Corona. Ranek. Dzień jak codzień prawda? To śmieszne.. Często jak widzimy wschodzące słońce to sugerujemy, że dzień będzie dobry i kolorowy, że możemy o wszystkim zapomnieć i cieszyć się chwilą. Jednak.. Czy taki dzień może nas zgubić?
Arię z przemyśleń wyrwało słońce oślepiające jej oczy. Chłopak obok niej spał nadal, rozwalony na łóżku jak królik. Dziewczyna westchnęła, pocałowała go w czoło po czym podeszła do okna, wpatrując się w wyspę i miasto przed sobą. Myślała..
Co gdyby wtedy nie złapała sie we wnyki? Co gdyby ludzie jej nie pomogli? Nie poznałaby nigdy Variana, Cassandry, Roszpunki czy Julka. Straciłaby tak wiele, ale jednak zyskałaby większy szacunek swoich wojowników. Do tej pory nie umie wybaczyć Klanowi Gwiazdy. Jej własna religia powodowała te wszystkie wypadki i to, że traciła życia w tak szybkim tempie. A przez co? Przez to że zakochała się w uroczym, aczkolwiek zwariowanym alchemiku. Każdy twierdził że zaniedbuje swój klan, że podupada mimo, że od wielu księżycy żaden z innych klanów nie atakował tego jej. Zostało jej ostatnie życie, te, które miała od samego początku, nie nosząc tytułu przywódczyni. Czy jeśli by go nie miała, zginęła by już dawno temu? A może jednak dożyłaby jednak starości? No cóż, życie w klanie ma swoje zalety i wady. Usłyszała za sobą szamotanie. Varian się przebudził. Dziewczyna uśmiechnęła się, odrzucając źle przemyślenia gdzieś na tył głowy.- No witam, jak się spało?
- O to raczej powinienem zapytać ciebie, zachowujesz się jakby wczoraj nic sie nie wydarzyło - zaśmiał się.
- Staram się myśleć pozytywnie, to wszystko - dziewczyna usiadła obok niego, opierając się o ramię chłopaka.
- Mówisz niczym Roszpunka - pocałował ją w skroń. Arię przebiegł dziwny, lekki dreszcz, jednak nie dała po sobie niczego poznać.
- Wiesz.. Tak się zastanawiam.. Miałeś kiedyś takie wrażenie że dany dzień jest tym ostatnim?
Alchemik spojrzał na nią- Emmm.. Nie rozumiem...
- No że ten dzień jest twoim ostatnim dniem na świecie. Ostatni raz stąpasz po trawie, widujesz się z bliskimi.. Miałeś takie przeczucie?
- Hm.. - wydął wargi- Nie, wydaje mi się że nie. Czemu pytasz?
- Ee.. Heh.. Tak o. Nie ważne, coś mnie wzięło na rozkminy- zachichotała nerwowo.
Chłopak obleciał ją wzorkiem, po czym uśmiechnął się tylko i znów ją objął - Na prawdę się cieszę że cie przy sobie mam, kocham cie Ari.
- Ja ciebie również, kochany głupku - pocałowała go w policzek, po czym znów zastygła wpatrzona w blask słońca.
- Schowaj pazury durna kocico! - warknął Malinowy Wąs, zgarniając z siebie szarą kotkę. Szopia Łapa była najświeższą uczennicą w Klanie Wodospadu. Jej mentorem został równie młody wojownik, Malinowy Wąs. Niezbyt współpracowali ze sobą, ale być może w przyszłości miało się to zmienić.
- Nie rozkazuj mi! -odwarknęła uczennica- Tak nauczę się więcej!
- Musisz słuchać swojego mentora, Szopia Łapo - odpowiedziała ze spokojem przywódczyni siedzącą na skalę niedaleko nich.
- Za to ty nie jesteś moją mentorką!
- Uspokój się! - Pacnął ją w ucho jasnorudy kocur - jest twoją przywódczynią i bardzo dobrze mówi! - machnął ogonem - powinnaś walczyć ze schowanymi pazurami, to tylko ćwiczenia.
Szopia Łapa spojrzała po przywódczyni, po czym po mentorze, finalnie chowając czarne pazurki, klnąc pod nosem.
- Ślicznie, więc spróbujmy jeszcze raz - Powiedział Malinowy Wąs do uczennicy.