9: zimowy miś

210 30 33
                                    

•

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Słońce coraz mniej prażyło, a Mark zdrowiał. Po niedługim czasie dekret stracił ważność, a ogrodnik musiał wrócić do pracy. Nie narzekał jednak gdyż w ciągu tych zaledwie kilku dni, jego rany zdążyły się choć trochę zagoić. Donghyuck za to przez ten okres chodził w pogodnym humorze, a widząc, iż ogrodnik grzecznie siedzi w swoim kantorku, tym bardziej jego serce się cieszyło. 

Kiedy jednak wrócił już z wolnego, oboje radowali się. Hyuck z tego powodu iż może zobaczyć uśmiechniętego przyjaciela, a Mark że może wrócić do swoich kwiatów. 

Dodatkowo los tak chciał, że niedługo po tym skończył się okres księcia południa. Nastał okres piękny. Część roślin zapadała w sen, aby zbudzić się gdy słońce znowu miało prażyć, zaś inne dopiero co otworzyły swe pąki. Segment ten był dosyć krótki. Dziesięć dni i dziesięć nocy były raczej przygotowaniem się tych dzieci natury, które rodziły przez cały rok do następnego w kolejności okresu księcia północy, który swą surowością powodował, iż świat owiewał śnieg, a w nocy często panowały śnieżyce. Donghyuck podczas tego czasu zdał sobie sprawę, jak nieubłaganie zbliża się ten nieprzyjemny segment. Tak jak nigdy nie przejmował się nim, tak gdy przeprowadził się do dworku, jego podejście do pogody zmieniło się ze względu na pewną osobę.

Gdyby był dodatkowo wpływowym księciem, który pragnie się piąć w hierarchii królestwa, jego głowę zaprzątałaby jeszcze jedna sprawa. Otóż w najbliższym czasie miał się odbyć wielki zjazd książąt z całego królestwa. Od tych najważniejszych, do tych małostkowych. Obecność na tym wydarzeniu była obowiązkowa. Z wyjątkiem Donghyucka.

Jako że pochodził z części południowej oraz niejako od dziecka był traktowany inaczej, jego babcia dopilnowała, aby jej wnuczka nie dopadła kara z powodu niechęci względem władzy. W ten sposób Hyuck nie pojawił się na ani jednym takim wydarzeniu, przez co tak naprawdę nie wiedział, kiedy się one odbywały. Jedyne co zazwyczaj zauważał to wzmożone poruszenie wśród ludzi otaczających go, którzy starali się wszystko przypiąć na ostatni guzik na wypadek, gdyby król Jaehyun zapragnął ich odwiedzić. 

Donghyuck jednak niezwiązany z tym kompletnie tego dnia także zanurzył się w swoich książkach. Od długiego czasu bardzo mocno zastanawiał się nad przeczytaniem pozycji, którą odłożył na bok, na gorsze dni. Kiedy musiałby odciąć się od świata zewnętrznego całkowicie. Gdy jednak już miał sięgać po nią, z ogrodu usłyszał głos Marka, a tak właściwie dźwięki jakie wydawał. Czarnowłosy pielęgnując swoją rodzinę, nucił jedną i tę samą melodię. Po kilku chwilach jednak jego nucenie przerodziło się w cichy śpiew i tak Donghyuck był świadkiem pierwszego pokazu wokalnego młodego człowieka. Książę pragnąc usłyszeć go dokładniej, oczarowany udał się w kierunku balkonu i niezauważony stał oparty o barierkę. Głos jego przyjaciela nie był może tak profesjonalny jak śpiewaka operowanego, jakiego miał okazję Hyuck słuchać, lecz posiadał on w sobie coś hipnotyzującego, czegoś, czego nie dało się ująć słowami. Dodatkowo cała aranżacja była z dedykacją dla kwiatów, czyli kogoś bardzo ważnego dla Marka, stąd nie szczędził on swojej energii na czynność, którą wykonywał. Całość była przepełniona miłością, dbałością, troską, a mimo błędów w tonacji - radością.

- Ach Marku! - powiedział z rozmarzeniem Donghyuck. Ogrodnik usłyszawszy to, z zaskoczenia aż podskoczył. Książę widząc to, zaśmiał się.

- Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć. Masz naprawdę piękny głos - szczerość słów płynących z ust panicza biła na kilometr. Ogrodnik za to dowiedziawszy się, że ktoś słyszał jego nucenie, speszył się mocno, a dowodem tego były różowe policzki chłopca.

- Dziękuję, ale nie sądzę, żeby był on dobry - odpowiedział Mark, patrząc ku górze.

- W takim razie, dlaczego śpiewałeś? - zapytał zaciekawiony złotowłosy.

- Kiedy byłem mały, to mama mi śpiewała tę piosenkę na dobranoc. Jest to jedyna jaką znam, ale uwielbiam ją śpiewać dla moich kwiatów, bo są dla mnie jak rodzina - delikatny uśmiech wpłynął na twarz młodzieńca.

- Cieszę się w takim razie, że cię tego nauczyła. Musi być dobrą kobietą - odpowiedział Donghyuck, usiadłszy niczym pięcioletnie dziecko na balkonie. Jego nogi zwisały między barierkami, a buzia próbowała przecisnąć się między nimi, aby zobaczyć jak najdokładniej przyjaciela.

- Zgadza się, też się cieszę - odpowiedział Mark lekko przygaszony.

- Drogi Marku, a czy zrobiłabyś mi taką przyjemność i zaśpiewał jeszcze raz? - poprosił książę.

- Ja-a? Ale ja-a... Umm... - wydobył z siebie Mark.

- Proszę, tak bardzo proszę - dopowiedział panicz, machając przy tym nogami tak mocno, że gdyby jego pantofle nie były zabudowane, to na pewno spadłyby mu ze stóp.

- Hmmm... Dobrze, niech będzie - zgodził się Mark zestresowany. Po tym zamknął na chwilę oczy i zaczął śpiewać.

He looks like a blue parrot
Would you come fly to me?
I want some good day, good day, good day
Good day, good day
Looks like a winter bear
You sleep so happily
I wish you good night, good night, good night
Good night, good night

Imagine your face
Say hello to me
Then all the bad days
They're nothing to me
With you

Winter bear
Ooh, ooh, ooh
Sleep like a winter bear
Ooh, ooh, ooh
Sleep like a winter bear*

Jego głos drżący z początku, już po chwili był stabilny i harmonijny. Chłopak starał się jak mógł, aby wypaść jak najlepiej przy swoim przyjacielu. Starał się trzymać tonacje, dykcję i rytmikę w normie, dodając do tego swojego ducha. Książę za to tak jak poprzednio czuł się oczarowany. Nie wiedział jak opisać uczucia, jakie nim władały. Dodatkowo fakt, że była ona tylko dla niego, dodała mu jakiegoś poczucia wyjątkowości. Gdy Mark skończył śpiewać, podrapał się lekko po karku i spojrzał prosto w oczy Donghyuckowi.

- I jak? - spytał niepewnie.

- Mark naprawdę pięknie śpiewasz. Dziękuję ci, że mi zaśpiewałeś jeszcze raz. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Jeśli mogę spytać, czemu akurat ją ci śpiewała? - zapytał, nie mogąc zrozumieć, dlaczego kołysanka pochodząca z królestwa północy była śpiewana przez kobietę z królestwa południa.

- Ach to! Bardzo prosta rzecz. Moja mama pochodziła z królestwa północy, zaś mój tata z południa. Przez to jednak, że oboje mieli czarne włosy, mogli się zejść i tak oto jestem - wytłumaczył prosto ogrodnik. - Teraz przepraszam cię już Donghyuck, ale muszę wracać do pracy. Ze względu na moją nieobecność zajęć w ogrodzie się nazbierało, a nie chce, żeby rośliny cierpiały.

- Ach, rozumiem! Marku proszę, daj mi tę możliwość poprosić cię o jeszcze jedno, zanim odejdziesz! - powiedział Donghyuck, czując nagły przepływ niezrozumiałej dla niego odwagi.

- Tak mój przyjacielu? - spytał Mark, patrząc w oczy Donghyuckowi, będąc ciekawym, o jaką prośbę chodzi.

- Zaśpiewaj tak kiedyś tylko dla mnie na dobranoc - powiedział. 

Mark słysząc to, przez chwilę zastygł, czując jakby coś niezrozumiałego, ale już po chwili szczery uśmiech wrócił na jego buzię, skinął na znak zgody, a następnie odwrócił się i odszedł. Donghyuck za to podobnie jak ogrodnik tuż po swoich słowach poczuł coś niezrozumiałego, a następnie widząc odchodzącego przyjaciela, sam wrócił rozmarzony do pokoju.

• • • • • • • • • • •

*Winter Bear by V from BTS

• • • • • • • • • •

15-06-2020
wasza autorka

19-10-2020
wasza autorka


cursed one among flowers • markhyuckOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz