musiał się nad nią wyzłośliwiać? Och, no tak. Bo był Malfoyem. A to tłumaczyło wszystko.

- Ja po prostu szukam alternatywy dla siebie. Ty najwyraźniej dajesz sobą dyrygować. - Powiedziała i po chwili już jej nie było, bo nagle podniosła się z krzesła i zostawiła go samego, a ostatnią rzeczą, którą zauważył była jej przygaszona twarz.

Twoich Oczu Blask - DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz