Cieszmy się z małych rzeczy

61 6 5
                                    

Ralph POV:

I tak zaczęły się nasze przygotowania zupy. Wolałem nie dawać noża Jacobowi, w końcu jest jeszcze dzieckiem, nie wypada też dać mu dostępu do ognia. Dlatego wolałem sam się tym zająć. Dlatego kiedy Jacob wrócił z łazienki dałem małemu obieraczkę i kazałem obierać warzywa. W tym czasie ja ciąłem nożem jakieś zioła.

"Ja mam tylko czytać ten przepis a wy się będziecie świetnie bawić gotując?" Zapytał Daniel.

"Myślałem że nie chciałeś się przykładać, ale jak już się nudzisz to możesz pilnować garnka i czekać aż woda się będzie gotowała." Powiedziałem do Daniela.

"Zobacz, Ralph! Dobrze obrałem?!" Zapytał Jacob skacząc i trzymając w dłoni obranego ziemniaka.

Widać było że zależało mu na mojej opinii, to dość miłe że ma ze mną taką relację. Nie jestem pewien czy na nią zasługuję ale nie będę mu psuł tej niewinności.

"Tak, bardzo ładnie obrany, teraz obierz następne i uważaj aby się nie zaciąć obieraczką." Odpowiedziałem i wróciłem do swojej części pracy nad zupą.

Jacob, wrócił do swojego stanowiska i wrócił do dokładnego obierania warzyw. Robił to z uśmiechem, jakby za każdą obraną marchewką i ziemniakiem dostawał zastrzyku euforii którą można porównać do otrzymania cukierka. Kiedy obrał już dużą część zleciłem Danielowi aby ten pokroił warzywa w kostkę. Tak też zrobił i kiedy już wszytko było obrane i pokrojone można było całość wrzucić do gotującej się wody i zostało nam czekać aż smaki się połączą i dadzą nam, miejmy nadzieję, smaczną zupę.

"Skoro pozostało nam czekać i pilnować zupy to może zagramy w coś?" Zaproponowałem.

"A W co? Masz jakiś pomysł?" Dopytał Daniel.

"Może jakąś prostą karciankę? Może makao? Albo w wojnę?" Zapytałem.

"A jak się gra w Makao?" Zapytał Jacob.

"To dość proste, pokażemy ci zasady jak z nami zagrasz, okej?" Zapytał Daniel.

"Okej." Powiedział krótko i pokiwał łebkiem na tak.

I tak zaczęliśmy partyjkę w makao. Jacobowi nie szło wcale najgorzej, poza momentami gdy pytał się jaką kartę może położyć i wymieniał wszystkie po kolei przez co wiedzieliśmy jakie ma karty. Jednak ani, ja ani Daniel nie staraliśmy się tego jakoś mocno wykorzystać. Chyba tylko jakieś potwory mają satysfakcję z pokonania dzieciaka w karciankę.

Tak czy inaczej po około pięciu rundach zupa była już gotowa i mogliśmy zabrać się do jedzenia. Nalałem więc chochlą do misek tyle ile każdy chciał. Zapach rozchodził się po kuchni. Jacob chwycił szybko za łyżkę i już chciał nabierać, ale powstrzymałem go.

"Uważaj, gorące, nie poparz sobie języka, młody." Zwróciłem mu uwagę.

Jacob zdawał się zignorować moją uwagę i po chwili dało się słyszeć ciche pojękiwania z pyszczka gryzonia.

"Mówiłem." Powiedziałem mróżąc oczy.

"Ale ta zupa jest... dobra." Powiedział po połknięciu.

"Miło to słyszeć, a jak tobie smakuje?" Zwróciłem się do Daniela.

"Huh? A tak, całkiem dobra, może być." Powiedział wyraźnie zamyślony nad czymś.

"Hej, coś Ci jest?" Zapytałem.

"Nie, jest okej, po prostu jestem zmęczony i no wiesz..." Stwierdził z niezręcznym uśmiechem.

"No dobra, to może wracajmy do jedzenia." Zaproponowałem.

I tak też zrobiliśmy, zabraliśmy się za pałaszowanie zupy, Jacob nawet poprosił o dokładkę i cały posiłek był zachowany w pozytywnej atmosferze. O dziwo, pozostali studenci w akademiku nawet nie zwrócili nas większej uwagi. Może poza jednym lisem który rzucił nam podejrzane spojrzenie, ale nic nie powiedział. Po posiłku wrzuciłem naczynia do zmywarki i poszliśmy do pokoju.

Futrzany śmieciowy romansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz