Gdzie na świecie nie grasują smoki, lecz prawo nakazujące zakaz zbliżania się dwóch klas społecznych - uszlachetnionej i tej gorszej.
Czyli o tym jak czarnowłosy Mark był ogrodnikiem złotowłosego Donghyucka.
• • • • • • • • • •
angst
• • • • • • • •...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
•
Obietnica Donghyucka w magiczny sposób zadziałała. Gdy nastała pora brzydkiej strefy, wszystko zaczęło się układać. Z każdym dniem przetarcia Marka goiły się, a mimo że zastanawiająca rana nie zmieniała swojego stanu, Donghyuck starał się nią nie przejmować. Ogrodnik powoli wracał do sił, a przy przyjacielu czuł się jak nowo narodzony. Natura, zwierzęta, jak i sami przyjaciele zdawali sobie coraz bardziej sprawę z tego, co nimi włada. Nie protestowali, a wręcz pozwalali sobie, aby poznać się jeszcze lepiej. Kolor włosów powoli nie był już dla nich problemem, gdyż na każdą sytuację znajdywali rozwiązanie. W ten sposób podczas jednego dnia Mark pomagał Donghyuckowi uczesać włosy. Innego leżeli i opowiadali sobie historię z życia. Raz książę sam nazwał kwiaty w ogrodzie, a któregoś przerobili małą scenkę z książki Donghyucka. Nie pragnęli siebie fizycznie. Ich kontakt ograniczał się do objęć podczas snu, lecz oprócz tego starali się być ostrożni, aby przypadkiem nie dotknąć się w świetle świec. Łaknęli za to swej obecności, swych głosów czy spojrzeń. Uwielbiali ten stan i nie mogli doczekać się następnych dni. Trzy dni przed rozpoczęciem strefy księcia południa Mark coraz bardziej zbliżał się do zakończenia swojego sekretnego planu. W ogrodzie sadził, pielęgnował i dbał o kwiaty tak mocno, jak nigdy wcześniej. Nie zaniedbywał przy tym przyjaciela, chcąc oddawać mu jak najwięcej uwagi. Nie umiał ukrywać coraz częściej pojawiającego się uśmiechu bez powodu, a częste fale radości napawały go chęcią do śpiewania. Każdego wieczoru uciekał do świata wyobraźni i marzeń, pragnąc, aby stały się rzeczywistością.
Kiedy więc siedział w łazience razem z Donghyuckiem i podczas gdy ten leżał w wannie, czesał mu włosy, zadał mu pytanie.
- Hyuckie, jakie jest twoje największe marzenie? - pytanie jednak zdziwiło księcia.
- Marzenie? Ależ Mark, skąd to pytanie?
- Tak zastanawiam się. Wiesz, często zdarza mi się, uciec w świat marzeń, kiedy pielęgnuje kwiaty i wydaje mi się, jakby był nieskończenie piękny, idealny, nieskazitelny - odpowiedział ogrodnik. Królewicz słysząc tonacje, z jaką mówi, obrócił się do niego, a widząc uśmiech chłopaka taki jak zwykle, powrócił już po chwili do swej poprzedniej pozycji.
- Mark nie mam pojęcia, skąd takie myśli u ciebie, lecz mogę ci przysiąść, że moja wizja świata marzeń jest podobna - powiedział Donghyuck. Cisza zawładnęła po tym w pomieszczeniu. Chłopak czesał piękne pukle, nie czując niestety ich delikatności przez rękawiczki, jakie nosił. Dźwięki pluskającej wody odbijały się o ściany, a para zawładnęła lustrami.
Kiedy królewicz zdecydował się na wyjście, ogrodnik wyszedł z łazienki. Czekając na księcia, upewnił się, czy wszystko mu potrzebne jest gotowe, a gdy ułożył go do snu, rozpoczął swe końcowe zadanie. Już jeden mały krok dzielił go od zrealizowania wszystkich punktów w planie. Nie zakładał on wiele, lecz znaczył tyle, że Mark nie był w stanie tego sobie wyobrazić. Tak więc ogrodnik tworzył cuda przy świetle świecy i równomiernych oddechach księcia.
- Już niedługo - powiedział, a gdy skończył pracę późno w nocy, sam ułożył się do snu, chociażby na te kilka godzin, aby móc zaprezentować się następnego dnia, najlepiej jak umiał.