28: miłość

172 29 124
                                    

•

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ptaki pięknie śpiewały. Delikatne ćwierkanie było słyszalne nawet przez ledwo uchylone drzwi. Mark otworzył swe oczy, a widząc, iż świat powoli oblewa światłość, wstał z łóżka. Na widok Donghyucka uśmiechnął się szczerze. Założył jeszcze na ostatek rękawiczkę, a następnie najdelikatniej jak umiał, pogłaskał królewicza. Jego serce kierowało go, aby zrobił jeszcze krok dalej, lecz rozum podpowiadał co innego. Posiadając więc już na stopach sandały, zsunął się po szalu.

W tym czasie natomiast Hyuck powoli budził się. Przeciągnął się, a na jego buzi widniał uśmiech. Wierzył, że wrażenia poprzedniego wieczoru i tańca, będą odbijały się od niego jeszcze długo. Wszystko bowiem wydawało mu się wtedy jakby zaczarowane. Wstał z łóżka w celu udania się do łazienki, lecz nagle w jego pokoju, pojawił się Mark. Oddychał prędko, a z jego ust wydobywał się cięższy oddech. Taki jaki mógłby być spowodowany pośpiechem.

- Mark? - spytał niepewnie. Wtedy przyjaciel ściągnął swe rękawiczki. Podał je królewiczowi, a gdy ten założył je, odezwał się.

- Donghyuck, ja... Nie wiem jak to ująć, lecz proszę wysłuchaj mnie - powiedział, patrząc Hyuckowi prosto w oczy. Książę nie zamierzając nigdzie odejść, posłusznie czekał na dalszą część wypowiedzi.

- Donghyuck. Gdy pierwszy raz spotkałem cię, nie sądziłem, że zostaniemy przyjaciółmi. Nawet nie sądziłem, że porozmawiamy więcej niż kilka sekund. Nie sądziłem, że kiedykolwiek z kimś więcej zamienię parę zdań, a ty... A ty ofiarowałeś mi o wiele więcej. Poświęciłeś mi czas, troskę, słowa, pamięć i wiele rzeczy, których nie umiem nazwać. Jesteś najbardziej empatyczną, najcieplejszą, najmilszą, najtroskliwszą i najukochańszą osobą, jaką znam. Twoja uroda mnie zachwyca. Jesteś jak jedyny kwiat na łące, którego matka natura obdarzyła wdziękiem tysiąca roślin. Jesteś jak słońce na niebie, które wstaje i świeci promiennie, nie szczędząc przy tym sił. Ale nie tylko. Jak nie umiem tego nazwać, tak twoja wiedza czy dusza, jest dla mnie ostoją. Gdybym mógł nazwać cię człowiekiem inteligentnym, to byłoby to umniejszenie, bo mimo że nie wiesz wielu rzeczy na temat królestwa, to już na temat ludzi tak. Gdy myślę, nad każdą chwilą, jaką spędziłem z tobą, to serce mnie rozpiera, że cię mam, bo... Jestem tylko zwykłym ogrodnikiem z czarnymi włosami, który nie znaczy nic dla świata. Najlepiej byłoby, gdybym zniknął z niego, nie robiąc nikomu problemu. Jednak... Pozwól mi proszę, mieć zaszczyt pomagania ci, służenia ci, doradzania i życia niedaleko ciebie. Nie jestem w stanie nawet po części zapewnić ci godnego życia, czy chociażby chwil, gdyż mój żywot jest dosyć marnie napisany... Ale jeśli tylko będę mógł, to zrobię wszystko, abyś mógł poczuć się najszczęśliwszym człowiekiem i proszę o to samo. Jesteś moim księciem Hyuckie, tym jedynym, najważniejszym i... kocham cię - a na koniec kleknął i wystawił przed siebie Śnieżka, który wraz ze swoimi najmniejszymi korzeniami znajdował się w doniczce. Ona zaś ubrana była w lekko dziurawy sweterek, który swą niebieską barwą i naszytym napisem „dla Donghyucka" zdobił całość jeszcze bardziej.

Książę zaś już w połowie monologu zaczął drżeć nad słowami ukochanego, bo tak właśnie chciał go nazywać. Jego jedynym, najważniejszym, najcenniejszym, nieważne jak świat go postrzegał. Drżącymi więc dłońmi złapał doniczkę. Gdy Mark wstał z wielkimi wypiekami na twarzy, Donghyuck spojrzał na niego swoimi oczami, które przepełnione były wzruszeniem.

- Ja... Ja nie mam słów na to Mark. Ale jesteś moją miłością, tą jedyną, tą, o której tak uwielbiam słuchać i... naprawdę nie wiem jak wyrazić to, co gra w mojej duszy - powiedział książę i tuląc kwiatuszek, zastanawiał się jakim cudem, ma takie szczęście, mieć takiego człowieka przy boku.

- Co tu się odczynia? - odezwał się głos, a para zakochanych z przerażeniem spojrzała w kierunku drzwi, gdzie stał pan Doyoung. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, połączone ze złością i jakimś wstrętem.

- Pan Doyo...

- Milcz Donghyuck. Ogrodniku, jakim prawem masz czelność stać tu i rozmawiać z księciem?! - wrzasnął zdenerwowany i zbliżył się do czarnowłosego. Ten przerażony zaczął się cofać, próbując w jakiś sposób obronić się słowami, lecz żadne nie wyszło z jego gardła.

- Doyoung przestań! - powiedział łamiącym się głosem Hyuck.

- Mówiłem ci, zamilcz! - krzyknął, a głos jego odbił się echem od ścian. Wtedy jednak jego wzrok padł na doniczkę z kwiatkiem, a dokładniej napis na niej. 

- Co to ma być? Jakieś prezenty?! Poza tym ten kwiat z tego, co wiem, jest własnością dworu więc jakim prawem miałeś czelność go wykopać bez mojej wiedzy?! - powiedział, a następnie patrząc ostrym spojrzeniem na ogrodnika, zbliżył się do Donghyucka.

- Daj to - powiedział chłodnym tonem. Książę zaś z przerażeniem patrzył na niego.

- Nie - odpowiedział, przytulając sztywno kwiat. Doyoung widząc to, podszedł do niego i siłą wyrwał mu doniczkę. Na nic zdały się krzyki i wrzaski królewicza. Mark chciał coś zrobić, lecz czuł, że jeśli tylko odezwie się, to jego Donghyuckowi także się coś stanie. Kiedy już pan domu zdobył prezent, zeskanował go wzrokiem i prychnął głośno.

- Obrzydlistwo.

Nim książę zdążył jakkolwiek zareagować, Doyoung rzucił kwiat w kierunku balkonu. Rzut okazał się dosyć mocny, gdyż wyfrunął on aż zaa barierki balkonu. Wtedy jednak Mark odzyskał czucie w nogach i rzucił się po Śnieżka. Zrobił rozbieg i udało mu się. Kiedy jednak jego palce pochwyciły go, dźwięk skruszenia obił się o ich uszy. Bo budynki nie zapominają, a ogrodnik wspinając się za każdym razem, osłabiał coraz to bardziej budowlę. Kamienna barierka okalająca balkon zrobiła charakterystyczny trzask, a po chwili Mark oparty z całych sił o nią, runął w dół. W ostatnich sekundach udało mu się spojrzeć jedynie w kierunku pokoju i odnaleźć oczy Donghyucka i spróbować przekazać mu wszystkie emocje, jakich nie udało mu się jeszcze pokazać.

Książę widząc tę scenę, czuł, jakby śnił. Jego krzyk wypełnił cały dwór, a słowa Doyounga zatrzymującego go słyszał jakby przez mgłę. Gdy wyrwał się z jego objęć, rzucił się ku schodom, którymi jedyny raz w życiu przechodził, gdy przeprowadzał się tu. Nie pamiętał, nawet kiedy znalazł się w ogrodzie. Wszystko jednak dla niego stanęło, gdy ujrzał jego Marka w objęciach bluszczu. Rzucił się z płaczem i najdelikatniej jak potrafił, próbował go wyciągnąć. Nie wiedział, nawet kiedy trzymał już w swych ramionach chłopaka. Wszystko to było jednak niczym, gdy ujrzał te zamknięte oczy, zalane jego własnymi łzami.

Bo jego Mark umarł. 

Jego miłość umarła.

• • • • • • • • • •

chyba właśnie wskazałam wam dlaczego to jest angst 

24-06-2020
wasza autorka

y'all za te trzy ostatnie rozdziały chyba zrobicie mi krucjatę pod dom, ale mam nadzieję, że przynajmniej ładnie to wszystko opisałam

08-02-2021
wasza autorka

cursed one among flowers • markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz