Wszystko zaczęło się dość niewinnie. Wyjechałem od rodziców na studia do innego Miasta z dala o jakieś pięćset kilometrów. Od zawsze chciałem się od nich odciąć więc gdy tylko nadarzyła się okazja uciekłem od nich. Moi rodzice są dość bogaci więc nie widzą problemu w płaceniu za moje studia. Niby powinienem unikać zależności jak ognia Ale już trudno. Stało się.
Tak więc gdy dojechałem do akademika okazało się że dostałem kompletnie osobny pokój z dala od reszty. Nie dostałem nawet współlokatora, nie to żebym narzekał, miło się wraca do miejsca gdzie można się odciąć od głupoty tego świata. Samo mieszkanie było dosyć obszerne. Wielgachne łóżko, A na biurku stała pełna szkolna wyprawka z całkiem niezłym komputerem.
Po ogarnięciu wszystkich studiowych spraw i podpisaniu rzeczy do podpisania, wybrałem się na miasto. Przyjechałem dwa dni wcześniej żeby mieć pewność że nic się nie schrzani po drodze. Jako że miałem chwilę czasu to postanowiłem pozwiedzać trochę miasto.
Zanim jednak to, prawie bym zapomniał że się jeszcze wam nie przedstawiłem, jestem Ralph, szczur Ralph. I jak na typowego szczura przystało nie jestem zbyt popularny. Właściwie to ludzie woleliby żeby mnie nie było niż mieć cokolwiek że mną wspólnego, a przynajmniej do momentu w którym nie wiedzą że mam dzianych starych. Nie potrafię wskazać jednego znajomego który w żaden sposób nie próbował ode mnie wyłudzić kasy. Co oni widzą w tych pieniądzach?
Zresztą nie ważne. Miasto jak miasto, jeżdżące samochody, sklepy na każdym rogu, banki I różne tego typu usługi. Nic na pozór ciekawego jeśli nie jest się zakupoholikiem.Piękne się jednak okazały parki, jako że obecnie jest jesień to drzewa zrzucają wszędzie swoje pomarańczowo czerwone liście. Niby ładnie to wygląda Ale tylko do momentu gdy nie przyjdzie deszcz i wszystkiego nie zmieni w brązową liściastą pluchę. W każdym razie liczę że ten dzień szybko nie nadejdzie. Po przechadzce usiadłem na jednej z tych ławek co to w parku stoją. W pobliżu nie było zbyt wiele osobników, wszyscy są tu albo się gdzieś spieszą i idą przez park bo to najszybsza droga albo zwyczajnie na jogging. Chyba nie mam dziś szczęścia. Już miałem wstawać i się zabierać gdy podeszła do mnie jakąś starsza kobieta. Wyglądała na zmartwioną.
"Przepraszam młodzieńcze, czy nie wiesz może jak dojść na Roosevelta?" Powiedziała staruszka chrypliwym głosem.
"Obawiam się że nie mogę pomóc jestem tutaj dopiero od paru godzin i..." Chciałem dokończyć Ale mi przerwała.
"W takim razie do widzenia." Rzekła i zmierzyła w kierunku w którym była zwrócona.
"Ech, niech Pani zaczeka. Mam tutaj takie coś jak GPS, to pokazuje drogę i pani pomogę." Powiedziałem chcąc pomóc tej kobiecie.
"G P co? Nie ufam takiej technologii, sama sobie znajdę." Brnęła w zaparte staruszka.
"Niech mi Pani zaufa, już wpisuje i zaraz się pojawi gdzie jest ta ulica." Nalegałem.
"Niech Ci będzie to powiedz gdzie jest ten Roosevelta."
Spojrzałem na telefon i według Gps-a było to parę ulic stąd, jakieś pięć minut drogi.
"To bardzo blisko. Może lepiej z panią pójdę bo Po drodze jest sporo przejść dla pieszych."
"Dobrze, dobrze młodzieńcze." Odchrząknęła kobieta.
Zapytacie się pewnie dlaczego tak postąpiłem? Cóż sam tego do końca nie wiem. Ważne jest to że to jakieś nowe doświadczenie A te się czasami przydają. W każdym razie po kilku minutowej podróży dotarliśmy do celu, babuszka odstawiona. Wszystko było w porządku, dzień już miał się kończyć gdy usłyszałem dochodzące głosy z jednej z ciemnych uliczek. Niby nie powinienem się angażować. W końcu dopiero co się tu pojawiłem ale coś mi powiedziało że lepiej jak to sprawdzę. Podszedłem więc bliżej wspomnianych głosów na tyle by móc już coś usłyszeć ale nie być widocznym.
"Co powiesz na to? My dajemy wam ochronę i dwie pary rąk do pracy a w zamian wy dzielicie się łupem i przyjmujecie nas do tej waszej famili?" Zapytał pierwszy głęboki głos.
"No nie wiem, radzimy sobie i nie potrzebujemy za bardzo więcej członków, wiesz im mniej osób tym atmosfera jest luźniejsza. Tak przynajmniej twierdzi Timothy." Odpowiedział inny głos.
"Dlaczego się trzymacie tego całego Timothiego? Z tego co mi wiadomo to tylko was wykorzystuje." Powiedział trzeci głos który zdawał się stać za głosem pierwszym.
"Pomógł nam, nam wszystkim, bez niego może bym już dawno gnił gdzieś, martwy. Staliśmy się trochę jakby rodziną, wiecie. Jak chcecie zostać przyjęci to tylko do niego." Powiedział głos numer dwa.
"Mówisz że nie możesz, nic zrobić, tak? Ciekawe co powie Timothy na otrzymanie palca swojego kochasia? Travis, bierz go." Powiedział trzeci głos jakby do tego pierwszego.
Po chwili słychać było odgłosy szarpania i uderzenie ścianę na które reakcją była onomatopeja głosu drugiego sygnalizująca ból.
"Ej, ej, ej. Może się jakoś dogadamy." Powiedział przerażony głos drugi.
"Już się dogadaliśmy, jak nie chcesz współpracować, to nie mamy innego wyjścia jak tylko cię porwać i zamierzać za ciebie okupu w postaci przyjęcia do famili." Powiedział głos trzeci.
"Aż tak wam na tym zależy. Koledzy, przecież my jesteśmy jak bracia. Nie porwałbyś swojego brata co nie?!" Mówił w przerażeniu głos drugi.
"Oh, to teraz jesteśmy braćmi tak? Nie rozśmieszaj mnie, ranisz mnie, a tego się nie robi bratu. Nie zostawia się go w potrzebie, prawda? Dawaj, łapę lepiej wybierz już sobie palec." Powiedział trzeci głos.
"Nie!!!" Wykrzyknął z całych sił głos drugi.
Co robić? Co robić?! Nie mogę tak stać bezczynnie gdy tam komuś na żywca obcinają palec. A co jak mnie też porwą? Zaraz, skup się, musisz mu pomóc, nie wybaczysz sobie jak go skrzywdzą. Jedyną słuszną opcją jest pojawienie się przed ich oczami, może uciekną jak zobaczą kogoś obcego. Tak pomyślałem i wyszedłem z ukrycia na wprost trzech głosów i teraz stali przede mną jak otwarta księga, zamurowani, tak jak i ja.
________________________________________________________________________________
Tak, to jest koniec rozdziału pierwszego. Mam nadzieję że ktokolwiek jest ciekawy co się wydarzy w kolejnym.
CZYTASZ
Futrzany śmieciowy romans
RomanceTak jak w tytule jest to śmieciowy romans z antroporficznymi postaciami w roli głównej. Sceny seksu są wyłącznie homo i będą oznaczone cytrynką. Miniaturka jest tymczasowa i nie należy do mnie. Również to nie jest Ralph na miniaturce. Cover to this...