•
Po dosyć emocjonalnym wieczorze pełnym wzniosłych wypowiedzi niosących nadzieję, chłopcy kolejne dni spędzali podobnie. Opowiadali sobie opowieści, śmiali się, nie kiedy dopytywali o niektóre sprawy. Minęły im tak trzy noce, a czwartej gdy Mark wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi, głos Donghyucka rozniósł się po pomieszczeniu.
- Przyszły! - powiedział podekscytowany. Ogrodnik słysząc to, uśmiechnął się szeroko, nie mogąc ukryć swojej ciekawości. Wszystko stało się bowiem za sprawą jednej notatki, jaką podzielił się z księciem, tamtej nocy.
- Rękawiczki? - spytał niedowierzająco.
- Tak! Dziadek napisał w notatce, że istnieją rękawiczki pozwalające dotknąć drugą osobę. Zamieścił jednak, że istnieje tylko jedna taka para i należy ona do rodziny królewskiej z królestwa południa - oznajmił. - Zapisał, że na ich końcach są literki z inicjałami książąt z poprzednich pokoleń.
- Ależ to fantastycznie! - odezwał się Donghyuck.
- Jak to? - spytał ogrodnik, nie rozumiejąc.
- Chyba wiem, o jakie rękawiczki chodzi! Należały do mojego wujka, a później do mojej babci. Ona zaś przekazała je mnie i nosiłem je czasem podczas przyjęć! - powiedział królewicz. Mark zaś słysząc to, nie dowierzał.
- Naprawdę? - spytał.
- Tak! Niestety nie są tutaj, tylko w mojej dawnej posiadłości, ale jeśli tylko poproszę, powinni mi je przysłać - uradowany Donghyuck, mimo że nie widział Marka, to czuł, że jest on podobnie podekscytowany co on.
Stąd też gdy noc minęła, a ogrodnik wrócił do pracy, książę wezwawszy pana domu, kazał mu przekazać prośbę o dostarczenie owego przedmiotu. Doyoung jak go poproszono, tak posłał wieść i tak ostatecznie pewnego poranka, zapukał do drzwi królewicza wraz z rękawiczkami. Podekscytowanie chłopca było dla niego niezrozumiałe, lecz nie chciał wnikać w nie. Było to o tyle lepszym ruchem dla Donghyucka, który nie musiał się obawiać w ten sposób wyjaśnień wobec pana domu.
Gdy więc nadeszło już spotkanie, oboje nie mogli doczekać się wypróbowania ich. Z drugiej strony jak z księcia nieprzerwanie biła ekscytacja, tak z Marka z każdą sekundą wychodziły coraz to kolejne wątpliwości.
- A co jeśli nie zadziała? - zapytał w pewnym momencie. Królewicz wtedy zmarszczył brwi.
- Czemu by nie miało? - spytał.
- Nie wiem. Nie chce, żeby coś poszło nie tak. Może... może nie próbujmy? Wiesz, jakoś damy radę, w końcu tylko rozmawiamy albo...
- Mark, spójrz na mnie - powiedział książę. Zgodnie z prośbą ogrodnik spojrzał na złotowłosego.
- Wszystko będzie dobrze, wierzę w to, a jeśli nie... To będę pracował razem z tobą w ogrodzie - powiedział Donghyuck. Chłopak zaś nie był do końca przekonany. Jego wzrok stał się przybity, a głowę skierował ku swoim sandałom. Złotowłosy za to wykorzystując to, ubrał owe rękawiczki i nim Mark zorientował się, złapał go za dłoń przy świetle świecy. Ogrodnik początkowo nie zareagował, lecz gdy zdał sobie sprawę, co się stało, spojrzał z przerażeniem na księcia. Ten za to stał uśmiechnięty i czekał jakby na coś.
- I co? Zmieniły się? - spytał po raz kolejny w ich znajomości. Mark zaś czując się jakby lżej, że kolejna zasada z notatnika się sprawdziła, odpowiedział.
- Nie. Są dalej tak złote, jak ty Donghyuckie.
Chłopcy szczerzyli się bez ustanku. Fakt, że mogli się teraz złapać za dłonie, dawał im dużo. Nie było to oczywiście do końca to, czego pragnęli, lecz dla dwójki przyjaciół to wystarczało na ten moment. Po chwili ustalili także, że skoro rękawiczki są nieco duże, to Mark będzie je nosił. Gdy założył je, pomyślał, że pasowały wręcz zbyt idealnie. Jakby były stworzone tylko dla niego. W ten sposób reszta ich wieczoru minęła im dosyć przyjemnie. Nie bojąc się już o ewentualne dotknięcie dłonią, Hyuck zdecydował się nauczyć Marka sztuki szycia. Ogrodnik obserwował przyjaciela, jak z ogromną precyzją tworzy wzór na wycinku materiału. Czarnowłosy starał się czynić to samo, lecz na swojej uprzednio ściągniętej koszulce. Donghyuck widząc go bez niej, zarumienił się lekko, natomiast nikt z ich nie zwrócił na to uwagi ze względu na pracę, jaką wykonywali. W ten sposób Mark już po kilku minutach przełożył przez swoją głowę scerowaną koszulkę. Zdając sobie dodatkowo sprawę, iż zrobił to sam, czuł się jeszcze bardziej szczęśliwy.
- Nie tak źle, jak na pierwszy raz - powiedział książę z dumą. Fakt, że udało mu się podzielić pasją z Markiem, bardzo go cieszyła. Gorszą stroną medalu był jednak aspekt, iż podczas nauki Donghyuck zranił się kilkakrotnie w palce, chcąc pomóc przyjacielowi. Nie przeszkadzało mu to jednak, gdyż nakłucia były drobne, a radość czarnowłosego była bezcenna. Gdy więc oboje zaczęli robić się senni, udali się do spoczynku. Jak się jednak okazało, tylko Mark faktycznie uciekł w świat snów. Donghyuck bowiem zaczarowany wizją pomocy czarnowłosemu, gdy tylko zauważył, że ten śpi spokojnie, wstał ze swojego łoża i zabrał się do pracy. Ze względu na ciepłotę panującą w środku, ogrodnik ściągnął swe spodnie i położył je na jedno z krzeseł księcia, co dało mu możliwość zszycia ich. Pracował bez wytchnienia całą noc, a gdy tylko chciał usnąć, wystarczyło jedno spojrzenie na śpiącego i jego ciało przepełniała kolejna fala energii. Gdy skończył, wycieńczony usnął na krześle, trzymając sztywno swoją pracę. Spodnie już całe swe nogawki posiadały w kolorze żółtym, a przez całość przewijał się wyszyty na czarno cytat „Wygrajcie, lecz nie dyskusją, nie bronią, a pięknem duszy naszej!". Donghyuck zadbał także o kilka własnych akcentów dekoracyjnych takich jak kwiaty, które tak bardzo Mark kochał.
Gdy poranek zbliżał się nieubłaganie, książę swym bezwładnym ciałem zrzucił przez przypadek kłębek nici na podłogę. Mimo że nie wydał on prawie żadnego dźwięku, zbudził ogrodnika, który już po chwili przetarł swymi dłońmi oczy. Kosmyki włosów stały na jego głowie we wszystkie strony a dywan, na którym leżał, spowodował dodatkowo, że były one naelektryzowane. Gdy jego wzrok padł w kierunku Donghyucka i zauważył on spodnie w jego rękach, wydał z siebie cichy pomruk.
- Ale z ciebie uroczy człowiek Donghyuck - powiedział, po czym wstał i wyciągnąwszy delikatnie spodnie spod mocnego uchwytu przyjaciela, przymierzył je. Pasowały jak ulał, a materiał przy nogawkach był nawet mocniejszy niżeli ten poprzedni. Mark cieszył się więc jak małe dziecko i oglądał całość, a widząc małe kwiatuszki, jego serce się radowało. Wtem jednak przypomniał sobie o twórcy tego wspaniałego dzieła. Sprawdził szybko za zasłoną czy świta, a gdy okazało się, że świat już lada chwila miał zostać wypełniony blaskiem słońca, zgasił szybko świecę, którą zostawił na noc Donghyuck i wziąwszy go na ręce, zaniósł do łóżka. Starał się to robić najdelikatniej, ale jednocześnie najsprawniej jak umiał. Następnie gdy już przykrył go, a słońce wychyliło się już zza horyzontu, pozwolił sobie jeszcze na założenie rękawiczek i przeczesanie włosów księcia. Patrzył na śpiącego chłopca i nie umiał wyjść z podziwu, jak taki człowiek, może być przepełniony taką ilością empatii, współczucia i dobroci.
Wtem jednak jego myśli przerwał dźwięk kroków.
- Pan domu?! - pomyślał Mark i słysząc narastanie odgłosu, zerwał się szybko, lecz jak najciszej do drzwi balkonowych. W ostatniej chwili zamknął je, gdy usłyszał, jak do pomieszczenia wchodzi ktoś z korytarza. Krew buzowała w żyłach czarnowłosego. Błagał w duchu, aby pan Kim nie zapragnął zajrzeć na balkon. Los jednak uśmiechnął się do niego, gdyż zaledwie po upłynięciu minuty, pan domu wyszedł z pokoju. Ogrodnik odczekawszy kilka minut, wszedł do pomieszczenia, a po sprawdzeniu, czy jest już bezpiecznie, żwawo spuścił swe połączenie z ogrodem i udał się do pracy. W głowie jednak tętniła mu jedna rzecz. Fakt, że gdyby nie kłębek nici to najpewniej Mark nie obudziłby się już nigdy szczęśliwy.
• • • • • • • • • •
20-06-2020
wasza autorkatylko jedno w głowie mam
30-11-2020
wasza autorka
CZYTASZ
cursed one among flowers • markhyuck
FanficGdzie na świecie nie grasują smoki, lecz prawo nakazujące zakaz zbliżania się dwóch klas społecznych - uszlachetnionej i tej gorszej. Czyli o tym jak czarnowłosy Mark był ogrodnikiem złotowłosego Donghyucka. • • • • • • • • • • angst • • • • • • • •...