Co jest nie tak z byciem na nie?

88 5 3
                                    

Alarm, budzik, hałas. Trzy rzeczowniki, jeden wniosek. Nastała 7 rano. Czas wstawiania. Tak więc, zostało mi tylko podnieść się z wyrka, wyłączyć budzik w telefonie i zacząć dzień. Skoro już stoję na nogach to przeciągnąłem się szeroko przy tym ziewając. Zaraz, prawie bym zapomniał, Jacob dalej leży w moim łóżku. Niech śpi, mimo że dziwi mnie jak zdołał przespać melodię budzika. Poszedłem więc do łazienki by przebrać się w jakieś świeże ubrania, a następnie wróciłem do pokoju. Minęło prawie 5 minut więc miałem jeszcze sporo czasu, wyjąłem więc jakąś kartkę i długopis z biurka i napisałem kartkę dla Jacoba. Chciałem mu coś powiedzieć ale nie chciałem go budzić więc stwierdziłem że zostawienie kartki będzie lepszym pomysłem.

"Masz tutaj zapasowy klucz do pokoju, uważaj jak będziesz wychodził aby Cię nie przyłapali. Nie chciałem Cię budzić więc piszę na kartce. Do zobaczenia po lekcjach." Tak napisałem na kartce i położyłem na niej zapasowy klucz do drzwi.

Przydałoby się coś zjeść przed zajęciami więc wyszedłem z pokoju i skierowałem się na parter. Tam też była jedna duża wspólna kuchnia dla studentów. Teoretycznie rzeczy w środku są wspólne ale na pewno ktoś prędzej czy później i tak się przyczepi. W każdym razie postanowiłem zaryzykować. Nie mam innego wyboru. Kiedy przyszedłem do kuchni większość futer siedziała już przy stole jedząc swoje śniadania. Jedna tylko osoba dalej coś pichciła. Na szczęście ja tylko potrzebuję talerza i noża do masła. Więc wygrzebałem z jednej półki jakiś plastikowy talerz a z szafki na sztućce jakiś nóż (może nie do masła ale też się nada). Następnie zajrzałem do chlebka po jakiś chleb, na szczęście zostały jeszcze 2 kromki. Potem spojrzałem do lodówki Po masło, ser i jakieś warzywo. I tu już było ciężej, o ile do sera i masła dało się dokopać, tak żaby znaleźć jadalną sałatę czy pomidora graniczyło z cudem. No cóż, kanapki z samym serem muszą starczyć. Gdy już kanapki były gotowe zabrałem je z talerzem do pokoju. Nikt mnie nie zatrzymał więc wygląda na to że na razie mi się udało nie zwrócić uwagi. Siedząc przy biurku zjadłem swoją suchą serową kanapkę a drugą zostawiłem koło notki którą wcześniej umieściłem na szafce koło łóżka.

Przyszedł już czas by zbierać się na zajęcia. I to też zrobiłem. Wziąłem plecak, telefon i klucz do pokoju. Wychodząc chwyciłem jeszcze cieplejszą bluzę tak w razie jakby miało być zimno. Po około 10 minutach byłem już na miejscu. Pierwszy wykład odbywał się na piętrze, w sali wykładowczej na drugim piętrze. Pod salą stało już kilkoro studentów, część rozmawiała inna część stała pod ścianą i rozglądała się po reszcie. Dołączyłem do tych pod ścianą i zacząłem przeglądać coś na telefonie. Z mojego czekania wyrwało mnie jednak uderzenie o ścianę centralnie przy mojej głowie, atak ogłuszył mnie na ponad sekundę gdy wreszcie się otrząsnąłem zobaczyłem że sprawcą uderzenia był pewien lew. Był sporo wyższy ode mnie, ponad o głowę był też potężny w barkach i klatce piersiowej. Wydawał się więc ogromny i przerażający ale coś było nie tak. Jego uśmiech, uśmiechał się ale nie normalnie. Był to uśmiech głupka, idioty, dysmózga, ameby. W końcu przerywając ciszę bo jak widać po tym uderzeniu wszyscy w promieniu stu metrów zamilkli, zdecydowałem się przemówić do lwa.

"Umm, mogę w czymś pomóc?" Zapytałem z nutką ironii.

"Hę? Tak, wyglądasz na mądrale, to tu jest pierwsza lekcja na psychologi, tak?" Zapytał wyraźnie ziejąc głupotą.

Jak widać będę chodził z tym gościem na ten sam kierunek. Ciekawi mnie czy on udaje. Wątpię by ktoś taki w ogóle dostał się na studia.

"Tak, to tutaj, nie pomyliłeś się." Odpowiedziałem.

"Nareszcie, myślałem że nigdy nie trafię." Stwierdził nieznajomy lew.

Ciekawi mnie jak długo mu to zajęło skoro tak zareagował.

"Cieszę się że mogłem pomóc." Powiedziałem od niechcenia.

"Oh, zapomniałem się przedstawić, jestem Matt." Powiedział i gwałtownie wystawił swoją ogromną łapę przed siebie aby mi ją podać w ramach przywitania.

"A ja Ralph." Powiedziałem po czym podałem mu swoją dłoń ten ścisnął ją strasznie mocno.

Bałem się o moje palce, mam tylko nadzieję że żadnego nie złamał. W tym czasie przyszedł wykładowca i zaczął wpuszczać studentów do sali. W tłumie uczniów zobaczyłem jednak Mike-a (Chodzi o tego kota z parę rozdziałów temu) i moja mina automatycznie zbrzydła. Na sali szukałem miejsca jak najdalej od Mike-a jak i Matta. Na szczęście udało mi się znaleźć owe miejsce i teraz siedziałem między jakimś kozłem a oposem. Lekcja przebiegała normalnie i jak to zwykle bywa nudnie a czas dłużył się niemiłosiernie. Pod koniec lekcji opos koło którego siedziałem szepnął do mnie.

"Uważaj na Matta, on udaje." Wyszeptał opos.

"Co? Znasz go? Co to znaczy udaje?" Zarzuciłem pytaniami szepcząc do oposa.

"Chodziłem z nim do liceum, on nie jest wcale głupi. On szuka tylko ofiary." Wyszeptał nieznajomy opos.

"Dzięki za radę, będę się trzymał od niego z daleka." Odpowiedziałem mu szeptem.

Lekcja się skończyła. I profesor wypuścił studentów z sali. Do następnego wykładu zostało 15 minut więc w tym czasie wolałem być już pod salą. Wtedy nastąpiło kolejne uderzenie, takie samo jak wcześniej tyle że z lewej strony. Okazało się że Matt klasnął przy moim uchu. Świetnie, czego teraz chce.

"Hej, wiesz gdzie mamy następny wykład?!" Zapytał swoim udawanym głupim głosem.

"Muszę iść do łazienki, zapytaj-" Próbowałem mu odpowiedzieć ale ten mi przerwał.

"To świetnie, pójdziemy razem bo mi też się zachciało. To prowadź kolego." Niemal wykrzyczał Matt.

No świetnie, ta łazienka to był oczywiście blef, teraz muszę z nim iść albo uda mi się fartem wykręcić. Niestety przez całą drogę nic mi do głowy nie wpadło więc, teraz jesteśmy razem z w męskiej toalecie, sami. Po prostu pięknie. Wybrałem kabinę podczas gdy Matt podszedł do pisuaru. W kabinie jest całkiem czysto ale cholerny zamek w drzwiach nie działa, siedzę więc teraz bez możliwości zamknięcia się w środku. Niech ten głąb nie wpadnie na pomysł aby tu wchodzić.

"Hej, jest u Ciebie papier?!" Zawołał do mnie sprzed kabiny.

"Po co ci papier?" Zapytałem.

"Po prostu potrzebuję." Powiedział i bez pytania otworzył drzwi.

Ze strachu obróciłem się w stronę drzwi i przez poślizgnięcie się na jakiejś nieznanej cieczy upadłem na sedes tak że usiadłem na nim jak na krześle.

-----------------lekka cytrynka------------------

Z jakiegoś powodu Matt wszedł do środka kabiny nie zamykając za sobą drzwi z opuszczonymi spodniami i bokserkami. Przez to że siedziałem na sedesie to moja głowa znajdowała się na idealnej wysokości co sporych rozmiarów członek Matta, który jeszcze rósł pod wpływem prawdopodobnej erekcji. Po kilku sekundach ciszy mój nos znajdował się jakieś 5 centymetrów od wielkiej stojącej kluchy Matta. No po prostu pięknie.

-----------------------------------------------

Tak, tu się kończy, nie przepraszam za to co się stało. Do zobaczenia w następnym rozdziale.

Planuję zrobić dodatek do książki w którym rozpisywałbym lekkie cytrynki (do tej pory były dwie) w prawdziwe yiffy. Będą oczywiście nie kanoniczne więc nie będą miały żadnego wpływu na fabułę ale jestem ciekaw co myślicie o takim pomyśle.

Futrzany śmieciowy romansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz