Kiedy wylądowaliśmy, jedne o czym marzyłam to: jeść, spać, wysikać się, zabić Aarona i uciec. W dokładnie odwrotnej kolejności.
Calum wciąż pozostawał dla mnie zagadką: z jednej strony był miły, z drugiej... był moim porywaczem. Nie wyglądał na gangstera czy mordercę, ale miał w sobie coś stanowczego, coś, co powodowało, że za każdym razem, kiedy zdarzyło mi się krzyknąć, tupnąć czy przeklnąć, nogi uginały mi się ze strachu. Nie uderzył mnie ani razu, ale wiedziałam, że gdyby była taka potrzeba, nie wahałby się tego zrobić. Wciąż dawał mi do zrozumienia, że muszę być w nienagannej formie. Stąd ciągłe pytania o to jak się czuję i czy czegoś mi nie potrzeba. Moje myśli nieustannie biegły w jednym kierunku i chociaż starałam się temu opierać, nie mogłam nic poradzić, że w myślach już tańczyłam na rurze i wyginałam się na kolanach starych kapciów.
Dreszcz obrzydzenia przeszedł przeze mnie całą. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie mogłam stać się niczyją dziwką. Wolałabym umrzeć niż pracować w domu publicznym. Największym problemem było to, że dalej byłam dziewicą. Nie chciałam, aby wydarzenia tak się potoczyły i próbowałam znaleźć w sobie tyle siły i samozaparcia, by uciec.
Aaron do końca podróży starał się powiedzieć mi jak najmniej, a jak najwięcej obrócić w sarkazm czy żart. Parę razy groził mi, że każda próba ucieczki skończy się postojem w najbliższym lesie podczas drogi do "tam" i...
-Julie!
Obejrzałam się za siebie, i, jak można było się spodziewać, pożałowałam tego od razu. Szliśmy do... nie wiem dokąd, ale zgaduję, że do samochodu, który miał nas zawieźć "tam".
-Nie stój jak święta krowa. Ruszaj to tłuste dupsko.
-Czemu mnie wołałeś?- zapytałam. Głos drżał mi bardzo.
Jeśli to miała być tylko próba ponownego upokorzenia mnie, to została zakończona sukcesem.
-Czego ty się tak ciągle boisz? Taki straszny jestem?- rzucił i uśmiechnął się obrzydliwie.
Oczywiście nie pytał dlatego, że był ciekawy odpowiedzi. Chciał mi pokazać, jak bardzo się boję i jak bardzo słaba jestem. Każde jego następne słowo udowadniało mi, w jak ogromne kłopoty się wpakowałam.
-Pytałem.- wysyczał.
-Tak.- odparłam bez wahania.
-Będzie tylko gorzej.- ostrzegł, a potem zaśmiał się chamsko.
Zniknął gdzieś między starymi budynkami, a mnie pod opiekę wziął ten trzeci.
~*~
Kochani Moi,
jutro napiszę kolejne rozdziały, nie martwcie się. Bardzo Wam dziękuję za aktywność, jest mi miło, że czytacie. Jednocześnie bardzo Was proszę, zostawiajcie komentarze, chciałabym wiedzieć, co myślicie.
Całuję :*
PS A może ktoś z Was zgadnie, jak mam na imię? ;)
CZYTASZ
Secuestro. Porwana
Teen FictionIsis Julie McLevis mieszka z ojcem i matką w kamienicy. Żyje w nędzy- utrzymują się z niewielkiej renty jej biologicznego ojca. Pewnego dnia, gdy dziewczyna idzie do sklepu zostaje zaczepiona przez „bandziorów". Jeden z nich oświadcza jej, że jej oj...