Rozdział 9

108 20 57
                                    

Uwaga, czytasz na własną odpowiedzialność, grozi cukrzycą.

Za drzwiami stał Oliver w ciemnych jeansach i szarej koszuli, która podkreślała umięśnione ciało chłopaka. Jego włosy ułożone były w artystyczny nieład, który nadawał mu łobuzerskiego wyglądu. Gdy Ginny go zobaczyła na chwilę zabrakło jej tchu, wyglądał elegancko i tak niesamowicie seksownie, że nie wiedziała co ma powiedzieć. Pocieszeniem był fakt, że chłopakowi również zabrakło słów. Kilkakrotnie otwierał i zamykał usta, by w końcu wydusić niezbyt mądrze.

- Wow.

Po chwili jednak jeszcze raz zamknął usta, a gdy je ponownie otworzył, udało mu się powiedzieć nieco więcej.

- Wyglądasz świetnie, zabrakło mi słów.

- Dziękuję - Ginny się zarumieniła. - Ty też świetnie wyglądasz.

W wyniku tego niepodobnego do nich, nienaturalnego dialogu Oliver zapomniał, że przyniósł dziewczynie kwiaty, dlatego stał jeszcze przez chwilę po prostu się w nią wpatrując nim przypomniał sobie, co trzyma w ręce. Zaraz jednak zreflektował się i wręczył jej bukiet intensywnie herbacianych, wręcz pomarańczowych róż.

- Dziękuję - odpowiedziała z szerokim uśmiechem zatapiając w nich nos, aby poczuć ten cudowny zapach.

- Skąd wiedziałeś, że róże to jedne z moich ulubionych kwiatów?

- Właściwie to nie wiedziałem, ale miałem taką nadzieję, a jak zobaczyłem te konkretne, to od razu pomyślałem o tobie.

- Bo są w podobnym kolorze co moje włosy?

- Nie, bo są piękne, ty też jesteś piękna, a dzisiaj wyglądasz jeszcze bardziej zjawiskowo niż zazwyczaj.

Gdy tylko dziewczyna usłyszała te słowa, spłonęła rumieńcem i jeszcze bardziej schowała twarz w kwiatach. Nie wydusiła z siebie jednak żadnej odpowiedzi, co speszyło chłopaka, ledwie zdążył otworzyć usta, aby jakoś wyjaśnić swoje słowa, gdy Ginny mu przerwała.

- Jeszcze raz dziękuję - powtórzyła.

I na potwierdzenie swoich słów złożyła delikatny pocałunek na jego policzku.

- To, co mamy dziś w planach? - zapytała, patrząc na Olivera. - Poczekaj chwilkę, tylko włożę kwiaty do wody i możemy iść. Chyba że wolałbyś zostać tutaj?

- Nie dziś, już zaplanowałem coś innego.

- Więc chodźmy - odpowiedziała Gin, która zdążyła już w tym czasie wrócić bez kwiatów, które pięknie prezentowały się na stole.

Wyszli przed mieszkanie, ponieważ wewnątrz działała osłona antyteleportacyjna, a gdy tylko upewnili się, że nikt ich nie widzi, chłopak wyciągnął do niej rękę, którą pewnie złapała. Poczuła charakterystyczne szarpnięcie w okolicy pępka, by chwilę później znaleźć się w jakimś zaułku. Gdy wyszli na chodnik, okazało się, iż znajdują się w mugolskim centrum Caernarfon, stolicy sąsiedniego hrabstwa. Odległość ta nie była na tyle duża, żeby teleportacja była bardziej uciążliwa niż zazwyczaj, jednak wystarczająca, by prawie do zera zminimalizować szanse wpadnięcia na kogoś znajomego. A rezygnując z magicznych kawałków miasta, dodatkowo zmniejszali szansę na zostanie rozpoznanym. Nigdy co prawda nie ganiali za nimi fotoreporterzy, ale Oliver jako zawodnik quidditcha był rozpoznawalny, natomiast Ginny swoją rozpoznawalność zawdzięczała wojnie, swojemu jak i rodziny udziałowi w niej, oraz niegdysiejszym związkowi z Harrym, w którego kontekście znalazła się kiedyś na fotografii w Proroku Codziennym.

Oliver poprowadził swoją towarzyszkę do restauracji znajdującej się na końcu ulicy. Gdy weszli okazało się, że mają tam zarezerwowany stolik, przy którym usiedli kontynuując rozmowę na nieistotne tematy. Wnętrze sprawiało przytulne wrażenie, wszystko było utrzymane w odcieniach jasnego beżu i brązu, łamanym czasami przez czerwone dodatki i takie same kwiaty na stolikach. U nich stały czerwone frezje roztaczające delikatny zapach.

Spełnione marzenia Ginny (Ginny x Oliver)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz