•
Donghyuck budząc się, poczuł przyjemny zapach jajek. Jego głowa z gracją pofrunęła za wonią, a uśmiech powstał na buzi.
- Tak mógłbym wstawać codziennie - pomyślał z rozmarzeniem. Gdy otworzył oczy, zauważył na złotym talerzu pięknie zastawioną potrawę. Obok niej znajdowały się ozdobne rękawiczki, które poprzedniego dnia przyszły. Wtedy też do Donghyucka zaczęły docierać wspomnienia poprzedniej nocy. Udana próba dotknięcia Marka, scerowanie jego spodni.
- Zaraz, przecież usnąłem przy biurku! - powiedział na głos do siebie. Wtem, złapał się za głowę.
- Mark! - pomyślał i rzucił się do drzwi balkonowych. Gdy otworzył je, uderzyło w niego zimno, jakie panowało. Mimo to przybliżył się do murku, a gdy zauważył zwisający materiał, szybko wciągnął go do środka. Gdy odłożył go, wrócił na zewnątrz.
- Mark! - krzyknął, próbując zlokalizować przyjaciela.
- Tutaj Hyuckie! - odkrzyknął ogrodnik, machając w kierunku księcia. Ten widząc go za to całego i zdrowego, odetchnął z ulgą.
- Jak się wydostałeś? - spytał.
- Gdy spałeś, zszedłem po prostu po materiale, aby nie narażać się na złapanie - odpowiedział czarnowłosy. Nie chcąc denerwować chłopca, nie chciał wspominać mu o nagłym wypadku, który mógł skończyć się źle.
- Ach! To dobrze! Przestraszyłem się nie na żarty - odpowiedział szczerze, łapiąc się dodatkowo za miejsce, gdzie znajduje się serce. Ten widok upewnił ogrodnika o słuszności swej decyzji.
- W takim razie nie masz czym się martwić. Teraz przepraszam cię książę, ale praca sama się nie zrobi - powiedział, a następnie odszedł do kwiatów położonych w głąb ogrodu. Donghyuck za to zaniemówił aż, gdyż pragnął zamienić z chłopakiem jeszcze tyle słów. Spytać czy podobają mu się spodnie. Rzeczywistość okazała się jednak okrutniejsza i królewicz po raz kolejny przypomniał sobie o tym.
- Ach, cóż poradzę - powiedział do siebie i wrócił do pomieszczenia. Gdy już zasiadł do biurka, wziął do ręki widelec i zaczął konsumować. W trakcie jedzenia zaczął zastanawiać się, co mógłby począć tego dnia. Jak dobrze obliczył była już połowa wysokiej strefy, co oznaczało, że już niedługo zbliża się noc skrajna, a dodatkowo wyglądało na to, jakoby humor księcia północy się nie poprawiał, stąd pogoda dalej miała się fatalnie. Mówiąc, że się martwił, mocno zaniżał swoje przemyślenia. Czuł się okropnie przybity i chciał, aby już nastał okres księcia południa lub chociaż brzydki. Wiedział, że Mark nie będzie marznął wtedy na zewnątrz. Wtem też uderzyła w niego myśl.
- Czy ja znowu powędrowałem myślami do Marka? - spytał sam siebie. Ta informacja zaskakiwała go coraz bardziej. Z nią także powędrował do swoich planów. Jego wzrok bowiem poleciał wprost na projekty ubrań, które miały być przeznaczone dla właśnie czarnowłosego. Stąd też wyciągnął kilka z nich i sprawdziwszy asortyment, jaki posiada, zaczął szyć. Czas mijał mu szybko, a przedmiotów przybywało. Z każdym dniem Mark wychodził na zewnątrz coraz bardziej opatulony. Nie dziwne więc było, że gdy pewnego dnia pan domu wyszedł na chwilę do ogrodu aby skontrolować pracę pracownika, zszokował go widok ubranego w uroczą czapkę z pomponem i szalik kruczoczarnego. Dodatkowo chłopak posiadał na sobie śliczny, miękki sweter, który swą barwą wyróżniał się na tle śnieżno-białego ogrodu. Doyoung niezauważony zawrócił i udał się w kierunku pokoju księcia Donghyucka. Gdy zapukał trzykrotnie, a drzwi zostały mu otworzone, zastał pracującego królewicza nad kolejnym ubraniem.
- Czy mógłbym spytać panicza o jedną sprawę? - wypowiedział słowa, najbardziej bezemocjonalnie jak umiał.
- Oczywiście. W czym mogę służyć? - zapytał Donghyuck, nie zdając sobie sprawy z sytuacji, w jakiej się znalazł.
- Jeśli mogę spytać, czy to królewicza zasługa, iż nasz ogrodnik hasa po ogrodzie w jakże dobrze dobranych i skrojonych ubraniach? - pytanie zawisło między mężczyznami. Książę, słysząc je, starał się jak najszybciej znaleźć odpowiedź taką, która zadowoliłaby zarówno jego sumienie, jak i ciekawość Doyounga, a przy tym nie uszkodziła przyjaciela. Pan domu za to czekając na nią, liczył w duchu do dziesięciu, aby przypadkiem nie zacząć krzyczeć na swojego podopiecznego.
- Otóż zgadza się. Jest to moja zasługa, lecz odgórnie ustalona przeze mnie. Widząc bardzo ciężko pracującego ogrodnika, zdecydowałem się podarować mu te kilka drobnych prezentów, aby nie zmarzł i nie osłabł na sile, z jaką pielęgnuje nasz ogródek - powiedział po dłuższej chwili. Było to po części prawdą, gdyż nawet gdyby nie przyjaźnił się z chłopakiem, najprawdopodobniej prędzej czy później stworzyłby dla niego, którąś z rzeczy.
- Hmmm... rozumiem. Prosiłbym jednak, aby książę ograniczył tego typu podarunki - odpowiedział Doyoung, poprawiając swe okulary.
- A czemuż to, jeśli mogę spytać? - zapytał Donghyuck ze zmarszczonymi brwiami.
- Cóż rozumiem panicza dobre serce, lecz nie przystoi to oddawać rzeczy osobom tego pokroju, jakiego jest nasz ogrodnik - odpowiedział. Hyuck słysząc owe słowa, wzburzył się niesłychanie. Chcąc jednak zachować jakąś kulturę, odpowiedział tylko krótko.
- Proszę nie wypowiadać się w taki sposób o osobach o innym kolorze włosów. Co do podarunków będę je dawać tyle, ile mi się podoba. Teraz żegnam pana, gdyż muszę wrócić do szycia - a po tym zamknął drzwi.
- Moja babcia by mnie chyba odesłała na szkolenie - zaśmiał się sam do siebie na wspomnienie własnych słów. Nie mógł jednak pozwolić na obrażanie Marka w swoim towarzystwie, a co dopiero kiedy był to jego jedyny, ale wszakże jak cenny przyjaciel.
• • • • • • • • • •
20-06-2020
wasza autorkawychowanie fizyczne online to najgorsze gówno ever
07-12-2020
wasza autorka
CZYTASZ
cursed one among flowers • markhyuck
FanficGdzie na świecie nie grasują smoki, lecz prawo nakazujące zakaz zbliżania się dwóch klas społecznych - uszlachetnionej i tej gorszej. Czyli o tym jak czarnowłosy Mark był ogrodnikiem złotowłosego Donghyucka. • • • • • • • • • • angst • • • • • • • •...