•
Donghyuck obudziwszy się, czuł, że ten dzień będzie zły. Potrawa przyniesiona jak co poranek ledwo co przechodziła mu przez usta, a głowa świeciła pustka. Czuł przygnębiającą toń życia. Widząc nawet po raz kolejny czystą kartkę, miał ochotę się rozpłakać. Wtedy jednak przypominając sobie zmęczenie ogrodnika sprzed wczorajszego dnia, powstrzymał się. Musiał przynajmniej spróbować być silnym dla swojego przyjaciela. Nigdy owego nie miał, ale czuł, że właśnie na tym polegała przyjaźń. Uśmiechnął się więc i mocząc nieco i tak kartkę, zaczął rysować asymetryczne kształty tak, aby cokolwiek znalazło się na pracy. Ktoś widząc go w tym momencie, powiedziałaby zapewne.
- Psychopata! Uśmiecha się, a z jego oczu leci strumień łez!
Cóż się jednak można by było dziwić tej osobie, skoro nie znałaby ona kontekstu zdarzenia? W ten też sposób po nieco godzinie około południa, Hyuck stworzył coś na wymiar projektu wstępnego, który przedstawiał spodnie z dziwnymi wycięciami na nogawkach oraz ekstrawaganckimi zdobieniami na krawędziach.
- Babcia pewnie by zaprowadziła mnie do księdza Józefa, gdyby zobaczyła ten projekt - powiedział sam do siebie, będąc również zszokowanym swoim pomysłem. Był on dosyć nietypowy, a jedynym miejscem, do którego mógłby się wybrać w odzieniu, był chyba tylko jego własny pokój. Donghyuck nie zauważył z tego wszystkiego, że z jego oczu przestały lać się łzy, a jego uśmiech stał się szczerym. Pełen nowej ekscytacji i zapału wstał, i wraz z kartką powędrował w stronę balkonu. W jego głowie cały czas bębniła chęć usłyszenia opinii ogrodnika. Miał nadzieję, że jego rysunek spodoba się mu. Gdy już wyszedł, z zamkniętymi oczami zaczął mówić.
- Mark nie uwierzysz jak bardzo źle rozpocząłem swój dzisiaj dzień, ale wszystko zmieniło się gdy...
Zamilkł. Podczas mówienia Donghyuck zaczął powoli otwierać oczy, a widząc Marka, zaniemówił. Ogrodnik przez całe swe życie miał przykryte wszystkie partie swojego ciała oprócz twarzy i karku. Były więc one przyzwyczajone do ostrych promieni słonecznych. Niestety cała reszta już nie. Stąd gdy wczorajszego dnia Mark ściął nogawki i ukazał skórę na działanie słońca, sytuacja wygląda dosyć niekorzystnie. Łydki chłopaka razem z miejscem zgięcia pod kolanem pod wpływem temperatury zaczęły robić się w ciągu dnia czerwone, a następnie powstały na niej bolesne bąble. Mark odkrył co się stało dopiero w nocy, przez co spędził ją dosyć źle. Nie mógł zmrużyć oka, a gdy już udało się mu to, usłyszał pianie koguta. W jego życiu nie było czegoś takiego jak przerwa, stąd wiedział doskonale, że musi po prostu przeżyć tę chwilę udręki i nie czynić w przyszłości podobnych głupot.
- Na mojego wielkiego przodka, co ci się stało Mark? - spytał zaskoczony książę. Wtedy też ogrodnik odwrócił się twarzą do panicza i nie chcąc go martwić, uśmiechnął się gorzko.
- Witaj Hyuckie. Wiesz nic wielkiego. Oparzyłem sobie lekko nogi, ale przejdzie po czasie - na potwierdzenie swoich słów, chciał się jeszcze szerzej uśmiechnąć, lecz wtedy przez przypadek zahaczył jedną ze stóp o niedociętą gałązkę bluszczu i jeden kolec wbił się w bąbel. Wtedy też Mark mimowolnie skrzywił się, chcąc powiedzieć coś niemiłego na temat rośliny, ale przez obecność księcia powstrzymał się.
CZYTASZ
cursed one among flowers • markhyuck
FanfictionGdzie na świecie nie grasują smoki, lecz prawo nakazujące zakaz zbliżania się dwóch klas społecznych - uszlachetnionej i tej gorszej. Czyli o tym jak czarnowłosy Mark był ogrodnikiem złotowłosego Donghyucka. • • • • • • • • • • angst • • • • • • • •...