•
Mark spadając, czuł, jakby czas dla niego zwolnił. Jedyne co widział przed upadkiem to oczy Donghyucka.
- Ach te oczy, takie piękne - myślał.
Uderzenie było bolesne. Ogrodnik czuł się jakby, przebijało go kilkaset igieł naraz. Półprzytomny otworzył oczy, a widząc niebo, rozejrzał się delikatnie.
- Ach to ty mój bluszczu - powiedział, ledwo słyszalnie. Zdawał sobie sprawę z tego, że w tym wypadku mało co go mogło uratować. Musiał się liczyć z tym, iż nawet jeśli przeżyje, to rany jego będą się goić dniami. Najważniejsze jednak dla niego było teraz dobro Śnieżka i Donghyucka, stąd nie rozmyślał o tym długo.
- Ach, Śnieżek! - rozejrzał się z przerażeniem za kwiatem, lecz oto ujrzał przy swej piersi nienaruszoną roślinę z doniczką. Uśmiechnął się delikatnie. Nie tak sobie wyobrażał ten dzień. Taki był jednak jego los. Nic nie mógł na niego poradzić.
- Mój Donghyuckie! - pomyślał i zdał sobie sprawę jak mało czasu ma. Z wielkim cierpieniem sięgnął do swej kieszonki w ogrodniczkach i wyciągnął stamtąd korek wraz z igłą. Z uśmiechem spojrzał na nią.
- Proszę, uratuj mojego Donghyucka - powiedział i patrząc na nią ostatni raz, wbił ją sobie w palec. Ukłucie, mimo że bolesne nie robiło mu już różnicy. Od kiedy bowiem zdał sobie sprawę o uczuciach do chłopaka, zaczął nosić ze sobą ową igłę, którą otrzymał raz od pana Doyounga, w razie chęci uśmierzenia bólu jednemu z ptaków. Cel jej wykorzystania zmienił się jednak po czasie, a Mark coraz bardziej oswajał się z wizją śmierci. Nie chciał umierać, lecz gdy myślał o tym, iż na szali stoi życie jego ukochanego, wiedział, że nie ma odwrotu. Bowiem była jedna strona w notatniku, którą wyrwał, zanim książę zdążył ją przeczytać. Mówiła ona o tym, iż gdy osoba o czarnych włosach umrze, bądź jest bliska temu, nie zniesie już z piedestału osoby o złotych włosach.
Chłopak leżąc tak, wspominał teraz każdy moment spędzony z królewiczem, od tego pierwszego do tego ostatniego. Łzy zaczęły lecieć mu z oczu, lecz szybko zawrócił ich tor. W końcu musiał być twardy dla niego. Nie pokazywać mu, że jest źle.
Nim jednak zdążył cokolwiek więcej zrobić, przybiegł jego Donghyuckie. Ogrodnik czując jego obecność, miał wrażenie jakby był w niebie. Fakt, iż chłopak nie odrzucił go, sprawiał iż mimo rychłego końca, był szczęśliwy. Czując, jak ten nieudolnie próbuje go wyciągnąć, zatrzymywał każdy dźwięk cierpienia w sobie. Nie mógł przecież pokazać mu bólu z jakim się zmierza. Gdy nagle jakimś cudem bluszcz puścił, głowa Marka spoczęła na kolanach księcia.
- M-Mark - powiedział drżącym głosem Donghyuck. Ogrodnik zaś widząc twarz ukochanego, uśmiechnął się.
- Hyuckie... Skarbie, nawet nie wiesz, jak bardzo jestem szczęśliwy, że cię mam. Wiesz, tyle czasu już chciałem cię tak naz...
CZYTASZ
cursed one among flowers • markhyuck
FanfictionGdzie na świecie nie grasują smoki, lecz prawo nakazujące zakaz zbliżania się dwóch klas społecznych - uszlachetnionej i tej gorszej. Czyli o tym jak czarnowłosy Mark był ogrodnikiem złotowłosego Donghyucka. • • • • • • • • • • angst • • • • • • • •...