7: obietnica

242 36 42
                                    

•

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Pora księcia południa weszła w swój najgorętszy okres. Słońce prażyło a lekki wiatr, który wiał, dawał coraz mniejsze ukojenie. Ogrodnik Mark przeżył w swoim życiu wiele już takich chwil. Niestety jakby za dotknięciem zaczarowanej różdżki zdążył on w przeciągu tego roku urosnąć najwięcej z całego swojego życia, przez co jego ubranie gdzieniegdzie było dziurawe. Było to zjawisko oczywiste, lecz w momencie, gdy na niebie praży słońce, obcisłe i grube ubranie męczyło jeszcze bardziej, a uczucie ucisku w niektórych miejscach powodowało ogromny dyskomfort. Może to wina temperatury. Może zbyt szybkiej decyzji. Nic jednak nie stanęło na przeszkodzie, kiedy Mark wypuścił powietrze z ust i pełen frustracji  skierował się ku swojemu kantorkowi, aby dokonać coś, na co nigdy się nie zdecydował.

W tym samym czasie książę pełen rozmarzenia kończył właśnie czytać świeżo przysłaną książkę z królestwa zachodu. Znajdował się właśnie w punkcie kulminacyjnym. Jego spojrzenie sunęło po tekście z coraz to większą prędkością, aż wreszcie zatrzymało się. Szok i niedowierzanie świetnie opisywały aktualny stan chłopca.

- Zapraszam na kontynuację, na porę księcia pół... Toż to jakieś bujdy! - Donghyuck pełen zrezygnowania odłożył z impetem książkę na bok wielkiego stołu, aby następnie wstać i rozpiąć szeroko ręce, ukazując swe niezadowolenie.

- Jakim prawem, można kończyć takie dzieło w takim momencie! Toż to zbrodnia! - słowa wychodziły z ust chłopaka niczym z karabinu. Nawet pokojówka idąca korytarzem, aż przystanęła z szoku, słysząc dochodzące poruszenie z pokoju panicza, lecz nie miała ona prawa zaglądnąć do niego, to też zignorowała już po chwili owe dźwięki. Donghyuck za to bawił się wybornie. Pełen wyższości stanął przed lustrem i wyobrażając sobie, jakoby rozmawiał on z głównym bohaterem, gadał on sam do siebie.

- Myślisz, że odpuszczę ci winy, jakie wymierzyłeś w stronę panicza Rudolfa?! Jak śmiałeś popełnić to, czego nawet mój umysł nie potrafi przetworzyć! Mam nadzieję, że zostaniesz wychłostany w następnej części, bo nie zdzierżyłbym, gdyby wszystko uszłoby ci płazem! - z przepływu emocji rzucił on swoją rękawiczką o lustro, aby następnie szybko podnieść ją i sprawdzić, czy nie pobrudził przypadkiem szkła. Gdy już upewnił się, że ze zwierciadłem wszystko jest w porządku, wstał, a następnie myśląc już o tylko jednej osobie, skierował się na jakże uwielbiany przez niego ostatnimi czasy balkon.

- Ach Mark! Przyjacielu mój drogi! Rzecz stała się straszna! - Donghyuck pełen goryczy oparł się o poręcz balkonu w sposób naganny. W tym momencie nie przeszkadzało to jednak księciowi, gdyż jego myśli były przepełnione niespełnieniem związanym z brakiem kontynuacji utworu. Już po chwili w obrębie wzroku Donghyucka pojawił się ogrodnik, a po chwili jego głos wypełnił ogród.

- Dzień dobry ksią- Donghyuck! Co sprawiło, że jesteś dzisiaj tak zrezygnowany? Możesz mi się wyżalić ze wszystkiego, co leży ci na duszy! - wszystko to zwieńczył zjawiskowym uśmiechem, który najprawdopodobniej spowodowałby szybsze bicie serca księcia, gdyby nie jego myśli zawieszone gdzieś w świecie poezji.

- Gdybyś wiedział, jak bardzo zżyłem się z tą książką! Była tak cudowna niczym dopiero co zakupiony materiał z nici zachodnich. Toż to zbrodnia kończyć ją w takim momencie. Kłuje mnie ona tak mocno w serce, że nie mogę aż pozbierać się po tym wszystkim - na dodanie tragizmu wytarł on niewidzialne łzy swoją haftowaną chusteczkę z drobinkami złota. Na to wszystko Mark zasmucił się nieco, chcąc wczuć się w sytuację chłopaka.

- Mój drogi Hyuckie. Nie jest to pierwsza ani ostatnia sytuacja, jak wiemy. Otrzyj proszę łzy i spróbuj przelać swe myśli na coś innego. Inna powieść bądź projekt krawiecki na pewno ci w tym pomoże!

Hyuck nie potrafił się nie uśmiechnąć na słowa Marka. Z jednej strony czuł on gorzki żal, który jak na swoje mniemanie miało bardzo ważną przyczynę, ale wystarczyła drobna wymiana słów z jego przyjacielem i reszta emocji stawała całkowicie z boku. Oczy Marka migotały takim optymizmem, że królewicz nie potrafił nie podzielać jego humoru już po minucie przebywania w jego towarzystwie. Gdy już Donghyuck miał ochotę serdecznie podziękować Markowi za tak drobną a tak skuteczną radę, jego spojrzenie zeszło na dzisiejszy ubiór ogrodnika. Po chwili jego oczy zrobiły się duże jak dwa kłębki nitek, a jego buzia wyraziła zdumienie.

- Ależ drogi Marku! Cóż się stało z twoimi spodniami? Czemu są one przecięte tuż nad kolanem? Z tego co kojarzę, były tak długie, że aż mogłeś je włożyć do kaloszy! Co się z nimi stało? Czy ktoś cię zaatakował? - książę nie dowierzał w to, co widział. Urocze ogrodniczki Marka w tym momencie były tak zniszczone, że Donghyucka aż serduszko zabolało. Nitki wystawały zewsząd, a krzywość ścięcia kuła w oczy. Chłopak natomiast po chwili zaśmiał się, a następnie podrapał po karku.

- Ach to... Cóż Donghyuckie. Pogoda ostatnimi dniami dała mi się bardzo we znaki i zdecydowałem się, że zetnę swe spodnie, aby nie usmażyć się na tym słońcu. Jak żyje, jest to najgorętsza pora od kiedy pamiętam. Mimo wszystko wiem, że jest to lekkomyślna decyzja, gdyż już za kilkadziesiąt dni będę jej żałować, ale przynajmniej teraz będę mógł sobie ulżyć - mruknął, a wtedy dopiero Donghyuck zauważył strużki potu, jakie spływały po twarzy Marka. Tak mocno ukrywane za uśmiechem zmęczenie, po chwili także uderzyło w księcia. Chłopak jak za strzałem pioruna, nagle poczuł duże wyrzuty sumienia ze względu na swoje żale. Po raz pierwszy w życiu zdał sobie sprawę, że jego zmartwienia tak naprawdę nic nie znaczą. Są jak błahostki, które jak przyszły, tak odejdą. Jego radość z twarzy powoli zaczęła uciekać, aby zrobić miejsce dla współczucia. Mark widząc to jednak, szybko zaczął machać ręką i odezwał się.

- Hyuckie! Nie smuć się! Przecież to drobnostka, a poza tym żyje już tyle wiosen w taki sposób, więc to nie problem dla mnie. Naprawdę - po tym Hyuck czując starania ogrodnika, uśmiechnął się słabo, nie chcąc smucić go. Po tym Mark ukłonił się krótko, a następnie w swoich krótszych spodniach udał się z powrotem do pracy. Donghyuck za to stał i patrzył za nim. Po chwili spojrzał w kierunku słońca, a czując już po kilku sekundach bijący gorąc, obiecał sobie, że już nigdy nie będzie zawracał Markowi głowy swoimi przeżyciami związanymi z nieznaczącymi powieściami. W formie zaś odpokutowania zdecydował się włożyć najgrubszy płaszcz, jaki posiadał i przesiedzieć przynajmniej kilka minut w nim na balkonie w pełnym słońcu, aby chociaż przez chwilę móc poczuć jak Mark czuje się każdego dnia podczas pracy.

• • • • • • • • • •

Witam! Piszę rozdział po dosyć długim czasie. Jest to dla mnie dosyć dziwne ALE cieszę się, że udało mi się wrócić. Wczoraj miałam załamkę związaną z j.polskim. Ciężko jest. Poza tym będę zdawać w 2021 roku maturę, więc coraz mniej czasu. EHHH, mam nadzieję, że wy się tak nie męczycie. 

07-05-2020
wasza autorka

Oh mordo, nie martw się. Ja też mam załamkę przez polski, a maturka ::::D
btw wcale nie wstawiłam tego rozdziału, bo kocham was (◡ ω ◡)

05-10-2020
wasza autorka

cursed one among flowers • markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz